VrooBlog

VrooBlog

Archiwum bloga na sierpień 2005.

Żar

piątek, 26 sierpnia 2005 22:29

Na czacie ktoś pyta czy oglądamy. Acha, to dzisiaj? Włączyłem telewizor, słyszę łup łup łup, natchniona mina Mistrza, jakaś orkiestra, która gra chyba sobie, bo jej nie słychać, telebimy, lasery. I o co to wielkie halo? Facet 20 lat temu wymyślił parę popularnych melodyjek, teraz tylko na tym jedzie, no ale media to lubią.

Nie lepiej było zaprosić Mike’a Oldfielda, który przecież miał nawet piosenkę na temat stanu wojennego („Shadow on the Wall”). Jego koncerty też są „ładne”, a nawet bezczelnie nazwana płyta „The Millenium Bell” miała w sobie sporo ambitniejszej treści. Aż sobie włączę.

Kategorie: Muzyka
6 komentarzy

Brahms dobry na dresiarzy

czwartek, 25 sierpnia 2005 19:36

Policja w leżącej w hrabstwie Sussex miejscowości wypoczynkowej Worthing używa muzyki klasycznej, by pozbyć się z miejsc publicznych młodocianych, którzy zakłócają spokój mieszkańców. […] Właściciel jednej z restauracji wspomina, że już w pierwszy piątek od rozpoczęcia „Operacji Brahms i Liszt”, jak akcja została ochrzczona, pojawienie się policyjnej furgonetki, z którego głośników popłynęły arie operowe, szybko rozproszyło późnym wieczorem grupę ok. 40 pijanych nastolatków.

Cały artykuł na stronach BBC Polska.

Ale! Ewolucja kulturowa działa. Wkrótce pojawi się odmiana dresiarzy uodpornionych na klasykę. A następne odmiany będą już Brahmsa lubiły. :)

Nie wierzę psychologom!

25 sierpnia 2005 00:12

Nagłówek artykułu w niedawnym wydaniu Ozonu alarmuje:

Czy ci, którzy przeżyli zamachy w Londynie, mają szansę wrócić do normalnego życia? Psychologowie leczący ofiary ataków na WTC przekonują, że jest to możliwe. Ale pomoc musi przyjść natychmiast.

No tak, bez psychologa ani rusz. Jedną z największych krzywd, jaką wyrządziła ludziom współczesna psychologia, jest wpojenie nam przekonania, że POTRZEBUJEMY POMOCY. Że z każdym stresem trzeba się zgłosić do specjalisty, że w każdym odchyle od „normy” należy się dopatrywać „problemu psychicznego”, że wszystko, wszystko, wszystko trzeba leczyć.

Życie londyńczyków i mieszkańców N.Y. po zamachach nie zmieniło się. Nie cierpią głodu, chorób, prześladowań. Prowadzą życie na poziomie, którego 95% świata może im zazdrościć. Sami sobie stworzyli ten strach.

Psychologia i cały wianuszek nauk okolicznych ściąga odpowiedzialność z człowieka. Każe się doszukiwać „przyczyn”, „uwarunkowań”, „obiektywnych powodów”. Media dokładają swoją cegiełkę i robią z nas ofiary.

To nie ty! To Twoi rodzice! To nie ty! To koniunkcja Marsa z Saturnem! To nie ty! To żyły wodne! To nie ty! To ten okrutny świat, Rywin, Balcerowicz i moherowe berety! Bój się terrorystów! Bój się Bin Ladena! Bój się Arabów!

Zamachy terrorystyczne to dla psychologów świetna pożywka. Tym bardziej, że strach umiejętnie podtrzymują media. Parę razy w lipcu jechałem warszawskim metrem i też parę razy zostałem zapytany „czy się nie boję?”. Czego niby? Większe jest prawdopodobieństwo, że paru dresów zakatuje mnie pod moim blokiem, niż że ktoś podłoży bombę.

A wydawało się, że psychologia pójdzie w innym kierunku. Że da nam oręże do walki z naszymi słabościami. Victor Frankl, psychiatra, który przeżył Oświęcim udowadniał, że nawet takie sytuacje każdy może przetrwać dzięki sile woli, nadziei i własnym zasadom. Wytrzymał głód i choroby wyobrażając sobie jak prowadzi wykłady będąc już wolnym.

I dopóki psycholodzy nie zdominowali naszego myślenia, ludzie po wszelkich tragediach zachowywali się normalnie… Po drugiej wojnie światowej we wszystkich krajach zabrano się za czynność bardzo oczywistą czyli robienie dzieci – stąd „baby boom” zarówno w Polsce jak i gdzie indziej. Teraz by już nie było tak łatwo.

Popularny program leczenia uzależnień „12 kroków” na samym początku głosi: Przyznaj otwarcie, że jest to problem, którego nie jesteś w stanie sam/a rozwiązać.

A dlaczego problemu nie da się samemu rozwiązać? Samemu, z pomocą literatury, samodyscypliny, zdrowego rozsądku i Boga? (niepotrzebne skreślić?) Każdy z nas ma naprawdę wiele możliwości…

No ale nic dziwnego – program napisali psychologowie, dbają o swój zawód.

Co będzie dalej? Jacek Kuroń miał przerąbane w szkole, ponieważ był dyslektykiem. Nikt wtedy o takiej chorobie nie wiedział, więc Kuroń musiał zacisnąć zęby i poradzić sobie. Teraz pewnie machałby papierkiem, który załatwiła mamusia i śmiał się z wołów, którzy muszą się uczyć.

Indolencja

piątek, 19 sierpnia 2005 18:17

A może jest lepsze słowo dla takich pomysłów? W dzisiejszej Gazecie Telewizyjnej (dodatek do GW) kolorowa ulotka wyborcza Prawa i Sprawiedliwości. Ulotka poświęcona jest podatkom. Jak to wszyscy więcej dostaniemy i lepiej będziemy żyli, gdy PiS zreformuje system podatkowy. No, dla niedowiarków takich jak ja specjaliści z PiS przygotowali kalkulator podatkowy. Wielkimi literami mamy linka www.mniejpodatkow.pl. Ucieszyłem się, wszedłem, a tu komunikat…

Przepraszamy, trwa aktualizacja danych. Zapraszamy za kilka godzin.

I ja mam wierzyć w wasze plany podatkowe skoro głupiego kalkulatora nie możecie zrobić?

… zabawy i troski zakochanej pary.

poniedziałek, 15 sierpnia 2005 19:56

Pizzę przywieźli swojską, zamiast góralskiej. Parę filmów: pokręcony Intermission, dziwny krótki metraż z C+, dobry choć polski Show (Pazura nie zachwycił, ale scenariusz cudowny), po raz kolejny Clerks. Ponadto Marjo zdemolowała mi kuchnię i ochrzaniła, że nie odkurzam dywanu natychmiast po jedzeniu chipsów. Oboje jesteśmy popieprzonymi desperatami, z tego tytułu popłakaliśmy sobie dziś rano w łóżku. Ale rozstanie w nastroju sielankowym.

No i materiał do bloga. Gdy się ze sobą dłużej przebywa, wychodzą na jaw różne dziwactwa. :-) Otóż dziewczyna Vroobelka regularnie:

1. Dba o jego żołądek i kondycję fizyczną.

„Nie jesteś przypadkiem głodny?”

2. W charakterze fochów wykorzystuje niezmienny tekst:

„Ty już mnie nie kochasz! Kochasz …….!”
(tu imię głównej – podobno – konkurentki)

3. Dba również o jego wygląd zewnętrzny.

„Ooo, tutaj ci syfek wyskoczył? No nie ruszaj się, muszę wycisnąć!”

Taaak. Ciekawe ile to potrwa. Oby było dalej tak dobrze. Dam radę? Damy radę?

Seksistowskie

niedziela, 14 sierpnia 2005 00:10

Wraca syn późno do domu, a tu ojciec na progu się wydziera:
– Gdzie byłeś?
– Tato! Miałem swój pierwszy raz! – odpowiada zadowolony syn.
– Aaa, to co innego, siadaj, napij się Whisky, zapal sobie… – odpowiada równie zadowolony ojciec.
– Whisky chętnie, papierosa też, ale usiąść, nie usiądę.

(no przepraszam że to w formie komentarza do innego bloga i w sumie mnie to nie powinno obchodzić, ale ekhm nie mogłem się powstrzymać :-)))) w. gratulacje!)

(parę godzin później notke skasowałem – hm a nuż się kolega obrazi?, ale ponieważ i tak przeczytał, więc przywracam, eh te zapędy autocenzorskie…)

Praca, praca, praca

piątek, 12 sierpnia 2005 10:59

No tak, ja się obijam, inni pracują. Na zdjęciu pszczoła, która z energią zapyla mi słoneczniki na balkonie i nie przejmuje się fotografem.

Pracowita pszczółka

Perseidy

środa, 10 sierpnia 2005 01:59

Spędzając wakacje na wsi uwielbiałem kiedyś wychodzić wieczorami na puste pole… i patrzeć. Na początku niewiele było widac. Akomodacja Adaptacja oka postępowała i po 15 minutach otaczały mnie tysiące gwiazd, wyraźnie zarysowana Droga Mleczna… Czasami wychodziłem od trójkąta letniego (Deneb, Altair, Wega) i próbowałem identyfikować kolejne gwiazdozbiory i gwiazdy. Czasami stawiałem sobie na statywie lunetkę i szukałem jaśniejszych mgławic… Ale najczęściej przebiegałem tylko wśród tych tysięcy i świadom swojej kruchości szeptałem „Boże, jakie to piękne”.

I chyba nigdy się tak krótko i naturalnie nie modliłem.

Miłych obserwacji! :-)

Najlepsze są proste rozwiązania.

poniedziałek, 8 sierpnia 2005 21:29

Z dzisiejszego gg:

Vroobelek (20:21)
jak można powiedzieć grzecznie komuś że wpieprza się w nie swoje sprawy?
Vroobelek (20:22)
(dodatkowo nie wiedząc o co chodzi)
koleżanka (20:23)
odwal się? :D

No i żałuję, że wybrałem sposób dłuższy, który i tak nie dotarł.

I znowu niepotrzebne nikomu tytuły płyt…

niedziela, 7 sierpnia 2005 13:25

… których ostatnio słycham.

Editors – the Back Room. Brytyjski rock przypomina trochę taki kufer o niekończącej się zawartości. Można czerpać do woli, a zawsze się znajdzie coś ciekawego. Tym razem kolejny zespół „ze zgiełkiem i do przodu”, bywa, że kojarzy się z Joy Division albo the Smiths. Ale z drugiej strony – który brytyjski zespół ostatnich lat się nie kojarzy? Ta muzyka jest bardzo przewidywalna, ale nie traci uroku.

King Crimson – Deception of the Trush oraz ProjeKct Three – Live in Austin, TX 1999. Pod wpływem nowej wkładki do Teraz Rocka (świetne recenzje pana Jordana Babuli) nastał u mnie renesans King Crimson. No i wreszcie ProjeKcty załapały. Po prawie 4 latach stwierdzam, że tych transowych improwizacji daje się słuchać, a nawet wciągają. :-)

Zakopower – Musichal. Nareszcie zespół, który przetwarza folklor góralski na współczesną modłę, a jednocześnie nie robi wiochy w stylu Golców czy Brathanków. Za samego „Kaca”, czyli triphop po góralsku, powinni dostać jakąś nagrodę. :-) To jest muzyka, z którą mogliby podbijać świat. Jeśli nie wpadną w sidła kolorowych pism i występów na imprezach zamkniętych, może się to udać. Widziałem przypadkowo kawałek ich koncertu na Polsacie. Wykonawczo robią świetne wrażenie, choć przy energicznych kawałkach własnych przedstawili żenującą wersję „Dziewczyny” Omegi.

Perfect – Historie nieznane. Płyta, której szukałem parę lat, a tymczasem siedzę sobie u Kasi… i co widzę na parapecie w kuchni? :-) Jest to składanka piosenek, w których na przestrzeni 20 lat maczał palce Zbigniew Hołdys, bardzo nierówna, ale parę melodii, jak „Wróżba” czy „Z dyskoteki czterdziestolatka” chodzi za mną od paru dni.

Yes – Magnification. I znowu mnie wzięło. To już chyba najczęściej słuchana płyta w moim życiu. A po tych 200 przesłuchaniach „Spirit of Survival” nadal powala, „Give Love Each Day” nadal wzrusza, a „In the Presence of” zabiera świadomość na długie 9 minut.

Kategorie: Muzyka
6 komentarzy

Jak stąd uciec?

Najedź kursorem nad linka aby przeczytać opis...

Moje - prywatne: