VrooBlog

VrooBlog

Archiwum bloga na październik 2012.

Pożegnanie z dobrym jedzeniem

poniedziałek, 22 października 2012 13:45

Żegnajcie bułeczki świeżutkie co rano.
I żegnaj masełko mięciutkie na bułce.
I żegnaj piwko co tydzień do filmu.
I żegnaj codzienna porcjo wafelków.

Śmietanko tłuściutka co byłaś do kawy.
Mleczko trzy dwa do musli codziennie.
Jajeczka z kiełbaską wieczorem smażone.
Ziemniaczki na obiad tak ślicznie spieczone.

(twórczość spontaniczna po otrzymaniu tegorocznych wyników lipidogramu)

Zdobywco, przestań patrzeć tylko na siebie

piątek, 19 października 2012 11:06

Dawniej można było zdobyć sławę i pieniądze odkrywając dalekie lądy. Śmiałkowie zaciągali się na dalekomorskie wyprawy, podążali przez niedostępne góry i pustynie, aby dotrzeć tam, gdzie jeszcze nikt nie dotarł.

Ta era skończyła się w XX wieku, wraz ze skolonizowaniem Antarktydy.

Jednak chętni do zdobywania nadal są i dziś pozostały im niemal wyłącznie sporty ekstremalne. Czym jest sport ekstremalny? To aktywność, w której narażasz swoje życie, aby osiągnąć coś, co nie ma żadnego znaczenia.

Prenumerowałem do niedawna „n.p.m. – magazyn turystyki górskiej”. W tym roku prenumeraty nie przedłużyłem, bo coraz więcej jest tam materiałów nie o turystyce, a o alpinizmie. O ludziach, którzy pchają się w najwyższe góry tylko po to, żeby coś zdobyć. Wszystkie szczyty już zdobyte, więc pozostają wejścia zimowe, wejścia inną trasą, jeszcze inną trasą, bez tlenu, bez wyposażenia, albo całymi seriami.

Piękny, romantyczny ideał wędrowca dawno odszedł w dal, zostali profesjonaliści, którzy z nikomu niepotrzebnej aktywności zrobili swój zawód i narzekają, że sponsorzy ich nie rozumieją. Jednocześnie jak pokazuje kilka ostatnich afer, środowisko „zdobywców” bywa zawistne, skupione głównie na sobie i swoim celu, gotowe nawet podkolorować rzeczywistość, żeby wypaść lepiej medialnie. Charakterystyczną cechą tych wszystkich ludzi jest starannie skrywany egoizm.

Oglądałem kiedyś film „Czekając na Joe” (w oryginale „Touching The Void” czyli „Dotknięcie pustki”). Film kultowy dla taterników i himalaistów. Wspaniała historia, heroizm pozostawionego wspinacza, ciężki wybór jego partnera, który do końca życia będzie sobie wyrzucał decyzję o odcięciu liny. A jednocześnie poczucie – po co oni tam się pchają? Podobno najlepszą odpowiedzią, dlaczego ludzie się wspinają w górach było – „bo góry są”.

Nie dotyczy to wyłącznie gór. Weźmy tę sprawę surfera, który parę miesięcy temu ruszył przez Morze Czerwone bez załatwienia najprostszych rzeczy, jak wizy i konfiguracja GPS. Dlaczego media nie zająknęły się nad absurdalnością takich wyczynów? OK, koleś chce popełnić samobójstwo, niech to robi, ale nie zawracajcie mi tym głowy.

Chcesz coś dzisiaj zdobyć?

  • Załóż fundację, która zrobi coś w sprawie biedy w twojej okolicy.
  • Napisz na Wikipedii artykuł, który przeczytają dziesiątki tysięcy.
  • Załóż firmę, która uwolni kreatywność wielu ludzi i da im pracę.
  • Zacznij działać w lokalnej polityce.

To są wszystko trudne rzeczy, przede wszystkim ze względu na to, że trzeba przestać patrzeć na czubek własnego nosa i to, że to MY mamy coś zdobyć. Niech to co zdobywasz ma jakąś realną wartość dla świata. Tak dużo jest do zrobienia.

„To MOJE miasto, MOJE i MOJEGO samochodu.” Naprawdę?

poniedziałek, 8 października 2012 15:38

Wczoraj miała miejsce kolejna edycja Biegnij Warszawo. Wystartowałem i ja, poprawiając wynik sprzed roku o 4 minuty i zajmując wśród niecałych 10 tysięcy osób, zaszczytne 8691 miejsce. :-)

Ale chciałem o czym innym. To był druga pod rząd niedziela z biegaczami w centrum miasta, tydzień wcześniej odbył się Maraton Warszawski. I znów po różnych forach pojawiają się narzekania. Oto przykładowe – nie tak napastliwe, jak inne:

Wszystko wspaniale, jest jedno ale – dlaczego przy wytyczaniu trasy, organizatorzy robią to tak, że przesadnie utrudniają życie mieszkańcom Warszawy. Trasa „Biegnij Warszawo” zamknęła w kotle na kilka godzin spory kwartał Śródmieścia.

Nikt nie podnosi głosu w interesie mieszkańców a na forach przytyka się przeciwnikom tych utrudnień, że są lenie, że przykleili się do samochodu, że to raz w roki na kilka godzin i można przeżyć bez samochodu.

To bardzo niepokojące – w imię sportowej kultury ignoruje się sporą liczbę mieszkańców miasta, dając im to zrozumienia, że ich protesty to zamach na zdrowo żyjących sportowców amatorów, co w samo sobie jest co najmniej nie na miejscu.

Rozumiem konieczność takich imprez sportowych. Żądam jednak, aby organizatorzy naprawdę postarali się sprowadzić utrudnienia do minimum. W Warszawie można wytyczyć trasę tak, aby uniknąć kotła i zapewnić odpowiednie objazdy. Dlaczego nie biegnie się bulwarami nad Wisłą? Warszawa ma lasy, łąki i pola. Czy część trasy maratonów nie może przebiegać właśnie przez nie?

Domyślam się, że chodzi o reklamę. Pytanie czy przedkładanie interesu reklamodawców i sponsorów nad interes mieszkańców, zwłaszcza tych rzeczywiście odciętych przez utrudnienia, jest słuszne?

No właśnie. Czy naprawdę mieszkańcom dzieje się krzywda?

Faktycznie, jeśli bieg jest w pętli, to przez pewien czas fragment miasta zostanie „odcięty” na godzinę czy dłużej, choć zwykle policja szybko otwiera ulice, przez które ludzie już przebiegli.

Ale przecież istotą większości imprez biegowych na świecie jest to, że biegacze „przejmują” miejsca, które do tej pory zawsze były zajęte przez samochody – czyli właśnie  centra miast. Zresztą i tak nie w całości. Podczas wczorajszych 10km, jedna jezdnia Czerniakowskiej, Marszałkowskiej czy alei Ujazdowskich była wolna i tam ruch odbywał się normalnie. A że trzeba trochę było poczekać na przejazd – no trudno, można było sobie inaczej zaplanować niedzielę.

A może by tak na 3 godziny imprezy biegowej przesiąść się do komunikacji miejskiej, albo na własne nogi? Bo liczba miejsc, do których nie można dojechać była naprawdę niewielka.

Poza tym – kto powiedział, że ulice są tylko dla samochodów? Sorry, ja nie mam samochodu, a też płacę podatki, z których się buduje i remontuje te ulice. Dlaczego ktoś nas wysyła na pola i lasy? Równie dobrze biegacze mogą spytać, dlaczego samochodziarze nie pojadą w weekend na rower do Kampinosu…

Owszem, Warszawa ma problem różnych blokad ulic. W piątek wielka dziura na budowie metra, zamknięta znów Marszałkowska, ale… panie pielęgniarki musiały zrobić swoją demonstrację!

Ale cały czas wraca pytanie – do kogo należą ulice i czy na pewno wyłącznie do posiadaczy samochodów. Organizacja biegu jest okazją, żeby z ulic mogli skorzystać także inni.

Masowe biegi są też okazją do świętowania – zebrania się ludzi przy ulicach i kibicowania. Na Maratonie było sporo kibiców. Wczoraj – pojedyncze osoby. Choć to sprawiało, że jak jakaś pani machała z okna, to kilkadziesiąt osób jej odmachiwało i klaskało. Atmosfera była nadal sympatyczna.

A jako dokładka, trochę zdjęć z Maratonu tydzień temu (byłem kibicować na Ursynowie), z finiszem na Stadionie Narodowym.

Więcej na Google+.


Jak stąd uciec?

Najedź kursorem nad linka aby przeczytać opis...

Moje - prywatne: