VrooBlog

VrooBlog

Archiwum bloga na marzec 2007.

Czy Szymborska może być autorytetem?

sobota, 24 marca 2007 17:50

Popatrzmy na postaci biblijne.

Historie Starego Testamentu, jak wiadomo nie służą do nauczania moralności. Kilka żon, zdrady, zabójstwa i inne były w standardzie.

Ale przychodzi Nowy Testament, i co robią ci perfekcyjni ludzie, ludzie nowego porządku?

  • Paweł – ścigał chrześcijan, wtrącał ich do więzienia i kamienował.
  • Jakub i Jan – kłócili się za plecami Jezusa, który z nich będzie miał lepszą posadkę w Królestwie Niebieskim.
  • Piotr – parokrotnie wyparł się że w ogóle zna Jezusa. W Antiochii grał podwójną grę w przypodobanie się i chrześcijanom – Żydom i byłym poganom, co krytykował Paweł.
  • Barnaba, towarzysz Pawła – ściemniał podobnie jak Piotr.
  • Jan Marek, późniejszy ewangelista – musiał narobić takiego bałaganu, że go Paweł wywalił z jednej z podróży.

Nie ma ani jednej osoby całkowicie perfekcyjnej.

Dlatego nie lubię żywotów świętych. To takie wybielanie na siłę.

Czy fakt, że Szymborska napisała w młodości parę wierszy o Leninie, że została zaczadzona socrealizmem – ma decydować o tym, jak oceniamy jej twórczość i pozycję?

Kilka słów smutnej prawdy

piątek, 23 marca 2007 10:16

Rozmowa o bezpieczeństwie państwa z Radosławem Sikorskim z dzisiejszej Rzeczpospolitej:

Podkreśla pan też, że Polsce nie wystarczą tylko deklaracje, że NATO nas ochroni. Jak to rozumieć?

Polska nie może sobie pozwolić na powtórkę z 1939 roku, na papierowe gwarancje bezpieczeństwa. Musimy mieć pewność, że w razie czego pomoc rzeczywiście nadejdzie. Jest lepiej niż w 1939 roku, bo mamy plany, tzw. ewentualnościowe sojuszu wzmacniane wielomilionowymi inwestycjami w naszym kraju. Te inwestycje pozwolą nam odegrać rolę kraju przyjmującego pomoc. Nadal nie mamy jednak żadnych elementów infrastruktury wojskowej sojuszu, co do których mielibyśmy pewność, że pakt będzie ich bronił. W tym kontekście wspominam o naszej ofercie umieszczenia w Polsce nowoczesnej bazy zwiadu wojskowego (AGS). Na tę decyzję strona amerykańska też ma wpływ. Ta sprawa mogłaby być częścią pakietu politycznego przygotowanego przy okazji decyzji w sprawie tarczy.

NATO to tylko papierowe gwarancje?

Takie są z definicji, bo są traktatowe. Poza tym nie są one tak definitywne jak to się niektórym wydaje. Traktat waszyngtoński mówi, że państwa członkowskie zareagują w adekwatny sposób według własnego uznania. Tam nie jest powiedziane, że zareagują pomocą zbrojną. To jest tylko domniemanie.

Usłyszeliśmy prawdę. NATO nas nie obroni, jeśli będzie to wbrew interesom ich członków.

Pomysł Sikorskiego na tarczę antyrakietową w Polsce jest więc taki: wciągnijmy się w amerykańską strefę interesów. Umieśćmy u nas ich instalacje, bo jakby co, to będą ich bronić. Mnie się wydaje, że to też jest założenie naiwne. Amerykanie chcą tej tarczy u nas lub na Słowacji właśnie dlatego, że ewentualna strata będzie daleko od stref ich interesów.

Czy ta gra jest warta świeczki? Nawet jeśli dostaniemy dodatkowe gwarancje USA, to i tak wzrośnie zagrożenie naszego kraju. Rosyjscy generałowie grożą, że staniemy się głównym celem ich rakiet. Kilka baterii patriotów tu nie pomoże.

Ostrzeżenia Rosji uważam za wiarygodne. I właśnie dlatego USA powinny zrekompensować nam to zwiększone ryzyko poprzez montaż systemów obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej krótkiego zasięgu. Specjalna umowa wojskowa z USA dodałaby wiarygodności przeświadczeniu, że atak na nasz kraj byłby atakiem na Amerykę.

Na razie zgadzamy się na wszystko, mając nadzieję, że USA to doceni. Jakoś nie docenia. W polityce międzynarodowej nie ceni się partnerów, którzy dają dużo, nie chcąc nic w zamian.

Możemy awansować ze statusu sympatycznego protegowanego USA do statusu sojusznika lżejszej wagi, który ma swoje interesy i potrafi postawić warunki. Chodzi o to, aby Amerykanie się przyzwyczaili, że korzyści muszą być obopólne.

Sikorski wyleciał z rządu przez jakieś konflikty personalne, a chyba był jedną z niewielu osób, które to rozumiały.

Znalazłem na dysku…

wtorek, 20 marca 2007 21:56

Jakiś poradnik na temat podrywania! :-)

Randki są dla „loserów”, profesjonaliści nie uznają randek. Randka to proces w kórym spotykcie się kobietą na którym ona podejmuje decyzję czy pójdzie z wami do łóżka, czy też nie. Profesjonalisci zamiast randek preferują krótkie spotkania na których pokazują kobiecie swoją inność, ciekawą osobowość. Starają się wpłynąć na emocje kobiety tak, aby uwieść ją na pierwszym spotkaniu. Nie zawsze to się udaje, więc wtedy pierwsze spotkanie ma służyć przyzwyczajeniu się kobiety do nowej osoby i powinno być krótkie (mała kawa). Niezbyt długie spotkanie ma pokazać kobiecie, że nie jesteście zdesperowani, że nie chcecie poświęcać nieznanej kobiecie zbyt wiele swojego cennego czasu.

Przypominają się stare i dobre Lachony:

Pizza Hut ratuje krzesła?

poniedziałek, 19 marca 2007 12:29

Z dworca kolejowego w Lesznie:

tablica z napisem RATUJE

Nie, to nie jest rebus. Ale może ktoś z Was wie, o co chodzi z tym napisem RATUJE?

Pakiet Kluski

19 marca 2007 08:45

Biznesmen mówi, że nowe ustawy umożliwią rejestrację firmy w jednym okienku w urzędzie skarbowym. Ograniczone zostaną wymogi sprawozdawcze w stosunku do przedsiębiorstw i nie będzie trzeba się starać o numer identyfikacyjny dla firmy, czyli tak zwany REGON.

Od paru lat pieprzą o tym samym. Że jak tylko będzie można zarejestrować firmę w jednym okienku, to będzie cud. A przecież to czynność jednorazowa, nawet w obecnej postaci nie jest wyjątkowo skomplikowana.

Zlikwidujcie obowiązkowe ubezpieczenia emerytalne. Nie zmuszajcie mnie do płacenia na rzeczy tak abstrakcyjne jak Fundusz Pracy – i tak w życiu nie wezmę ani przez jeden miesiąc zasiłku. Nie każcie się zastanawiać, czy taki a taki wydatek to jeszcze mogą być koszty, czy już nie. Zabierzcie urzędnikom skarbowym premie za rzekome przekręty które wykryli. Lub wprowadźcie mocne kary za działanie na szkodę przedsiębiorstw.

Czytam sobie teraz „historię polityczną Polski 1989-2005” Antoniego Dudka. Między innymi ulotka wyborcza UW z roku 97 – niższe podatki, ułatwienia dla przedsiębiorców. Bla bla bla. Nie prowadziłem wtedy działalności, ale podejrzewam ile od tego czasu się wyłącznie pogorszyło.

Babskie rozmowy

niedziela, 18 marca 2007 22:54

Dlaczego kobiety nie potrafią się spierać normalnie, tylko od razu muszą odstawiać sceny rodem z opery mydlanej? Nigdy się nie widziały, znają się tylko internetowo, nie mają w zasadzie punktów spornych, nawet nie kłócą się o faceta. Ale najmniejsza przyczyna – walka na śmierć i życie

Aż mi się chce pójść po kisiel.

Zabawa blogowa

piątek, 16 marca 2007 09:54

Dopadli mnie. I to w trójkę: Mikołaj, Kamyk oraz Ikari.

5 rzeczy, o których nigdy nie pisałem na blogu i o których mało kto wie.

1. Napisałem raz w życiu grę. A konkretnie na początku lat 90, w języku Basic na C64. Nazywała się „Łapacz liter”, pomysł i początkowy kod wziąłem ze starego numeru Bajtka (1/87). Udoskonalałem ją aż do roku 1998 (!), przede wszystkim starałem się ją przyspieszyć i dodawać nowe utrudnienia, ostatnia wersja jak wynika z opisu kasety to „8 PRO”. :-) W długie niedzielne wieczory z całą rodziną tłukliśmy kolejne rekordy, aż przed oczami pojawiały się smugi. Od paru lat przymierzam się do wyciągnięcia Commodore z szafy, jednak magnetofon mi się gdzieś zapodział.

2. Wygrałem konkurs piosenki. Niestety tylko na koloniach i w wieku 9 lat. Ale zaznałem sławy, autografów i podrzucania na rękach. :-) Przez parę chwil znajdowało się tutaj zdjęcie dokumentujące to niezwykłe wydarzenie – ale jako dosyć drastyczne, wyciąłem je.

3. Nauczyłem się czytać na Chatce Puchatka. Uwielbiałem tę książkę. Tak męczyłem moją mamę o jej czytanie, że chyba znienawidziła Puchatka na całe życie. A ja nauczyłem się wielu fragmentów Chatki na pamięć, aż w pewnym momencie okazało się, że w wieku 5 lat czytam samodzielnie. :-) Nie mogę tego powiedzieć o pisaniu, do tej pory mało kto jest w stanie mnie rozczytać.

4. Historia się przydaje. Parę lat temu na rozmowie kwalifikacyjnej standardowe tematy – co robię, co chcę robić i dlatego to ONI są najlepsi, aż tu nagle pytanie „A co Pan sądzi o Becku?”. Przez chwilę nie miałem pojęcia o co chodzi, czyżby o wydawnictwo prawnicze? A oczywiście chodziło o politykę ministra Józefa Becka – wpisałem bowiem w CV „Zainteresowania: polityka zagraniczna IIRP”. Okazało się, że przepytujący mnie prezes też lubi tę tematykę, miło więc sobie pogawędziliśmy o latach 30. Pracę dostałem.

5. Nie wszyscy rozumieją ironię. Chyba w 2 czy 3 klasie podstawówki dostaliśmy przed Dniem Matki następujące zadanie: opisz swoją Mamę. No to ja pojechałem po bandzie. Napisałem, że moja mama nic nie robi, tylko się wyleguje i ogólnie jest pasożytem społecznym. No dobra, mamy lekcję, przyszło parę mam, dzieci wyrywają się do czytania, jakie ich mamy są cudowne, kochane i w ogóle. Mojej mamy nie było, ale jako klasowego kujona poproszono mnie o przeczytanie. Czytam i patrzę, a twarz wychowawczyni i wszystkich obecnych mam tężeje. Patrzą na mnie jak na dziecko z rodziny patologicznej. Nikt się nie połapał. Ale chyba mi się dostało od mamy, gdy potem sama przeczytała to wypracowanie. :-)

Nie ma już praktycznie komu, więc nie przekazuję zabawy dalej… :-)

Refleksja nad naszym Kościołem

czwartek, 15 marca 2007 11:08

Ostatnio w mediach dużo komentarzy na temat opuszczenia stanu kapłańskiego przez znanego teologa, Tomasza Węcławskiego. To nie jedyny przypadek. Węcławski i inni odchodzą bo jest im w polskim Kościele duszno. Zamiast załamywać ręce nad czarnymi owcami, należy zapytać, dlaczego jest im duszno.

Polski Kościół to wielu karierowiczów, ludzi miękkich, nieumiejących stawić czoła rzeczywistości. Hierarchia często ukrywa prawdę. Polecam w dziesiejszej „Rzeczpospolitej” artykuł o abp. Kowalczyku, który jako nuncjusz „filtrował” pewne informacje przed Watykanem, np. w sprawie Paetza czy Wielgusa. Niedługo po powstaniu IPN, każda diecezja dostała poufne informacje o istnieniu księży-agentów. Zignorowano je. Taktyka kościoła katolickigo w Polsce to często głowa w piasek.

Hierarchowie patrzą też podejrzliwie na wszelkie objawy indywidualności – patrz skandaliczne traktowanie pracy ks. Isakowicza-Zalewskiego. No i pobłażliwość wobec kolejnych wybryków księdza Rydzyka. Biskupi boją się interweniować i przekazać jego radio komu innemu. Powołują tylko komisje, które udają że coś robią.

Czy potrzeba terapii szokowej? Opustoszenia kościołów, załamania się tradycji Polaka-katolika, czy porządnej schizmy, by ci włodarze się przebudzili?

Ważne to co Węcławski napisał w oświadczeniu: „Zamierzam działać publicznie wyłącznie na moją własną odpowiedzialność.” Jakie to będą działania, zobaczymy. Myślę, że nawet jako – odtąd – teolog świecki, może uczynić wiele dobrego.


Jak stąd uciec?

Najedź kursorem nad linka aby przeczytać opis...

Moje - prywatne: