VrooBlog
Archiwum bloga w kategorii Sen czy jawa?:
Na granicy jawy i snu…
Z rozmów z aniołem
– Aniele Boży, stróżu mój…
– W czym mogę pomóc?
– Mam u was wykupioną usługę „życie wieczne”.
– Jak wszyscy. Jakieś dodatkowe warianty?
– Tak, pakiet „Ostatni będą pierwszymi”.
– A to dobrze, bo nie zostało już za dużo czasu.
– Czy to oznacza, że już niedługo koniec?
– Wy ludzie, mylicie zbyt często wasz prywatny koniec z takim ogólnym końcem świata, który nie powinien was interesować.
– Co mam więc robić?
– Wyzyskujcie chwilę sposobną, bo dni są złe.
Dzień dobry.
Sceny z wojny z Holendrami
A więc stało się. Nastała wojna z Holandią.
Scena #1. Tak trochę wyjęta z Maxa Payne III w trybie multiplayer. Bronimy się przed holenderskimi żołnierzami próbującymi wedrzeć się do naszego budynku. Stoję w oknie, strzelam do wszystkich, którzy wybiegają. Mam potem wyrzuty sumienia, że zastrzeliłem człowieka, który chyba chciał się poddać.
Scena #2. Chwilowe zawieszenie broni. Dowódcy polscy i holenderscy (po 50-ce, siwe włosy, mądre spojrzenie) zastanawiają się po co to wszystko. Wchodzą na wieżę obserwacyjną i ze smutkiem patrzą na pobojowisko.
Scena #3. Część Holendrów zmieniła się w zombie. Zostali zagonieni do kościoła i tam po wypowiedzeniu odpowiedniej formuły nad ich głowami widnieją czerwone kręgi. Jedynym sposobem jest ich ich spalenie. Im to akurat nie zaszkodzi, bo przecież już nie żyją. Ale wewnątrz są też ludzie, nad którymi nie ma czerwonych kręgów. Ci panicznie się boją.
Scena #4. Po meczu z Holandią na stadionie Narodowym, stoję w kolejce do bankomatu w pomarańczowo-biało-czerwonym tłumie. Jakiś dziadek przede mną ma problemy z wypłaceniem kasy. Chcę mu pomóc i poznaję – spotkałem go na wojnie po przeciwnej stronie. Cieszymy się, że się widzimy teraz.
Scena $5. Las, skały, coś jak Jura Krakowsko-Częstochowska. Budujemy umocnienia, żeby nie dać się zaskoczyć. Odwiedza nas popularny pięściarz, który opowiada o tym jak walczył z Holandią.
(Dlaczego Holandia, dlaczego akurat takie motywy mi się dzisiaj przyśniły? Poszukiwanie nawiązań do wcześniejszych filmów/gier/książek jest ciekawym ćwiczeniem).
Z pamiętnika poznańskiego kuratora
Sen na temat dylematów moralnych i pytania o to, czy jesteśmy kogoś w stanie zmienić, nawet jeśli nie mamy na to szans.
Jestem sobie wysłannikiem kuratorium, który przyjechał zobaczyć jak radzi sobie dziecko uczone w trybie indywidualnym. Nie wiem czy jest ono wybitnie zdolne, czy może niepełnosprawne, raczej to drugie (ale nad tym to zastanawiam się dopiero rano, we śnie po prostu jest). Dziecko ma niesamowitą wiedzę, recytuje mi z pamięci całe rozdziały, jednak nie potrafi zupełnie opowiedzieć o nich własnymi słowami. Wygląda na to, że nauczyciel poszedł po najmniejszej linii oporu i zrobił z dziecka robocika.
Nauczyciel o tym wie, traktuje mnie ostentacyjnie wrogo, wiedząc, że w raporcie nie napiszę o nim dobrze. Ja jednocześnie wiem, że nie ma szans, aby go zmieniono, więc czego bym nie napisał, to i tak co najwyżej zrobię sobie wroga. Co więc mogę zrobić, aby to on zachowywał się inaczej? Raport napisałem, on jednak mi go zabrał, a mnie zostawił na bezludnej wyspie w środku lasu [no, to tylko sen]. Uwalniam się stamtąd, wracam do niego i … audiencja. Nauczyciel pewny swego, otoczony dworem, patrzy na mnie z góry, wie że nic mu nie mogę zrobić. Ale czy czytał ten wykradziony raport, czy zobaczył, co tak naprawdę o nim napisałem?
***
Nie zawsze wiem, skąd się biorą tematy moich snów, ale tutaj akurat jest to jasne: chodzi o książkę Macieja Grabskiego „Ksiądz Rafał”, którą ostatnio przeczytałem (nie, nie na Kindle, papierowa z biblioteki). Trochę naiwna, ale wciągająca rzecz o młodym (przed 40) proboszczu, który trafia do zapyziałej wsi, gdzie każdy bał się starego proboszcza, ale i tak robił co chciał. Szybko czekają go donosy do biskupa, a największym wrogiem jest proboszcz sąsiedniej wsi, dziekan Tomanek, który marzy o karierze w kurii, a któremu doktorat pisze szantażowany przez niego wikariusz. Nie zdradzając szczegółów, tytułowy Rafał radzi sobie jednak z tymi przeciwnościami, przy użyciu środków nieraz bardzo oryginalnych.
Śnić wszystkie nierozpoznane twarze
Jak dobrze wiadomo i jak już pisałem, nie mam pamięci do twarzy.
W liceum wszystkie osoby z klasy rozpoznawałem dopiero po roku. Większości sąsiadów z bloku dotąd nie poznaję. Jeszcze gorzej bywa zawodowo – np. jest firma, do której chodzę raz w tygodniu i jak tu wszystkich zapamiętać? Albo ludzi, z którymi rozmawiałem na jakiejś konferencji, a spotykam ich pół roku później. Albo ktoś mnie zaczepia, bo był na szkoleniu, które prowadziłem i … hmm, muszę mu uwierzyć. :-) Czasami zdarzają się naprawdę embarasujące sytuacje.
Podobno w ten sposób mózg broni się przed nadmiarową informacją – ale np. imiona i nazwiska zapamiętuję dobre. Samych imion i twarzy – wcale. Potrzebuję o człowieku jak najwięcej wiedzieć, zanim go uda mi się zapamiętać – a skoro nic nie wiem, to po co mam go pamiętać? Tak pewnie rozumuje mój mózg.
Jest mi z tym źle, próbowałem coś z tym zrobić, ale bezskutecznie. Tak z 5 lat temu się zawziąłem, zdjęcia i nazwiska wszystkich ludzi z firmy dla której pracowałem wrzuciłem do Supermemo – jako pytanie zdjęcie i mam zgadnąć kto tam jest. Po miesiącu odpowiadałem perfekcyjnie. Przyszedł wyjazd integracyjny. Jak pomyliłem się trzy razy z rzędu, dałem sobie spokój.
A temat dzisiaj pojawił mi się we śnie. Byłem na jakimś wyjeździe, w pokoju hotelowym, nagle wparowuje jakiś człowiek, stawia wódkę, szklanki i sok do przepicia. Za nim wpadają jakieś dziewczyny. Wszyscy robią wrażenie, że mnie znają i że się nie widzieliśmy dłuższy czas. Czego ode mnie chcą? Dlaczego nie wiem kim są? Co w ogóle robią w moim śnie?
Przywiązania
Właściwie to nie wiem, w jaki sposób nas porwali. Pamiętam, że byliśmy dość elegancko ubrani, wśród nas paru posłów, zebranie w jakimś publicznym miejscu. Zrobili listę alfabetyczną i wywieźli nas do miejsca odosobnienia, jak się potem okazało, gdzieś w Holandii. Spędzaliśmy tam kolejne dni, nie przypominało to więzienia, a hotel robotniczy. Z tym, że nie można było wyjść: kraty, zamknięte drzwi i strażnicy. Choć z pilnowaniem było dziwnie, bo raz nas zabrano na wycieczkę (?) do pobliskiego miasta – stąd dowiedziałem się, że jesteśmy w Holandii. Jakby byli pewni, że i tak im nie uciekniemy. Mijały dni, tygodnie, nic się nie zmieniało, raz tylko wpadł do nas na wizytę Benedykt XVI i uczyliśmy się jak po niemiecku mówić „Wasza Świątobliwość”. W pewnym momencie uświadomiłem sobie, że nie ma innej możliwości, że nie będzie żadnego procesu, że nie mam na co czekać i że zostanę tam na zawsze. I że faktycznie ucieczka jest niemożliwa. Pozostaje trwać. A może to nie jest więzienie? Nad naszymi łóżkami zobaczyłem tablice korkowe z przybitymi kołkami. Coś jak historia choroby. Co oznaczały? Wystarczyło się wczytać w podpisy. Każdy z kołków to kolejne przywiązanie i uzależnienie od czegoś. Widziałem, że czasami u ludzi znikają pojedyncze kołki. Może to obsługa je zdejmuje, może oni sami? Zniknął i jeden u mnie. I drugi. Pozostało przekonanie, że jeśli zniknie ostatni, to w końcu to miejsce opuszczę.
Obudziłem się i przypomniałem, że wczoraj poczta przyniosła mi paczkę płyt krakowskiego zespołu Millenium, a w niej „Interdead”, koncept album o człowieku uzależnionym od Internetu. Co ta moja podświadomość wymyśla…
Poranne „google suggest”
Wróciłem z koncertu, usmażyłem sobie jajecznicę, zjadłem czytając ponownie Lapidaria Kapuścińskiego i włączam komputer. Uświadamiam sobie, że wciśnięcie przycisku „Power” daje typową reakcję uzależnienia: zadowolenie, poczucie bezpieczeństwa i kontroli. A to tylko przycisk.
No, ale miało być o snach.
Właściwie nie o snach, co etapie pośrednim. Obudziłem się dzisiaj rano o 5.40, podobnie jak każdego dnia, z tą jednak różnicą że dziś mogłem pospać dłużej. Dlatego uchyliłem okno, załatwiłem drobną potrzebę i wróciłem do łóżka. Podczas tych czynności zauważam, że jestem wciąż w stanie lekkej nieświadomości. Z jednej strony wiem co się ze mną dzieje, świadomie poruszam się, z drugiej moje myśli są daleko od jakiegokolwiek logicznego rozumowania. Pomyślałem o pewnej sprawie. I od razu, nagle, bez żadnego wysiłku z mojej strony setki słów, obrazów, dotyczących właśnie tej sprawy. Myślę o innej – w sensie: przywołuję jej nazwę. I znowu – myśli moje zaskaskują setki skojarzeń. I tak dalej. Zupełnie jakbym wpisywał początek nazwy w Google, a wyszukiwarka sama rozwijała resztę. Takie surfowanie po własnej podświadomości. Zjawisko mnie zaskoczyło i zachwyciło – bo pojawiały się rzeczywiście rzeczy, których się nie spodziewałem. Zacząłem się zastanawiać, czy jestem w stanie sterować tym co się pojawia? Czy mogę coś więcej tej swojej podświadomości podpowiedzieć? Chwilowo myślałem, że mi się udaje, ale nie. Po paru próbach zorientowałem się, że już niewiele się pojawia automatycznie, że ja te wszystkie skojarzenia wymyślam. Skończyłem eksperyment i usnąłem. :-)
Gdzie jesteście, moje sny?
Piszę tu czasami na temat swoich snów. Niektóre dziwne, niektóre dziwno-prorocze. Swego czasu eksperymentowałem z różnymi technikami Lucid Dreaming, które są nastawione przede wszystkim na to, żeby zapamiętywać sny. Bo co po takich, których w chwilę po przebudzeniu nie pamiętasz, albo nie masz świadomości że nastąpiły. W ostatnich miesiącach zacząłem sobie uświadamiać, że snów jest jakby mniej.
Wzięło się to chyba z dwóch rzeczy.
Sny zapładnia nasza wyobraźnia, wszystko z czym się stykamy, ludzie, sytuacje, historie. Jeśli te historie są złe, to i sny są złe, a w skrajnych przypadkach zmieniać się mogą w koszmarki. A ja zaniedbałem czytanie. Takich prostych, ale odrywających od rzeczywistości książek. I oglądanie filmów.
Poza tym mój rytm spania stał się nieregularny. 4 dni w tygodniu po 4-5 godzin; jeden dzień odsypianie godzin 10 (choć tydzień temu pobiłem niechlubny rekord: 12), no i pozostałe dwa normalnie 6-7. Niezbyt to zdrowe, bo i organizm odpowiada zmęczeniem, ale i chyba nie ma czasu na rozwijanie się tych snów. Do tego budzenie budzikiem, który czasami trafia w płytszą fazę snu, a czasami w głęboką. Fazy – co kiedyś nawet zbadałem – zmieniają się u mnie mniej więcej co 1,5 godziny, więc muszę spać około 7,5 godziny, około 6 godzin, albo około 4,5 godziny. Jeśli śpię 5h15 to akurat wybudzam się z fazy głębokiej i łażę kołowaty przez parę minut.
Gdzie te moje sny? Czekam ich z utęsknieniem, liczę na dobrą rozrywkę i podpowiedzi w sprawach strategicznych. :-)
Mój pies mówi do mnie we śnie
Supełex kupiła sobie psa. Tak jak nie lubię psów, ten rzeczywiście sympatyczny, a w niej zdecydowanie się zakochał. :-) Dzisiejsza rozmowa:
Ona: ehh
Ona: jak wychodziłam to pies na mnie patrzył z żalem:(
Vroobelek: :>
Vroobelek: obsesje masz powoli
Ona: jaką obsesję /
Vroobelek: no na punkcie tego psa
Ona: wcale nie
Vroobelek: co on nie zrobil lub jak nie spojrzal
Vroobelek: dobrze że nie mowi :D
Ona: mówi do mnie we śnie
Ona: już mi raz powiedział że nie chce być zamykany w przedpokoju
Vroobelek: …
Dwa dziwne sny o poranku
Zwykle nie zapamiętuję snów. Jakieś niejasne wspomnienia unoszą się po przebudzeniu, ale wystarczy parę minut by umknęły, tak że przeżyć ubiegłej nocy nie jestem w stanie sobie przypomnieć nawet w zarysie.
Dziś o tyle inaczej, że ostatnie sny były właściwie świadome, bo wcześniej obudził mnie hałas w bloku, trwałem więc w takim stanie pół-snu, pół-jawy, widząc wyraźnie co się dzieje, a nie mając na to specjalnego wpływu.
Sen pierwszy: jestem złodziejem sklepowym. To znaczy prawdopodobnie jestem po prostu głodny, nie mam pieniędzy i próbuję coś z tym zrobić. Dostaję się do hipermarketu przechodząc przez bramkę bez wózka i porywam jakiś, który już w sklepie stoi bezpański. Dalej przeskakując kolejne bramy i fotokomórki, znajduję potrzebne składniki – i gdzieś w kącie sklepu robię sobie kanapki. :-) Nie zjadam ich jednak, zabieram wózek i … udaję się do kasy i tam się tłumaczę przed ochroną. Nie mogą mnie potraktować jako złodzieja, bo sam się zgłosiłem, z drugiej strony co zrobić, w końcu mam wyłącznie kanapki. Nie wiem co się dalej dzieje, ale chyba wychodzę cało. :)
Sen drugi: oglądam coś jakby reportaż – widzę co się dzieje i głos komentarza płynący z offu, ale nie widzę osoby komentującej. To jakiś muzyk, poeta? Wieczór, ulica, nieliczne latarnie – po ulicy chodzi grupka młodych ludzi (pijanych?), którzy krzyczą coś o Bogu. W tle komentarz. „Chodziłem sam takimi ulicami, krzyczałem i protestowałem. Nigdy, przenigdy nie podejrzewałem, że w instytucji tak znienawidzonej jak kościół katolicki znajdę pomoc, przyjaciół i dary Ducha Świętego”.
Co było dalej nie wiem, zadzwonił budzik. Patrzę na zegarek, nieprawda, on zadzwoni dopiero za 10 minut. Wstałem, idę robić śniadanie.
Wolny jak wróbel na parapecie
To, wiecie, jest ciekawe przeżycie. Wiosna, otwarte na oścież okno kuchenne. Wchodzę na parapet, wychylam się na zewnątrz, chwila wahania (o niej za chwilę), odbijam się. Lecę.
Jestem tu cały i zdrowy, a do wiosny daleko, jest to jakiś dowód, że wszystko działo się we śnie. Czy na pewno? Stałem sobie na tym parapecie i w pewnym momencie ogarnął mnie jednak strach. I refleksja rzadko we snach spotykana. Co stanie się, jeżeli to jednak nie jest sen? Dobra, jak to zwykle we śnie, nie wiem skąd wziąłem się w swoim starym mieszkaniu, pewne rzeczy widzę trochę przez mgłę – ale może to chwilowe zamroczenie, a ja po prostu odwiedzam mieszkającą tam ciotkę? To niby pierwsze piętro. Ale jeśli wyskoczę, pewnie co najmniej połamię sobie nogi.
Możliwość latania sobie nad znanym mi światem to jedna z przyczyn, dla której zainteresowałem się tematyką Lucid Dreaming. Trafiłem na to przypadkowo. Jakieś 3 lata temu szukałem w Google ciekawostek o parzeniu herbaty. Jako jedna ze stron wyskoczyła Lars’ Lucid Dreaming FAQ. Z początku była fascynacja. Bo to proste w sumie techniki, a jaka frajda, gdy możemy wyreżyserować swoje sny. W praktyce było gorzej, aby Lucid Dreams zdarzały się regularnie trzeba ćwiczyć. To mi nie wychodziło, np. nie byłem w stanie zapisywać swoich snów zaraz po przebudzeniu (o czym już kiedyś pisałem w komentarzach do notki PKP Myśl).
Ale gdy świadomy sen zdarzy się przypadkowo i jestem w stanie go wyłapać, wtedy sprawia duuużą przyjemność.
W tym śnie dzisiejszym pewna rzecz zdążyła mnie rozśmieszyć (też przez sen). Lecąc sobie nad praskimi blokowiskami zauważyłem, że dalsze widoki są na początku niewyraźne, widzę tylko kolorowe plamy, dopiero po chwili pojawiają się ze szczegółami. Natychmiast zorientowałem się, że to oczywiste skojarzenie z Google Earth. :-) Czyżby podświadomość też pobierała dane w paczkach?