VrooBlog

VrooBlog

Archiwum bloga na kwiecień 2011.

Co jest bardziej prawdopodobne?

poniedziałek, 18 kwietnia 2011 22:39

Rozmowa z kolegą, opowiadam o ostatnim wyjeździe do Estonii.

K: podrózuj, póki jestes wolny, dzieci nie płacza w domu itd. Później bedziesz musiał czekac do emerytury:)

Ja: na razie na dzieci mam taką samą szansę jak na emeryturę

No, emerytura zależy od rządu, a dzieci zależą ode mnie, ale w sumie na jedno wychodzi. :-)

Darmowy test Blueconnect – tylko za 170 złotych

piątek, 8 kwietnia 2011 10:17

Jak to mówią, człowiek mądry po szkodzie i trzeba czytać umowy.

Zapragnąłem wziąć sobie internet mobilny. Głównie jako backup i na potrzeby różnych spotkań u klientów.  Nie uwierzycie, ile firm, również tych mieniących się liderami tego i owego, nie ma u siebie w biurach bezprzewodowego internetu.

Najlepszą ofertę na kartę ma Play, ale Playa nie chciałem, ze względu na zasięg. Stwierdziłem, a co będę dziadował, pójdę do Ery wziąć blueconnect na 2 lata. Choć jeśli chodzi o komórkę – wystarcza mi doskonale TakTak. Ostatecznie skusiła mnie taka promocja biznesowa „blueconnect – przekonaj się, że warto”. Biorę modem na 30 dni, jeśli pasuje, to umowa sobie dalej idzie. Jeśli nie, to pierwszy miesiąc i tak jest za darmo.

Wybrałem się więc więc do salonu, parę minut poczekałem, w końcu pół godziny wypełniania dokumentów i już mój był modem i karta.

Przyszedłem do domu – i tragedia. Ledwo toto łapało EDGE i to w jakości, w której do niczego się nie nadawało. To już mój telefon podłączony przez USB lepiej działał. W centrum OK – ale u mnie Era ewidentnie nie ma dobrego zasięgu. Dobra, pójdę do salonu i oddam, w końcu jest za darmo. Na dzień przed pójściem do salonu w skrzynce… faktura. Na 170 złotych. Bo 139 złotych +VAT, kosztuje w Erze przyłączenie do sieci. Widziałem tę kwotę na regulaminie usługi, ale konsultant mnie przekonał, że zapłacę tylko, gdy pozostanę w sieci. Guzik prawda.

W efekcie miesiąc testowania Blueconnecta, kosztował mnie 170 złotych. No i dodatkowe 40 minut czasu, gdy rozwiązywałem umowę, bo dwie panie konsultantki musiały 10 różnych  dokumentów wydrukować, a moja sytuacja była na tyle nietypowa (czytaj: byłem jedynym takim frajerem), że nie mogłby znaleźć odpowiednich druków w systemie.

A co powinienem zrobić? I co zrobiłem:

  • Kupić na Allegro dowolny modem: 100-150 złotych.
  • Kupić również na Allegro starter Orange, znalazłem od razu z doładowaniem na 13GB i 10 miesięcy, co mi spokojnie wystarczy. Okazuje się, że oferta „Orange free na kartę” jest całkiem opłacalna, a pożyczone Orange u mnie w domu działa.
  • Ściągnąć program Huawei Mobile Partner (bo oryginalny soft Orange to dno z domieszką mułu). Opisy konfiguracji są w FAQ na forum bez-kabli.pl.

I tak za 200 złotych na rok będę miał internet mobilny, z własnym modemem, bez zobowiązań, abonamentów i umów. Dziękuję Ci Ero, przekonałem się, że nie warto. :-)

Głos trolla na puszczy

piątek, 1 kwietnia 2011 23:10

Samotność jest najgorsza, gdy masz tyle do powiedzenia światu, ale nikt cię nie słucha.

Możesz wyjść na ulicę, pisać w internecie, wszyscy przejdą obojętnie, odpowiedzią będzie co najwyżej irytacja.

Przypadek pierwszy:

Cztery czy pięć lat temu lat temu brałem udział w pewnym projekcie dla Empiku, rysowaliśmy dotykowe kioski, w których ludzie odsłuchują muzykę. Są chyba do tej pory.  Aby poznać potrzeby klientów, zaczęliśmy od wywiadów na dziale muzycznym Megastore. No i standardowo, podchodzimy, pytamy, zapisujemy i dalej.

Podszedłem do starszego człowieka, może zresztą nie tyle starszego, bo miał koło 50-ki, ale widać zmęczonego życiem. Pytam o to, w jaki sposób szuka płyt w sklepie. A on… jakby przed nim objawił się Anioł Gabriel i zamachał skrzydłami. Zaczął opowiadać i opowiadać i opowiadać, coraz bardziej odchodząc od tematu. Że muzyki to on słuchał jeszcze w latach 80. w audycjach Tomka Beksińskiego.  Gdy grzecznościowo potwierdziłem, że wiem o kogo chodzi, jeszcze bardziej gorączkowo zaczął się opowiadać, w końcu sięgnął do teczki i wyciągnął plik papierów, mówiąc, że to… listy, które od Beksińskiego dostawał w tych latach 80. Od tego momentu starałem się już tylko rozmowę zakończyć.

Wariat? Nie, człowiek samotny, który o czymś tak pięknym jak słuchana od młodości muzyka od dawna z nikim nie rozmawiał. Być może ma żonę, rodzinę, znajomych – ale nikt tego nie słucha, traktują go jako dziwaka. Więc chodzi po sklepach muzycznych, przegląda okładki, a w wolnych chwilach czyta po raz setny listy od Beksy.

Przypadek drugi:

Książka „Józef Piłsudski odbrązowiony”, którą jako fan Marszałka kiedyś kupiłem w taniej książce. Oj, nienapisana przez fana, wręcz przeciwnie. Antoni Położyński, rocznik 1914 przeszedł w czasie wojny całą Europę, potem osiadł na Zachodzie, ożenił się ze obywatelką Szwajcarii, założył dobrze prosperującą firmę, a pod koniec życia zaczął wydawać swoje książki.

No i jedna z nich na temat Piłsudskiego i historii Polski. W środku bełkot. Dosłownie. Czasami zdania kompletnie niezrozumiałe, z błędami gramatycznymi, ortograficznymi, zero interpunkcji, zero korekty. Starszy, ponad 80-letni pan musiał wreszcie wykrzyczeć, to co przez całe życie go dławiło, różne żale, własne teorie i interpretacje historii. No bo, czy ktoś z kim mieszkał w tej Szwajcarii chciał go słuchać? Dlatego spisał wszystko, dał do wydania i był szczęśliwy.

Przypadek trzeci:

Dzisiejszy wpis w dyskusji jednej z administratorek Wikipedii. Po polsku i angielsku. Niezrozumiałe? Zdecydowanie. Najwyraźniej jest to skarga na Facebooka, który usuwa jego wpisy. Pogooglowałem nazwisko autora. Faktycznie, facet po 70-ce, założył kilka różnych stron, na których dzieli się swoimi przemyśleniami na temat religii i życia. Czy ktoś to czyta? Wątpliwe. Więc próbuje iść tam, gdzie są inni ludzie. Ale na Wikipedii czy Facebooku zostanie potraktowany wyłącznie jako namolny troll.

Można tak długo.

Są ludzie, którzy przez całe życie chcą być wysłuchani. Marzą o uwadze innych, domagają się tej uwagi, gdy z nimi rozmawiasz, dominują rozmowę, szczęśliwi, że ktoś ich chce w ogóle wysłuchać. Jeśli trafiają do internetu, szybko dostają miano trolla, bo gadają długo, nie na temat i niezrozumiale. Ktoś, kto chce, a nie mówi często, nie umie mówić zwięźle. Czuje, że ma jedyną okazję, a im więcej słów tym lepiej.

Ale najbardziej cierpliwy słuchacz będzie miał dość.

Jedni pozostają w swojej samotności, aż do czasu, gdy będą mogli ponownie się wypowiedzieć. Inni korzystają z możliwości jakie daje internet – zakładają blogi i strony, piszą artykuły, logują się na forach. Tam czekają ich śmiech i blokady. Albo milczenie. Gdy nikt nie komentuje, nie reaguje, nikt nie daje znaku życia. Oto głos wołającego na pustyni…


Jak stąd uciec?

Najedź kursorem nad linka aby przeczytać opis...

Moje - prywatne: