VrooBlog

VrooBlog

Archiwum bloga na wrzesień 2008.

Najpierw przyszli…

poniedziałek, 29 września 2008 09:17

W Indiach trwają masakry chrześcijan. Najgorsze jest to, że niewiele można zrobić – poza modlitwą. Tylko, że każdego agencje prasowe donoszą o coraz trudniejszej sytuacji.

Całkowicie wyprowadził mnie z równowagi pan Andrzej Czerwiński, wiceprzewodniczący Klubu Parlamentarnego PO, który stwierdził, że prześladowania nie mogą być sprawą polityczną.

– My na pewno nie będziemy takich debat prowadzić, ponieważ jest to jakby indywidualna sprawa każdego z katolików czy każdego członka jakiejkolwiek religii. Nie ma nic gorszego niż polityczne zaangażowanie się partii w sprawę światopoglądu i religii i doprowadzenie – prędzej czy później – do jakichś konfrontacji religijnych (…). W tej chwili na ten temat (w PO) nie rozmawialiśmy – mówi Czerwiński.

Czyli jeśli hinduista morduje chrześcijanina, jest to ich indywidualna sprawa i w to nie mają się mieszać zajęte ważniejszymi sprawami rządy…

A przecież nawet Parlament Europejski, unikający religijnych deklaracji ostatnio przyjął rezolucję domagając się reakcji indyjskiego rządu. Jasne, nie wyślą wojsk, nie ogłoszą sankcji, rezolucje to słowa, które nic nie kosztują. Nawet tych słów zabrakło naszemu politykowi.

Pozostaje tylko zacytować znany wiersz niemieckiego pastora Martina Niemöllera napisany w Dachau:

„Kiedy przyszli po Żydów, nie protestowałem. Nie byłem Żydem.
Kiedy przyszli po komunistów, nie protestowałem. Nie byłem komunistą.
Kiedy przyszli po socjaldemokratów, nie protestowałem. Nie byłem socjaldemokratą.
Kiedy przyszli po związkowców, nie protestowałem. Nie byłem związkowcem.
Kiedy przyszli po mnie, nikt nie protestował. Nikogo już nie było.”

Ptaki powietrzne

29 września 2008 01:15

Przyjrzyjcie się ptakom:
nie sieją, ani nie zbierają plonów
i nie gromadzą ich w spichlerzach,
a wasz Ojciec Niebieski je karmi.
Czyż nie jesteście od nich ważniejsi?
Czy ktoś z was zamartwiając się może przedłużyć swoje życie choćby o chwilę?

(Mt  6,26-27, Biblia Paulistów)

W trosce o moje przyszłe dzieci

czwartek, 25 września 2008 20:12

Robiłem sobie dzisiaj rano śniadanie i krojąc chleb pomyślałem o swoich dzieciach. Krajalnica do chleba. Obracające się ostrze, które może zrobić niezłą masakrę. Ktoś kiedyś musi dziecko nauczyć z tej krajalnicy korzystać. A może samo się uczy w pewnym wieku, a wcześniej tylko trzeba trzymać z daleka?

Dochodzę do wniosku, że ze swoją awersją do ryzyka i dwiema lewymi rękami jestem kiepskim materiałem na ojca. :-) W końcu to matka ma się nad dzieckiem rozczulać i chronić je, a ojciec ma wyprowadzić je na świat i wystawiać na jakieś nowe i potencjalnie nawet niebezpieczne sytuacje – ale zawsze pod kontrolą.

Podejrzewam, że jak już sprawię sobie dzieci to podobnie jak przy innych tematach w moim życiu, obłożę się książkami, tak po 10-20 na każdy rok życia, no i będę się zastanawiał nad tym, że przecież w każdej radzą co innego. Liczę tylko, że moja żona mieć będzie znacznie praktyczniejszą naturę i nie będzie miała tylu wahań, bo inaczej tych dzieci nie da się nawet zaplanować. :]

Mój pies mówi do mnie we śnie

środa, 24 września 2008 09:12

Supełex kupiła sobie psa. Tak jak nie lubię psów, ten rzeczywiście sympatyczny, a w niej zdecydowanie się zakochał. :-) Dzisiejsza rozmowa:

Ona: ehh
Ona: jak wychodziłam to pies na mnie patrzył z żalem:(
Vroobelek: :>
Vroobelek: obsesje masz powoli
Ona: jaką obsesję /
Vroobelek: no na punkcie tego psa
Ona: wcale nie
Vroobelek: co on nie zrobil lub jak nie spojrzal
Vroobelek: dobrze że nie mowi :D
Ona: mówi do mnie we śnie
Ona: już mi raz powiedział że nie chce być zamykany w przedpokoju
Vroobelek: …

Na odwrót, na powrót

poniedziałek, 15 września 2008 00:42

dworzec z powrotnego pociągu

Tak chcieć by mnie kochała, nie mogę być nigdy ponury
i muszę się nauczyć unieść ją wysoko do góry
Tak chcieć by mnie kochała, nauczę się siedzieć na ławce
Przyglądać się bacznie robakom i każdej najmniejszej trawce.

I muszę nauczyć się ziewać, gdy pogrzeb przechodzi ulicą,
i kiedy na na procesjach tłumy pobożne krzyczą.
Lecz muszę być za to wzruszony, kiedy na przykład dzieci
biegają za gołębiami i kiedy sójka nadleci.

Muszę umieć fretkę pogłaskać i ją naumieć się pieścić,
i śmiać się, i na dnie siebie żyć słodkim snem bez treści,
i nie wiedzieć nic, jak ona i mówić bez śladów paniki,
i być dalekim od dobra, dalekim też od logiki.

(Parafrazując Pawlikowską, 15.09.2008)

Niepotrzebny awans

poniedziałek, 1 września 2008 09:08

Na zajęciach z zarządzania wiedzą na studiach uczono mnie, że istnieją dwa główne rodzaje pracowników biurowych: „data workers” i „knowledge workers”.

Ci pierwsi zajmują się przetwarzaniem danych i informacji. Typowe pozycje sekretarskie, księgowe, organizacyjne. Tutaj poruszamy się w ramach ustalonych procedur. Jeśli coś wykracza poza procedurę, to robimy co do nas należy, a reszta nas nie obchodzi – decyduje np. szef.

Ci drudzy na podstawie otrzymanych informacji kreują wiedzę. Coś nowego. To inżynierowie, architekci, również kierownicy podejmujący decyzje np. co do przyszłości projektów. Tutaj trzeba umieć rozwiązywać problemy, poruszać się w sytuacjach nietypowych, wspierać innych ludzi.

Można zauważyć, że zestaw umiejętności dla każdej z tych dwóch kategorii jest odmienny. Jednak przeskok z pierwszej do drugiej to typowa ścieżka awansu.

W firmach, z którymi się stykam widuję dziesiątki pań (tak się składa, że są to głównie kobiety), które zostały kiedyś zatrudnione na stanowisku sekretarki/asystentki/recepcjonistki. Radziły sobie bardzo dobrze, więc dostały potem jakiegoś młodszego specjalistę od czegoś tam. Również nie było źle więc w końcu zostają specjalistą lub managerem. I dupa. Z dziewczyny, która sobie doskonale radziła pozostaje typowa „blondi”, która nie rozumie najprostszych rzeczy na wyższym poziomie niż czyste wykonastwo. Która boi się podejmować większych decyzji, jeśli je podejmuje to na zasadzie ślepego trafu, albo skupia się na mikrozarządzaniu. Która jednocześnie boi się przyznać do tego, że czegoś nie rozumie i boi się pozostawić tę sprawę komuś kto się zna – bo to będzie świadczyło o jej braku kompetencji. Siedzą sobie więc takie panie wiele lat przy swoich biurkach, produkują liczne pisma, uczestniczą w zebraniach i wspaniale markują fakt, że są właściwie niepotrzebne.


Jak stąd uciec?

Najedź kursorem nad linka aby przeczytać opis...

Moje - prywatne: