VrooBlog

VrooBlog

Archiwum bloga na maj 2006.

Ciężka zima tej wiosny

wtorek, 30 maja 2006 17:10

Czekam sobie na autobus koło Uniwersytetu, nagle oczy moje przyciąga taki oto widok:

Kozaczki

Rozumiem, że dzisiaj było dość chłodno, ale żeby wkładać kozaczki? A może to taka moda?

Kupiłem Wojażera :)

30 maja 2006 17:00

Wojażer to książeczka biletowa PKP Intercity, 4 bilety (2 w klasie II, 2 w klasie I lub II) za 150 zł. Nawet jeśli wykorzystam 3 z 4 biletów, to się opłaci. A na pewno będzie bodźcem żeby gdzieś sobie wyjechać bez narzekania na ceny biletów. :-)

Widać, że Intercity ma sporo ciekawych pomysłów promocyjnych, żeby jeszcze tylko pociągi były punktualne i czyste. He he.

Ojciec Knabit o odwadze

poniedziałek, 29 maja 2006 20:26

Leon Knabit to znany z telewizji benedyktyn. „O odwadze”, mała ksiażeczka z wywiadem, wydana w zeszłym roku przez Znak.

Padło pytanie o odwagę przyjęcia powołania.

Sama decyzja o złożeniu Ślubów wieczystych nie jest aktem odwagi?

W jakimś sensie jest. Ale z drugiej strony: jeśli ja słyszę wyraźnie głos Chrystusa, który mnie wzywa i powołuje właśnie do tego miejsca, jeśli z tym głosem Zgadzają się głosy tych, których pytam o zdanie, to ja właściwie czuję się zobowiązany odpowiedzieć „tak”. Oczywiście, każda poważna zmiana w naszym życiu wywołuje pewien lęk. Ale tej decyzji nie podejmuje się nagle, z dnia na dzień, lecz przygotowuje się do niej latami, stopniowo. Dlatego my, mnisi, nie traktujemy jej jako aktu odwagi, lecz raczej – radosnego posłuszeństwa. Podobnie jak w przypadku decyzji o małżeństwie, gdzie radość jest na ogół większa od obaw, niepewności, lęku, że może się nie uda…

Każdy z nas, naturalnie, przeżywa to trochę inaczej, bo każdy jest w trochę innym momencie swojego duchowego rozwoju. Nie należy oczekiwać, że od dnia ślubów wszystko się zmieni i ja będę już innym człowiekiem – pozbawionym pokus i pełnym cnót. Jak nam przypomniał podczas rekolekcji w Tyńcu ks. Grzegorz Ryś: „Doskonałym jest się na końcu, a nie na początku”.

O fundamentalistach z obu stron.

We Włoszech mieliśmy niedawno przypadek, że władze zakazały ustawienia szopki w szkole publicznej. To absurd! Nawet jeśli ktoś nie wierzy, że Jezus jest Bogiem, to przecież wyrósł w kulturze, która gdzieś korzeniami sięga tego wydarzenia z Betlejem! Problem w tym, że dziś kwestionuje się także te korzenie…

Zjawisko to zaczęto nawet nazywać „laickim fundamentalizmem”.

Może to jest reakcja na fundamentalizm islamski i fundamentalizm chrześcijański – tam gdzie one rzeczywiście występują? Skrajności lubią się przyciągać. Byłoby jednak niedobrze, gdyby w każdym zaangażowanym katoliku widziano fundamentalistę. Uważam, że zdecydowana większość katolików nie jest oszołomami.

[…]

Trzeba te fakty traktować raczej w kategoriach wyzwania. Nie towarzyszą im przecież żadne administracyjne groźby, nie używa się fizycznej przemocy, nie zabija duchownych. To, że ktoś protestuje przeciwko stawianiu w publicznym miejscu choinki albo wkładaniu do paczek dla dzieci św. Mikołaja, jest raczej dowodem jego ograniczoności niż przejawem prześladowania.

[…]

Wyobraźmy sobie taką sytuację: aby nie razić niczyjej wrażliwości, księża zaczynają chodzić bez sutann, ortodoksyjni żydzi obcinają sobie pejsy, pobożni muzułmanie rezygnują z używania symboli swojej wiary. Można wchodzić do synagogi z gołą głową, w czapce do kościoła, a w butach do meczetu. Nie tylko z urzędów czy szpitala ale nawet z zewnętrznych ścian kościoła trzeba usunąć krzyże. Co się stanie? Albo zniknie wszelka różnorodność i powstanie jakaś masa ludzka pozbawiona wyrazu, albo w krótkim czasie będziemy mieli samych fundamentalistów.

O tym, jak reagować na „inność”.

Są też w naszej tradycji nurty liberalne – w najlepszym sensie tego słowa – sprzeciwiające się nawracaniu ogniem i mieczem, broniące godności każdego człowieka i jego prawa do odmiennych przekonań. „Nie jestem królem waszych sumień” – mówił Zygmunt August. W ostateczności każdy sam w swoim sumieniu rozstrzyga, w co wierzyć, a w co nie.

[…]

To ciekawe, że Jezus właściwie rugał tylko swoich: rugał apostołów, rugał tych, spośród swoich rodaków, którzy byli (przynajmniej w swoim mniemaniu) najpobożniejsi. A dla obcych, pogan był wyrozumiały. Przecież w świątyni nie handlowali ludzie niewierzący! Jezus mógł do nich wygłosić piękną mowę o poszanowaniu miejsca świętego. W końcu sprzedawali oni rzeczy potrzebne pielgrzymom do składania ofiar. A jednak nie – sięgnął po bicz!

[…]

Jakoś tak jest, że w stosunku do obcych stosujemy na ogół inną miarę niż w stosunku do swoich. Przede wszystkim – jesteśmy wobec nich mniej wyrozumiali. Silniej działają stereotypy, tym bardziej jeśli ci obcy żyją blisko nas. Łatwiej jest kochać głodnego Murzynka w Afryce niż trudnego sąsiada. Dlatego ks. Władysław Korniłowicz mówił do swoich sióstr w Laskach: „Wykreślamy z naszego języka słowo obcy!”

I jeszcze jednego. Kiedy bardzo dużo dyskutowało się u nas o antysemityzmie, zauważyłem, że najbardziej „anty” w stosunku do Żydów (ale także Rosjan, Ukraińców, czy Niemców) są ci, którzy generalnie są „anty” wobec kogokolwiek: nie lubią ludzi i mają mnóstwo pretensji dc całego świata.

I o patologiach władzy.

Tak, spotkałem ludzi, o których mógłbym powiedzieć, że władza – niewielka władza; jakiś urząd, jakaś funkcja, w każdym razie coś, co dawało przewagę nad innymi – uderzyła im do głowy. Do wczoraj jeszcze normalni, wcale się nie wywyższający, z chwilą objęcia tej funkcji zaczynali być nieznośni, chcieli za wszełką cenę postawić na swoim. „Bo ja tak uważam…” „Bo według mnie to nie tak się robi…” To „ja” i „mnie” stawało się ważniejsze niż wszystko inne. Myślę, że jest to bardzo silna pokusa: niektórym wystarczy odrobina władzy, żeby zachowywali się jak udzielni książęta.

[…]

Im więcej poczucia własnej wartości, tym mniej nadrabiania miną. Wtedy nawet jeśli natrafiam na opór, na niesprawiedliwą krytykę, potrafię przejść nad nią do porządku, nie akcentując tego, że to ja rządzę, to mnie należy słuchać. Ktoś powiedział, że pesymista to ten, kto wierzy, że ludzie go nienawidzą, a optymista, to ten, który wie ten kto wie, że go nienawidzą, ale on nic sobie z tego nie robi.

I jeszcze.

Ktoś napisał: „Zamiast narzekać zły czas, bądź sam dobrym czasem, a wtedy i czasy będą lepsze”.

W klatce

niedziela, 28 maja 2006 23:58

Niedziela spędzona na przyjemnościach. Moja sweet-ex nadal świetnie gotuje, co poświadczyła dziś jej siostra cioteczna. No a koty rośną i nabierają urody.

Kot

I stają się powoli niebezpieczne, bo ważą już dobre 8 kg, a skaczą wszędzie i po wszystkim.

Ale ja nie o tym.

Nie lubię tych reklam w autobusach, które znajdują się na całej ich bocznej powierzchni, czyli także na szybach. Z zewnątrz widzi się obraz, wewnątrz tylko drugą stronę reklamowego rastra – czyli czarne tło. Jak w klatce.

Widok z autobusu

No i zwykle w takim autobusie jest ciemno, a gdy słońce świeci prosto w okno, trudno coś zobaczyć na zewnątrz.

Widok z autobusu

Sytuacja się zmienia gdy słońce jest już nisko i świeci pod kątem. Wtedy odbijając się od jasnych budynków wpada do wnętrza autobusu dając piękne pastelowe kolory i cudowne widoki za oknem, choć to tylko zwykłe ulice warszawskiej Woli.

Widok z autobusu

Chwalmy Pana w deszczu ;)

sobota, 27 maja 2006 18:50

Chór w deszczu

Chór w deszczu

Taki oto obrazek przykuł dzisiaj nasze oczy w okolicach dworca Warszawa Śródmieście. Grupka skośnookich młodych ludzi nagle przystaje i zaczyna śpiewać po ichniemu oraz angielsku różne pieśni religijne. Zaciekawieni przechodnie nie wiedzą trochę co się dzieje, ale uśmiechają się, tym razem coś innego od Indian w dolince metra. Chórzyści zresztą nie zbierają datków, śpiewają dla samej radości śpiewu, możliwe, że ćwiczą przed jakimś występem.

W pewnym momencie prowadzący intonuje „chwalmy Pana w tańcu”, i oto wszyscy zaczynają klaskać, bujać się. Ja już schowałem aparat, strugi deszczu coraz mocniejsze.

Popieram, nie popieram

środa, 17 maja 2006 23:48

Popieram: www.odkoduj.pl – czyli strona tropiąca bzdury w Kodzie Da Vinci. Jeszcze bardziej rozbudowana jest sekcja na polskiej stronie Opus Dei. Swoją drogą, po przeczytaniu reportaży na temat „Dzieła” w magazynie GW oraz Ozonie, mam bardzo pozytywną opinię o tej organizacji. To świetny sposób na odnowienie kościoła katolickiego, właściwie wbrew i w poprzek hierarchii kościelnej.

Nadszedł czas – trzeba skończyć z chrześcijaństwem pierwszej i drugiej kategorii. Nie ma z jednej strony – nielicznych ewangelicznych zawodowców (księży, zakonników, zakonnic, mnichów i mniszek) oraz niewielu wyjątkowych świeckich (np. konsekrowanych), a z drugiej – większości dyletantów chrześcijaństwa, zawodników drugiej ligi: prostych świeckich, zwykłych wiernych.

Nic dziwnego, że przez dłuższy czas biskupi w Hiszpanii walczyli z tym pomysłem.

Nie popieram: www.protestuj.pl – czyli żądań aby wycofać film z kin. Dobry jest pomysł z bojkotem konsumenckim, można wymyśleć coś takiego jak w przypadku Machiny.

Ale wycofywać film, czyli de facto cenzurować, tylko dlatego że jest tendencyjny? Protestujący nie nauczyli się nic z przypadków Dogmy i Ostatniego Kuszenia Chrystusa (swoją drogą filmy niezłe), które stały się „męczennikami popkultury”.

Liczenie książek

poniedziałek, 15 maja 2006 21:02

W ramach relaksu postanowiłem policzyć ile mam w domowej biblioteczce (to znaczy na regałach, na podłodze i gdzie się da) książek z danej tematyki.

No i wyszło mi:

Informatyka (www, programowanie, usability): 42
Marketing (reklama, PR, marki): 40
Psychologia (negocjacje, poradniki): 90 !!!!

Chyba zmienię zawód i zostanę psychoterapeutą.

Potrzeby

15 maja 2006 07:56

Dzisiejszy marketing całkowicie zburzył pracowicie układaną hierarchię potrzeb, jaką nam stworzyła kultura zachodnia. Że najpierw trzeba się najeść i odziać, potem jest przynależność, relacje, potem jeszcze potrzeby samouznania, estetyki i czego tam jeszcze. Nie. Wszystko jest równie ważne! Już dzisiaj musisz być szczupły i zdrowy. Już dzisiaj musisz czerpać przyjemność ze swojego związku. Już dzisiaj możesz to mieć, dogodny kredyt w każdej chwili. Weź pigułkę, weź pigułkę.

Sposoby na nadmiar potrzeb są dwa. Zachodni – zrealizować ich jak najwięcej. Wschodni – potrzeby ograniczać i cieszyć się tym co mamy.

Oba te sposoby kryją w sobie pułapkę.

Pierwszy oznacza szybkie wpadnięcie w niedoczas, w stan permanentnego braku. Sytuacja, gdzie realizacja potrzeby cieszy nas tylko chwilkę, bo oto pięć kolejnych wyzwań. W której potrzeby te realizowane są po łebkach. Zamiast książki mogę przeczytać streszczenie lub obejrzeć film. Zamiast odkrywać dyskografię jakiegoś zespołu mogę posłuchać „Greatest Hits”. Seks nie zajmie całego wieczoru, ale pięć minut pomiędzy prysznicem, a snem. Kościół mogę wybrać taki gdzie ode mnie mniej wymagają, a radość ze zbawienia taka sama. I pułapki co chwilę. Można kupić książkę „Jednominutowy manager”, ale nie da się załatwić „wychowania dziecka w minutę”, „orgazmu w minutę”, „pokoju serca w minutę”. Kultura zachodnia zmusza nas byśmy ciągle biegli i kolejne potrzeby załatwiali mimochodem, ot jak maratończyk, który z punktu kontrolnego porywa bidon i gąbkę na rozpalone czoło.

No i ciągłe niezadowolenie. Bo zawsze mogę mieć lepszy komputer, mogę być lepszym ojcem, mężem, partnerem, kochankiem, mogę mieć lepszą pracę, mogę wszystko robić lepiej: ubierać się, wysławiać się, zarządzać własnym czasem.

Sposób drugi oznacza brak rozwoju. Kolejne pokolenia mogą spędzać czas na modlitwie i kontemplacji tego świata, nie zauważając, że świat się zmienia, ale oni nie, zasklepiają się we własnym getcie, przekonani o swojej wyższości. W XX wieku kultura zachodnia zachłysnęła się buddyzmem, joginizmem, wszystkim co płynęło z Chin czy Indii. Jakoś nikt nie zauważał, że ceną tego „wyższego poziomu duchowego” dla nielicznych, były epidemie i głód, był syf w rzece Ganges z której pito, i do której wrzucano ciała zmarłych.

Zachwycam się od jakiegoś czasu tym co pisali „ojcowie pustyni” – mnisi chrześcijańscy z terenów Afryki Północnej, z czasów, zanim nastał tam islam. Ileż trafnych uwag! A jak mało jednocześnie przeziera z ich życia pożytku. Oto późnostarożytna klasa próżniacza, siedzieć w celi i kontemplować anioły, takie ich zajęcie. Bardziej mi odpowiada „ora et labora”, wezwanie benedyktynów.

Nie ma wyjścia. Presja coraz to nowych potrzeb będzie rosła. Umieć je posortować, wybrać te ważniejsze, każdej poświęcić należny czas – to zestaw umiejętności potrzebny każdemu człowiekowi nowego wieku.

Ha, kolejna potrzeba.

Herod-baby

środa, 10 maja 2006 23:27

Chyba każdy je zna. Silne, pewne siebie, wygadane, zawsze mają jakiś pomysł, z każdym mogą porozmawiać. Wyróżniają się z tłumu. Ludzie do nich się garną, mają powodzenie u facetów. No i prawidłowść, którą zauważam: ich wyróżnienie wiąże się ze sposobem ubierania i zachowania, a nie z urodą, która jest często dosyć przeciętna. Czy to taka naturalna mimikra, która ma zatuszować wdzięki natury? Acha, ciekawe jaki jest ich temperament seksualny.

Ranek

wtorek, 9 maja 2006 06:07

Budzi mnie poranne słońce na minutę (na minutę!) przed włączeniem się budzika. I dziwne, że choć spałem tylko 4 godziny, a przed snem namartwiłem się trochę różnymi bieżącymi sprawami – teraz jestem wyspany, rześki i zadowolony z życia. Dopiero od dwóch miesięcy mam okno na wschód, a dopiero w tym tygodniu zacząłem otwierac okno na noc, otrzegali mnie – nie będziesz mógł spać (bo okno wychodzi na parking i pożal się Boże obwodnicę mojego osiedla, po której betonowych płytach całą dobę tłuką się samochody). Spać mogę i nic hałas z ulicy mi nie przeszkadza. W końcu mieszkałem przez 12 lat przy ruchliwej 11 listopada na Pradze.

Trochę się sprawdza, trochę modyfikuje teoria, jaką mam nt. długości snu. Otóż wiadomo, że nocny sen składa się z okresów głębokiego snu, co około 90 minut przerywanych okresami snu płytkiego, lub w ogóle przebudzeniami. Jeśli zostaniemy przebudzeni w trakcie snu głębokiego, choćbyśmy spali wcześniej 8 godzin – będziemy niewyspani. Jeśli obudzimy się sami w porę – dyskomfortu nie odczujemy.

A ostatni sen dziwny. Trafiam do apteki na placu Hallera, która nowoczesnym zwyczajem ma trzy okienka, w jednym wydają tylko numerki (co za marnotrastwo, myślę sobie). Gdy już podejdę do okienka, okazuje się, że to urząd pracy (dziwne, nigdy nie byłem w urzędzie pracy), mają dla mnie jakieś oferty, potem patrzę w oczy urzędniczce i widzę historię sprzed roku, gdy ktoś na ten urząd napadł, wymordował całą załogę, ją mieli zabić na końcu, ale cudem się uratowała. No i ktoś mi powie, co to wszystko znaczy?

Ubieram się, na plecy zakładam laptopa i do klienta. :)


Jak stąd uciec?

Najedź kursorem nad linka aby przeczytać opis...

Moje - prywatne: