VrooBlog

VrooBlog

Archiwum bloga na styczeń 2014.

Największa niesprawiedliwość współczesnej Polski

środa, 29 stycznia 2014 15:01

W tym jak wygląda nasz kraj w drugiej dekadzie XXI wieku można szukać wiele różnych niesprawiedliwości. Jest jednak jedna, która dotyczy niemal każdego. Chodzi o kwestie mieszkaniowe.

Mieszkań jest w Polsce za mało, są za drogie w stosunku do zarobków i często skupione w rękach osób, które ich bynajmniej nie kupiły po cenie rynkowej.

W zasadzie niesprawiedliwość może dotknąć każdego:

  • Zwroty mieszkań „prawowitym właścicielom” – straszliwy przykład korupcji na szczeblu państwowym. Polski nie stać na zwrot wszystkich nieruchomości. Nie ma też odwagi, aby te przepadki mienia sprzed 50-60 lat zalegalizować. Zwraca się więc to, co akurat jakiejś grupie uda się wywalczyć. Kościół sobie załatwił przez komisję majątkową, wielu następców prawnych właścicieli walczy w sądzie. Jednym się udaje, innym nie.
  • Efekty tych zwrotów – czyściciele kamienic, absdurdalne czynsze, wyrzucanie ludzi, którzy mieszkali tam przez dziesiątki lat. Podważanie podstaw życia tym, którzy nie mieli nawet szans przygotować się na inne mieszkanie.
  • Wspólny biznes banków, developerów i branży budowlanej – który doprowadził do boomu na kredyty mieszkaniowe i wzrostu cen o kilkaset procent przez kilka lat. Ceny mieszkań teraz spadły, bo musiały, a ich skutkiem jest uwięzienie milionów ludzi w pułapce kredytowej. Nie lubię „frankowców”, bo są równie winni swojej sytuacji co banki, ale w normalnym kraju ogłaszasz bankructwo, bank przejmuje mieszkanie i trudno – popełniłeś ogromny błąd, ale możesz żyć dalej. W Polsce dług większy niż wartość mieszkania będzie za tobą chodził do końca życia.
  • Beznadziejna sytuacja ludzi żyjących „pomiędzy”. Nie stać ich na drogi kredyt, nie są na tyle biedni, żeby załapać się na mieszkanie socjalne, a jednocześnie nie mogą sobie pozwolić na wynajem. Dramaty całych rodzin w pokoikach bez ogrzewania. Ludzie, którzy stają się pół-bezdomni.

Aby bezstresowo w Polsce mieszkać, trzeba mieć szczęście. Jeśli miałeś to szczęście, że Twoi rodzice czy dziadkowie mieszkali w mieszkaniu spółdzielczym – fajnie, dziedziczysz to mieszkanie. Jeśli wykupiłeś mieszkanie z kwaterunku – też fajnie. Mniej fajnie jak okaże się, jak mimo tego miasto tę kamienicę oddało „właścicielowi” razem z Tobą.

Jeśli szczęścia do odziedziczenia mieszkania nie masz – bierz kredyt. Jest straszliwym absurdem, że człowiek pracuje całe życie tylko po to, aby sfinansować swoje mieszkanie. Tworzy to dwie kasty ludzi – jedni, którzy mają na karku wydatek tysiąca czy dwóch miesięcznie – i tych, którzy nie mają.

To jest straszliwy węzeł gordyjski, którego nie da się rozwiązać.

Co może pomóc?

  1. Ogólne wzbogacenie narodu, ha, łatwo powiedzieć. Ale zawsze będziemy się kręcili w kółko, jeśli przeciętną pensję trzeba odkładać w całości przez 10 lat, żeby wyszła cena średniego mieszkania.
  2. Wejście państwa w finansowanie mieszkań pod wynajem, zmiana przyzwyczajenia społecznego, które zakłada, że lepiej się zadłużyć na 30 lat, ale mieć „swoje”.
  3. Zamrożenie wszelkich zwrotów dotyczących lokali mieszkalnych, co niestety będzie trudne, bo biedni i pokrzywdzeni właściciele czy raczej ich dalecy potomkowie, czy też obecni posiadacze praw pójdą do europejskich trybunałów… Już lepiej wykombinować ustalenie zwrotu nie tyle lokali co np. obligacji skarbu państwa o wartości 10% tych kamienic lub spłacanych przez 99 lat.
  4. Wprowadzenie wreszcie katastru i podatku od wartości nieruchomości. Nawet dwa promile rocznie skutecznie zmniejszą nacisk na koncentrację mieszkań w jednym ręku.

Pytanie odnośnie punktu trzeciego – a co ze Świętym Prawem Własności i biednymi właścicielami, w których uderzył dekret Bieruta? Sorry, tutaj jestem 100% lewakiem. To się działo 70 lat temu. Ludzie, którzy faktycznie zostali pokrzywdzeni i wydziedziczeni już nie żyją – pozostały ich wnuki i prawnuki, których sytuacja wynika już z zupełnie innych czasów i którzy żyją na swoje własne konto. Dlaczego zwrot mają dostawać ci, których pradziadkom mieszkania zabrał Bierut, a nie dostaną ci, którym zburzyli je Niemcy, albo którzy mieli to nieszczęście że mieszkali np. na Kresach? To jest prawdziwa gruba kreska, której potrzeba polskiemu społeczeństwu w XXI wieku.

Kiedyś czytałem o losach majątków ludzi, którzy zostali wywłaszczeni po powstaniu styczniowym. Rosjanie zabierali wtedy tysiące dworków, a bogata szlachta stawała się biedną inteligencją. To wiemy z lekcji historii. Co się jednak działo po odzyskaniu przez Polskę niepodległości? Czy państwo polskie rzuciło się do zwracania tych majątków? Tak się nie stało, mimo ogromnego lobbingu arystokracji. Każda epoka historyczna przynosi ze sobą jakieś niesprawiedliwości. Ale absurdem jest to, że dzisiaj mamy płacić za to, co popsuł Bierut.

Kardynał Dziwisz pokazuje, do czego polskiemu Kościołowi dziś potrzebny jest JP2

piątek, 17 stycznia 2014 14:38

notatki-jp2

Kościelna kariera byłego sekretarza Jana Pawła II jakoś mnie nie dziwiła. Stanisław Dziwisz był najwyraźniej dobrym sekretarzem, bo przetrwał przez cały pontyfikat, a na końcu dostał, niejako w nagrodę tytuły – najpierw biskupa, potem kardynała. 

Dziwiło mnie natomiast to, że Dziwisz jest wymieniany wśród liderów polskiego Kościoła. Jak ktoś, kto całe życie zajmował się administracją, ma teraz przewodzić? No, nie można skreślać człowieka od razu, może ma ukryte talenty. Ale on nie miał. Z wielkim trudem przebrnąłem przez połowę książki „Świadectwo”, którą promowano jako osobiste wspomnienia i portret wielkiego człowieka. Bzdura. Formalny styl, powtarzanie spraw, które są powszechnie znane – to bardziej referat o zasłużonej postaci, niż osobiste wspomnienie. Okazuje się, że mimo prawie czterdziestu lat przy boku Wojtyły, kardynał nie ma nic do powiedzenia.

Kolejną cegiełkę do wizerunku kardynała dokłada kwestia testamentu Jana Pawła II.

Papież w testamencie określił Dziwisza jako jego wykonawcę, a w zdaniu poprzedzającym poprosił o spalenie notatek osobistych.

Co robi jego przyjaciel i pomocnik? Wydaje jego notatki, jak donosi Dziennik:

Nie spaliłem notatek Jana Pawła II, gdyż są one kluczem do zrozumienia jego duchowości, czyli tego, co jest najbardziej wewnętrzne w człowieku: jego relacji do Boga, do drugiego człowieka i do siebie – tłumaczy kardynał Stanisław Dziwisz, który zdecydował o ich wydaniu.

Ta czynność i wypowiedź symbolicznie pokazuje, co dla polskiego Kościoła znaczą słowa Jana Pawła II.

  1. Słowa te nic nie znaczą. To bardzo smutne. Hierarchowie lubią się na JP2 powoływać przy każdej okazji, niemal nie zauważając dwóch kolejnych papieży. Ale w praktyce, jeśli mają inny interes, to chowają je głęboko do szuflady.
  2. Kościół w Polsce jest pełny „specjalistów od duchowości Jana Pawła II”, ale wiedzę o nim wykorzystuje wyłącznie na swoje potrzeby. Jedni księża czytają drugich księży, wydając książki trzecich księży (i czasami sióstr). Wydawnictwa zarobią na kolejnych książkach, bo przecież to wymarzony prezent dla znajomego księdza. Notatki, których nie spalono zostaną zatem wykorzystane do napisania kolejnych setek naukowych prac: artykułów, doktoratów, licencjatów, co tam jeszcze można sobie wyobrazić.

To jest najprostsza rzecz – przemielić sobie znane już teksty jako prace o zerowym wkładzie własnym, a wzniosłym tytule.

Przykład? Ze strony Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie ściągniemy listę prac habilitacyjnych, doktorskich i licencjackich inspirowanych nauką Kardynała Karola Wojtyły – Ojca Świętego Jana Pawła II. Kilka losowo wybranych:

  • Człowiek podmiotem życia społecznego w świetle nauczania Papieża Jana Pawła II
  • Dialog jako metoda ewangelizacji współczesnego świata według Jana Pawła II
  • Wartość i znaczenie pracy na roli w świetle nauczania społecznego Jana Pawła II
  • Wzorce osobowe świętych polskich kanonizowanych przez Jana Pawła II
  • Świeccy w posłudze biskupiej Kardynała Karola Wojtyły
  • Program nowej ewangelizacji ruchu Dzieci Maryi w świetle encykliki Jana Pawła II „Redemptoris missio”

Polski Kościół zrobił sobie z pism papieża trampolinę dla nieograniczonej wręcz działalności naukowej. Tematów takich prac nigdy nie zabraknie.

A tymczasem przeciętny Polak nadal nie ma pojęcia o nauce Jana Pawła II. Niech zstąpi Duch Twój, a po maturze chodziliśmy na kremówki.

Przykładowo: od 10 lat czekam na popularne wydanie papieskich encyklik. Czyli takie, gdzie czytamy encyklikę – ale i bogate przypisy, wprowadzenia i objaśnienia różnych tematów. JP2 nie pisał prosto. Język miał znacznie trudniejszy niż np. Benedykt XVI. To można uprościć, zremiksować, przekształcić do takiej formy, która jest bardziej zjadliwa dla kogoś, kto nie ma licencjatu z teologii i filozofii.

Ale polskiego Kościoła to nie interesuje. Lepiej powtarzać ograne cytaty z Naszego Ojca Świętego, a tak naprawdę robić to na co ma się ochotę.


Jak stąd uciec?

Najedź kursorem nad linka aby przeczytać opis...

Moje - prywatne: