VrooBlog

VrooBlog

Archiwum bloga na grudzień 2014.

Pendolino czyli #wszystkoźle

wtorek, 30 grudnia 2014 22:13

Przyzwyczaiłem się do tego, że czegokolwiek w Polsce się nie zrobi, to hejt przekroczy wszelkie oczekiwania. Zawsze jest źle, zawsze mogłoby być lepiej, zawsze usłyszymy, że kradną i zawsze będą narzekania.

Ale w przypadku Pendolino to mamy wręcz kumulację.

Projekt krytykują bardzo różne grupy:

  1. Ci, którzy jeżdżą samochodami, bo uważają, że komunikacja zbiorowa jest dla plebsu, a sami do pociągu nie wsiedli od 10 lat.
  2. Ci, którzy jeżdzą Polskim Busem, a i taczką by jeździli, jakby było taniej.
  3. Ci, którzy wykorzystają każdą okazję, aby przywalić aktualnej władzy (tak jakby podczas rządów PiS i pana Warsewicza w Intercity kolej rozkwitała).
  4. Ci, którzy lubią przeklejać różne złośliwe memy, o tym zaraz.

Oczywiście, to nie jest tak, że oto mamy rewolucję i należy przed PKP chylić czoła. O nie. To jest zaledwie dokończenie tego co mogło być już 20 lat temu – bo przecież PKP już raz na początku lat 90. Pendolino zamówiła i wycofała się z przetargu.

Psucie polskiej kolei trwa od kilkunastu lat, te spółki, spółeczki, rozbita odpowiedzialność, rozbuchane związki zawodowe i słynne „wygaszanie popytu”, bo po co obsługiwać pasażera, jeśli można tego nie robić. Z wpisu o Zamościu:

Jak sprawić, aby się nie opłacało? Dawać coraz mniej pociągów, ustalać nie pasujące nikomu rozkłady, do samych rozkładów dodawać rezerwy czasowe, które sprawiają że pociąg jedzie o godzinę dłużej niż by mógł (biorąc nawet pod uwagę stan torów). Taka polityka stałego zniechęcania ludzi do kolei sprawia, że nie mają wyjścia i jeżdżą czym innym.

Pendolino jest tylko potwierdzeniem tego, że PKP inwestuje w kilka głównych linii między wielkimi miastami. Koleje regionalne radzą sobie nadal słabo.

Ale to wcale nie oznacza, że pomysł jest do bani.

Przechodzimy do memów.

Wkleja się na przykład rozkład jazdy z początku lat 90. kiedy to ekspres z Warszawy do Krakowa jechał 2:35, niewiele wolniej niż teraz Pendolino. Pamiętam, sam tyle jeździłem. Po co więc kupować nowy pociąg? Po to, że to naprawdę tylko początek. 2:30 jest do uzyskania taborem na 160 km/h, ale więcej się nie wyciągnie. Docelowe 220-230 km/h na dużej części Centralnej Magistrali Kolejowej zrobi już różnicę.

Same remonty torów, które dały powrót do „starych czasów” trzeba było zrobić tak czy inaczej. Jasne – Polska jest na tyle małym krajem, że szybkości rzędu 160 km/h na większości tras dadzą bez problemu konkurencję dla transportu samochodowego. Mamy jednak trzy linie, gdzie można tę prędkość przekroczyć (CMK, trasa do Gdańska, W-wa – Poznań) i trzeba z tego korzystać.

Dla mnie największą wygraną tej zmiany jest trasa Warszawa-Wrocław.

wroclaw-wawa

Uważni czytelnicy tego bloga wiedzą, że swego czasu do Wrocławia często jeździłem. Nawet najszybsza opcja czyli EIC oznaczała ponad 5 godzin w podróży. Pół dnia wyjęte z życiorysu. Autentycznie współczułem znajomym z branży, którzy jadąc na spotkania do Warszawy wsiadali w pociąg o godzinie 4.00 rano (!!!), żeby zdążyć na 10.00 (o czym zresztą pisałem).

Teraz mamy rozkładowe 3:40. Nie dzięki Pendolino, tylko przez to, że PKP wyremontowała tzw. protezę koniecpolską, która pozwoli znacznie skrócić jazdę przez Częstochowę i Opole – za moich czasów TLK pokonywał tę trasę w ponad 6 godzin. Trzy i pół godziny z kawałkiem, to naprawdę rewolucja komunikacyjna, bo rzeczywiście zbliży do siebie dwa miasta. Jasne, podobnie wyjdzie pojechać do Modlina, wsiąść w samolot i przejechać do centrum Wrocławia. Ale pociąg, gdzie przez cały czas można się skupić np. na czytaniu czy pracy jest zdecydowanie wygodniejszy.

Albo weźmy to pieprzenie o kolei w IIRP, która była rzekomo wzorem, łącznie z legendarną Luxtorpedą.

Serio? Luxtorpeda w środku wyglądała tak.

2lvz293

Wypisz-wymaluj, jak budżetowe składy InterRegio, złożone ze składów podmiejskich o siedzeniach obitych skajem. Wagony motorowe jeździły w PKP do lat 70. na trasach pospiesznych i ludzie bardzo na nie narzekali – głośno, trzęsło i śmierdziało.

A ile trzeba było za te luksusy w IIRP płacić? Oto tabelka taryfowa z roku 1939.

tabela-pkp

Przejazd pociągiem pospiesznym na 360 km kosztował w najniższej, III klasie 21,20 zł.

Z artykułu historycznego w Newsweeku: „W 1939 r. wykwalifikowany robotnik zarabiał miesięcznie 95 złotych, czyli równowartość około 20 ówczesnych dolarów” i „W II RP za naprawdę solidną pensję uważano pobory rzędu 250 złotych.”

21,20 zł to około 1/4 pensji robotnika i 1/10 tej solidnej. Jeśli przyjmiemy że dzisiaj robotnik wykwalifikowany zarabia 2000 zł, a porządna pensja to 5000 zł – wychodzi 500 zł za bilet. Ktoś miałby ochotę tyle zapłacić za pociąg?

Kiedy Polaków będzie stać na lewicę?

sobota, 6 grudnia 2014 09:36

Sławomir Sierakowski w wywiadzie dla magazynu Gazety Wyborczej zastanawia się nad kolejnymi porażkami polskiej lewicy w kolejnych wyborach. No i słusznie. SLD nie może wyjść poza ramy partii starych komuchów, czego symbolem był zresztą powrót Leszka Millera. Lewicowe tezy gospodarcze wypożycza sobie w dowolnej konfiguracji PiS – choć jak się okazało przy okazji ich rządów, to akurat oni wprowadzili kilka nielewicowych zmian w systemie podatkowym. Pozostaje skierowanie się w kierunku tzw. nowej lewicy czyli troski o roślinki, zwierzątka, prawa prześladowanych przez Kościół kobiet i gejów, bo przecież los robotników to zbyt trudny temat i lepiej ich (poza paroma wyjątkami) zostawić Ikonowiczowi. Co jednak zrobić, skoro kolejni propagatorzy tych nowych ruchów dokonują tzw. samozaorania, kompromitując się na różne sposoby? Pokładano nadzieję w Palikocie, nie zauważając, że to tylko chwilowe odejście elektoratu, który miał dość PO i PiS – a już w kolejnych wyborach ci sami mogli głosować na Korwina.

Sierakowski zauważa jednak bardzo ważną rzecz, z którą nie sposób się nie zgodzić.

Lewica w Polsce będzie wtedy, gdy wybierze ją mieszczaństwo drugiego pokolenia. Pierwsze pokolenie po 1989 r. jest strasznie liberalne, było uczone – każdy jest kowalem własnego losu, każdy gryzł ziemię, żeby się dorobić. Dziś jeszcze myśli: „Jak mnie się udało, inni też powinni sobie sami radzić”.

Dopiero drugie pokolenie będzie mogło sobie pozwolić na coś więcej. Pierwsze mieszczaństwo jest materialistyczne, drugie jest wolnościowe.

A zatem – Polacy muszą się po prostu w tym pierwszym (liberalnym) pokoleniu wzbogacić, aby później stwierdzić „mnie się udało”. Postulaty lewicy są czymś, co kosztuje, dlatego potrzeba dla nich bogatego państwa. Te wszystkie zielone i tęczowe ruchy powstały na sytym Zachodzie, gdzie już od paru pokoleń ludzie nie mieli realnych problemów, a jeśli mieli, to zamiatali je pod dywan.

Ale prawdziwa lewica wróci w momencie, w którym robi się znowu źle.  Czy w dzisiejszej Hiszpanii z ich rekordowym bezrobociem młodzieży i Grecji, gdzie system bankowy zamknął kurek, na pewno do władzy dojdzie nowa lewica z postulatami jak najfajniejszego wydawania publicznych pieniędzy? Czy jednak wrócą stare socjalistyczne hasła o redystrybucji dochodów i to w jak najbardziej populistycznych wariantach?


Jak stąd uciec?

Najedź kursorem nad linka aby przeczytać opis...

Moje - prywatne: