VrooBlog

VrooBlog

Archiwum bloga na wrzesień 2014.

Internetowi hejterzy ZUS

poniedziałek, 29 września 2014 09:38

zus-doradca

Raz w roku powtarza się to na wszystkich portalach społecznościowych. Rząd ogłasza nowe wartości średniej płacy, a co za tym szereg stawek, które zależą od tej wartości. M.in. comiesięczne składki na ZUS od prowadzących jednoosobowe firmy.  Po czym zaczynają się narzekania.

Skladki: zdrowotną, emerytalną, rentową, wypadkową, chorobową i na Fundusz Pracy płaci się od podstawy wynoszącej część średniej płacy krajowej. Obowiązkowe są wszystkie poza składką chorobową – tak czy inaczej każdy prowadzący działalność musi oddać państwu około tysiąca złotych miesięcznie. I to nieważne, czy ma jakiekolwiek dochody.

Przez Facebooka przewija się fala lamentów – główna – w momencie ogloszenia stawek – oraz fale wtórne, około 10 dnia każdego miesiąca. Jaki ten ZUS pazerny, a przecież i tak nie możemy liczyć na emerytury!

Nie do końca to rozumiem.

Owszem, były w dziejach mojej działalności gospodarczej miesiące, gdy nie wystawiałem ani jednej faktury, a jedynym kosztem był ZUS i gdy księgowa z troską w głosie sugerowała, że działalność można zawiesić. Teraz też nie powiem, że nie boli oddawanie państwu tego tysiąca złotych bez paru groszy (bo z chorobowej zrezygnowałem). Wymaganie, aby bardzo małe firemki płaciły ten tysiąc jest specyficznym rodzajem podatku pogłównego i jednym z największych hamulców dla przedsiębiorczości w PL, choć fakt, że przez pierwsze dwa lata ZUS jest „promocyjny” jednak trochę pomaga, a większość składki zdrowotnej da się odliczyć od podatku. Nie dziwię się wcale tym, że setki ludzi zmuszonych przez kontrahentów do założenia działalności, a zarabiających niewiele ucieka z tymi składkami za granicę, zakładając firmy np. na Litwie.

Dziwi mnie jednak powszechne narzekanie na te składki ze strony ludzi, których firmy – można założyć – przędą całkiem nieźle i którzy pracując na etacie, tych składek płaciliby kilka tysięcy miesięcznie. Instytucje państwowe są skrajnie nieefektywne, każdy szpital się chętnie zadłuży po uszy, bo i tak zostanie wyciągnięty, pieniądze wyciekają, ZUS płaci zapewne nadal tysiące lewych rent, a nie daje ich ludziom naprawde chorym itd. Najbardziej wkurza mnie 55,07 zł miesięcznie na Fundusz Pracy – czyli utrzymywanie Urzędów Utrwalania Bezrobocia, z których usług nie zamierzam nigdy korzystać.

Ale to nie zmienia faktu, że jeśli będziesz musiał pójść do szpitala na porządną operację, to abonament w Luxmedzie ci tego nie zagwarantuje. Również jeśli państwo polskie przetrwa do 2045 roku, jakąś emeryturę od niego dostanę. Trudno, system emerytalny po zniszczeniu reformy OFE nadal wygląda tak, że składkami finansuję obecne emerytury. Ale jakoś je trzeba finansować. Czy mamy powiedzieć starszym ludziom – idźcie do swoich dzieci i pomocy społecznej, bo my wam kasy na emerytury nie damy?

Czy właściciele przedsiębiorstw chcieliby zamiast składek ZUS płacić liniowy PIT nie 19%, a 27%? Owszem, byłoby to sensowniejsze, bo przecież składka ZUS to tak naprawdę inny podatek. Ale nie sądzę, aby im się opłaciło.

Banieczki w których żyjemy

poniedziałek, 22 września 2014 13:56

Traubensaft Schaum 1

Czy słyszeliście, drodzy czytelnicy, o takiej rasie psa „wilczak czechosłowacki”? Ja się dowiedziałem z Wikipedii, gdy na początku tego roku wybuchła ogromna dyskusja wokół hasła na jego temat. Spierano się o nazwę, szczegóły opisu, w ogóle o istnienie takiej rasy – przytaczano źródła, artykuły, dowody, raporty – a najbardziej w pamięć mi zapadła wypowiedź jednego z adwersarzy podczas skargi do tzw. Komitetu Arbitrażowego:

[…] obecna wersja artykulu o wilczakach opublikowana na Wiki jest powodem ogromnej ilosci kpin i zartow jakie pojawily sie czy to na stronach hodowcow wilczakow, czy na forach i serwisach spolecznosciowych.

Dla tych ludzi szczegóły na temat wilczaków czechosłowackich są całym życiem – dla reszty świata – czymś nieistotnym, co zawiera się w jednym z setek haseł Wikipedii o rasach psów.

Inny przykład – trochę mi bliższy, bo sam swego czasu grywałem dużo w turniejach scrabble. Ktoś napisał na Wikipedii biogramy wszystkich scrabblowych mistrzów Polski. Hasła poleciały pod nóż, bo… scrabble nie mają jako sport rangi takiej, aby wytłumaczyć istnienie szczegółowych wpisów w encyklopedii, jakby nie było powszechnej. Co z tego, że w Polsce jest prężnie działająca Polska Federacja Scrabble, ze w rankingu turniejowym notowanych jest ponad 300 nazwisk (i drugie tyle w poczekalni do niego), że przez ten ranking przewinęło się w ciągu ostatnich 20 lat parę tysięcy osób, że towarzysko grają setki tysięcy, że istnieją dziesiątki klubów w całej Polsce i mnóstwo stron internetowych poświęconych scrabble?

Nie, dla przeciętnego obserwatora z zewnątrz, takie granie to jakaś kompletna nisza.

I jeszcze jeden przykład – dawno temu założyłem Yesomanię, internetowy fanclub grupy Yes. Straszliwie mnie wkurzała ignorancja mediów, niezauważanie takich wydarzeń jak wizyta zespołu w Polsce, czy nowe płyty. Były czasy gdy starałem się każdego „nawrócić” na słuchanie Yes. Choć szybko też zauważyłem, że ludzie znający nawet Yes, ale nie będący wiernymi fanami patrzą na mnie podejrzliwie, jak na człowieka który nie słucha niczego więcej.

Do czego zmierzam. Świat jest pełny „banieczek” kryjących nasze zainteresowania i aktywności, które koncentrują się wokół mniej czy bardziej zamkniętych forów dyskusyjnych, stowarzyszeń, zlotów. Uczestnicy banieczek od świata zewnętrznego oczekiwać mogą tylko niezrozumienia. Dlatego zamykają się w tych swoich społecznościach, nie liczą już na to, że media ich zauważą, bo jeśli już – to zauważą głównie ich dziwactwa. Po pewnym czasie każda taka społeczność w pewien sposób „tetryczeje” – tworzy bariery wejścia dla nowych (bo po co wyjaśniać cały czas to samo), własne rytuały i zwyczaje. Nie możesz być fanem na pół gwizdka, albo pozwolisz aby pół życia wypełniała ci nasza pasja, albo nie będziesz nadążał. A jeśli spotkają się dwa punkty widzenia i dwie silne osobowości, dochodzi do wielkiej burzy… najczęściej w szklance wody, bo jest ona nieistotna dla świata zewnętrznego.

Zdjęcie: Friedrich Böhringer CC-BY-SA-2.5

Cukrowa mafia

wtorek, 16 września 2014 09:07

Sugar 2xmacro

Z początkiem września po raz n-ty zacząłem odchudzanie. Ostatni raz było dwa lata temu, gdy lekarz postraszył mnie wynikami cholesterolu. No, jak się okazało, gdy chcę to mogę, przez dwa miesiące zszedłem o 5 kg w dół, a wyniki cholesterolu okazały się wzorowe. Oczywiście rok później waga wróciła do niedobrej normy, a cholesterolu też od dawna nie badałem.

Teraz kolejne podejście. Porażki przeanalizowane, cele zracjonalizowane i do dzieła. Moja dieta jest dość prosta – po prostu odrzucam wszystko co ma wysoki indeks glikemiczny. Zero cukru, słodyczy, ciast, ziemniaków i białego chleba. Zero piwa. No i to przynosi efekt, oczywiście pod warunkiem, że za miesiąc czy dwa nie skuszą mnie świeżutkie, pachnące, mięciutkie, bielutkie bułeczki.

Najgorsze na początku jest porzucenie uzależnienia od cukru. Bo trzeba sobie uświadomić, że większość z nas jest uzależniona, nawet jeśli nie zjadamy codziennie batonika czy kanapki z nutellą. Z cukrem jest podobnie jak z alkoholem – uzależniony mówi, że co tam, mógłby się w każdej chwili powstrzymać. No to spróbuj. Kilka pierwszych dni bez cukru to jest naprawde mordęga. Czego bym nie jadł, a naprawde nie ograniczam kalorii, to szybko dopada głód, który każe mi biec do lodówki, żeby coś dojeść, albo do schowanych po domu zapasów krówek, aby medytować „choć jedna, choć jedna”. Ale po około tygodniu odpuszcza. W domu rodzinnym zostałem poczęstowany szarlotką, no dobra, jeden kawałek nie zaszkodzi. Owszem, nie zaszkodził, ale… jakie to słodkie! Szybko zmienia się percepcja słodyczy.

Najgorsze w odzwyczajaniu się od cukru jest to, że cukier jest wszędzie. Wiadomo – napoje gazowane do odstawienia, skoro pół litra Coli zawiera 50 g cukru… Ale gorzej z tymi różnymi zamiennikami cukru dodawanymi do produktów spożywczych. Podobnie jak 10 lat temu wraca czytanie etykiet, porównywanie, aha tutaj mają, tutaj nie mają, świadomy wybór, który jest dość trudny.

Niedawno obok mojego obecnego miejsca zamieszkania otworzyli Biedronkę. Czasami tam zachodzę, idąc alejką widzę, że ze wszystkich stron atakują mnie słodycze, produkty wysoko przetworzone i słodzone napoje. Jeśli nie ma się wiedzy co kupować, nie ma wyjścia – wpadnie się w sidła. Czy za 20 lat polskie społeczeństwo będzie wyglądało jak amerykańskie? Po 30 kg nadwagi na łebka.

Skończyłem dzisiaj czytać książkę Cukrowa mafia. Jak cukrowe lobby niszczy Twoje zdrowie, którą napisał niejaki Hans-Ulrich Grimm. Lektura dość trudna, bo zgodnie z nazwiskiem autor leje wodę, powtarza się, daje opisy przyrody, a i tłumacz się nie popisał, np. zamiast „indeksu glikemicznego” wymyślając „indeks glukaminowy”. Ale teza książki bardzo ciekawa – lekarze od wielu lat wiedzą o tym, jak bardzo szkodliwy jest cukier – za jakie choroby odpowiada, no i jak straszliwe jest nadużycie cukru w państwach Zachodu. Wiele mówiąca statystyka: niemieckie dzieci jedzą rocznie więcej cukru, niż same ważą czyli średnio 50,9 kg. Z tego 10 kg w ciastkach, 5 kg w lodach, 3 kg w czekoladzie i batonikach, 3 kg w cukierkach – i aż 23 kg w słodkich napojach.

Ale wiele działań skutecznie blokuje przemysł spożywczy czyli największe światowe koncerny – Coca Cola, Nestle itd. Według autora, potrafią one skutecznie lobbować w Światowej Organizacji Zdrowia, aby ta nie potępiała jednoznacznie cukru, ani nawet nie zachęcała zbyt głośno do ograniczenia jego spożycia. Tym, którzy są świadomi działania cukru, koncerny proponują słodziki – ale one też nie są bez wad. Tytułowa „mafia” to zgodne działania wszystkich, dla których cukrowy biznes jest opłacalny. O tym też kiedyś pisałem – dawniej bezczelnie mówiono, że „cukier krzepi”, jeszcze w latach 70. zachęcano do picia słodkich napojów, bo miały hamować apetyt i ułatwiać zrzucanie wagi.

Michel Montignac w swojej książce „Jeść aby schudnąć” której wydanie sprzed ponad 10 lat pomogło mi rzeczywiście zrzucić 13 kilogramów, umieścił rozdział o jednoznacznym tytule: „Cukier jest trucizną”. Kupiłem ostatnio e-booka przygotowanego na podstawie nowszego wydania. I tam widzimy: „Cukier: słodycz, która życzy nam bardzo źle”. Nawet tam dotarła mafia?

Autor zdjęcia: Lauri Andler(Phantom), GFDL/CC-BY-SA-3.0


Jak stąd uciec?

Najedź kursorem nad linka aby przeczytać opis...

Moje - prywatne: