VrooBlog

VrooBlog

Archiwum bloga na maj 2011.

Sześć obliczy ety

piątek, 20 maja 2011 07:29

Ponad rok temu pisałem o swoich początkach z greką koine i narzekałem na polskie podręczniki, jak się okazało, nie do końca słusznie. Przez ten czas dużo się zmieniło. Zapisałem się bowiem na roczny kurs w Bobolanum i właśnie zbliża się on ku końcowi. Jeszcze tylko dwie lekcje.

Ponieważ tempo bywa bardzo duże, zaprzągłem do roboty SuperMemo, gdzie wrzucam różne słówka i formy odmiany do zapamiętania.

Jeśli się pewnych rzeczy nie zbierze, to czasami trudno się połapać. Jest na przykład taka grecka litera eta. Długie e. No i w zależności od tego jak ją zapiszemy, może mieć wiele znaczeń. Ja zebrałem na razie sześć:

Sześć rodzajów ety

Wyrazy różnią się tylko dodatkowymi znaczkami: rodzajem akcentu oraz przydechem. Pierwsze trzy wymawiamy jako „e”, pozostałe trzy jako „he”.

Najlepsze jest to, że w najstarszych manuskryptach Nowego Testamentu tych znaczków… nie było. Była sama litera η! Nie jestem tego do końca pewien, ale chyba dopiero w późniejszych wiekach, gdy manuskrypty przepisywano, przepisywacze dochodzili, o które słowo tak naprawdę chodzi i dodawali akcenty.

Wrocław – Warszawa – refleksja pociągowa

czwartek, 19 maja 2011 21:05

Mieszkaniec Wrocławia, jeśli chce załatwić sprawę przez cały dzień w Warszawie, wsiada do pociągu o godzinie 4:13, jest w stolicy przed 10:00 i ma osiem i pół godziny, bo ostatni pociąg  do Wrocławia odjeżdża o 18:30.

Mieszkaniec Warszawy najwcześniej we Wrocławiu będzie dopiero w samo południe, a wracać musi już o 17:15. Czyli ma 5 godzin.

Układający rozkład założyli najwyraźniej:

  • że warszawiacy załatwiają wszystko szybciej
  • albo – że nie chce im się wstawać rano
  • albo – że są na tyle bogaci, że stać ich na wynajęcie hotelu
  • :-)

Testy, testy

środa, 18 maja 2011 08:54

Testy polubiłem na studiach – byłem chyba pierwszym pokoleniem, które dostało tzw. totolotka – arkusz z polami do zakreślenia. 4 odpowiedzi możliwe, za prawidłową +1 punkt, za nieprawidłową -1 punkt, albo czasami tylko -0,5 punktu. 50% zalicza. Trzeba było podejmować trudne decyzje, a piątki w zasadzie się nie zdarzały. Ale w przypadku takiej matematyki testy były i tak łatwiejsze niż rozwiązywanie zadań. Premiowały umiejętność wyobrażenia sobie jakiejś sytuacji i wyciągnięcia wniosków, bez dokładnego liczenia odpowiedzi. Tak samo przy ekonometrii i paru innych ścisłych przedmiotach.

Teraz „totolotek” trafił do podstawówek, liceów i gimnazjów, tego potworka AWS-owskiej reformy. Gdy podglądam, co GW publikuje każdego roku, widzę że teraz testy pisze się ze wszystkiego. Jeśli jakiś aspekt nie da się sprawdzić testowo, to się go nie sprawdza. W ostatniej Polityce jedna z nauczycielek pisze o egzaminie z polskiego, gdzie znalazły się – teoretycznie – pytania otwarte:

Znów tylko w jednym przypadku trafiła się wypowiedź w miarę spójna, z jakąś myślą przewodnią, poparta argumentami. Reszta to był kompletny bełkot, który każdy polonista powinien przekreślić jednym ruchem długopisu. Problem w tym, że egzaminator tego zrobić nie może. Musi przyznać punkty, gdy bełkot spełnia wymogi formalne i zawiera słowa klucze.

Jest argument – punkt. Argument jest idiotyczny – nie ma to znaczenia.

Jest przykład – punkt. Przykład nie ma sensu – nie ma to znaczenia.

Wymieniono bohaterów – punkt. Bohaterowie są źle przypisani – nie ma to znaczenia.

Pudła z testami, protokoły, pieczątki, atmosfera tajności. Co roku wokół egzaminów odprawia się uroczysty rytuał. Potem porównuje się słupki z punktacją. A nikogo nie obchodzi, że w tych pracach w zasadzie nie ma czego poprawiać, bo uczniowie są po prostu niepiśmienni.

Na swoje życzenie hodujemy pokolenie, które będzie umiało najwyżej pisać teksty pod Google. Bo przecież są tam słowa klucze.


Jak stąd uciec?

Najedź kursorem nad linka aby przeczytać opis...

Moje - prywatne: