VrooBlog

VrooBlog

Archiwum bloga na marzec 2009.

Stare Miasto w Warszawie – inna perspektywa

niedziela, 22 marca 2009 21:58

Lubię Kraków. Raz w roku muszę być tam choć przez chwilę i nieustannie udaje mi się tam znaleźć jakieś nowe „magiczne” miejsce. Szczególnie lubię krakowskie Stare Miasto i cenię je bardziej niż warszawskie, które wydaje mi się małe i nieautentyczne, ot taka makieta postawiona na użytek turystów.

Ale w zeszły piątek Warszawę odwiedzała koleżanka z Krakowa i poprosiła mnie, abym jej pokazał Starówkę, której nigdy nie widziała, a której jest ciekawa. Więc standardowa trasa – od palmy przez Trakt Królewski przez Stare i Nowe Miasto do Podzamcza. I zaskoczenie, bo stwierdziła, że warszawskie bardziej jej się podoba niż krakowskie. Dlaczego?

Mniej turystów – właściwie w piątkowe, pochmurne popołudnie na niektórych ulicach nie było prawie nikogo. Ba, nawet przy Placu Zamkowym:

Pustka przy Placu Zamkowym

Schody, schodki (w tym i Kamienne), różne przejścia, fosa, mury – tego w Krakowie nie ma.

Kamienne schodki

Wcześniej jeszcze – reprezentacyjne, szerokie Krakowskie Przedmieście.

No i różne dziwne widoki.

Rzeźby na trawniku

Przy okazji uświadamiam sobie, że warszawską Starówkę znam mniej niż na przykład krakowską. I niewiele potrafiłem koleżance powiedzieć o tym zegarze:

Zegar słoneczny

albo o tym czymś:

Dziwne kształty na murze kamienicy

Nic dziwnego. Jeśli chodzi o Kraków, mam w domu dwa przewodniki, jeden plan Starego Miasta i sporo rzeczy wydrukowanych z sieci. Dla Warszawy mam tylko swoje wspomnienia Starówki jako miejsca, gdzie spotykałem się ze znajomymi, chodziłem na koncerty, w czasach licealnych piłem piwo na murku – i nic więcej. Czas to chyba zmienić. Idę kupić przewodnik . :-)

Prawo do…

niedziela, 8 marca 2009 22:24

Dziś dzień Kobiet. W to święto, jeśli wierzyć stronie TVN Warszawa, postępowe kobiety wychodzą na ulice, aby walczyć o swoje prawa. Głównie o prawo do in vitro oraz aborcji. Sprzeczność tych obu praw jakoś protestującym nie przeszkadza – równie mocno walczą o prawo do zapłodnienia,  jak i do usunięcia.

Coś mi się, wydaje, że zamiast tych haseł, które manifestantkom skwapliwie podsuwa lewica, większość kobiet zadowolą znacznie bardziej przyziemne osiągnięcia: jak to, że mężczyźni wreszcie zaczną ich słuchać, doceniać i pomagać w codziennym znoju. Jak to, że gdy kobieta mówi coś na zebraniu w pracy, to nie będą patrzyli się na jej biust, a na to co ma do powiedzenia. Albo że zwyczajowa kurtuazja wobec kobiet nie będzie oznaczać jednocześnie ich infantylizowania.

A zresztą, może to równouprawnienie poszło za daleko?

Niezawodna Agatha Christie (pisane w latach 50.!) :

Sytuacja kobiety z biegiem czasu zdecydowanie się pogorszyła. My, kobiety, zachowujemy się jak frajerki. Domagałyśmy się, żeby pozwolono nam jak mężczyznom pracować. Mężczyźni, nie w ciemię bici, odnieśli się życzliwie do takiego pomysłu. Po co utrzymywać żonę? Co może być złego w tym, że żona utrzymuje się sama? Ona chce to robić. Niech więc to robi, na Boga!

Wydaje się smutne, że uplasowawszy się tak mądrze na pozycji „słabszej płci”, upodobniłyśmy się teraz, z grubsza biorąc, do kobiet z prymitywnych plemion, które dzień cały pracują na polu, wiele mil przemierzają w poszukiwaniu opału, podczas wędrówek dźwigają na głowach wszystkie garnki i sprzęty domowe, a wspaniale odziany i przyozdobiony mężczyzna rwie do przodu nie obciążony niczym, prócz śmiercionośnego oręża służącego do obrony jego kobiet.

Powinnyście uczyć się od kobiet z epoki wiktoriańskiej, one potrafiły ustawić swoich mężczyzn tak, jak chciały. Uznały się za istoty delikatne, kruche, wrażliwe, wymagające nieustannej opieki i hołubienia. Czy pędziły żałosne, służalcze życie, były ciemiężone i gnębione? Nie jako takie je pamiętam. Kiedy wracam myślą w przeszłość, wszystkie znajome moich babek wydają mi się niezwykle pogodne i niemal zawsze umiejące postawić na swoim. Były to osoby twarde, uparte i wybitnie oczytane, jak również wykształcone.

A przy tym ogromnie podziwiały swoich mężczyzn, szczerze wierzyły, że mężczyźni to wspaniali faceci – dziarscy, ze skłonnościami do frywolności, łatwo dający się sprowadzić z właściwej drogi. W życiu codziennym kobieta stawiała na swoim, uznając w słowach wyższość mężczyzn, by jej małżonek nie stracił twarzy.

Publicznie obowiązywała formułka: „Twój ojciec wie najlepiej, kochanie”. Prawdziwy stosunek wychodził na jaw w zaciszu domowym. Jestem pewna, że miałeś w zasadzie rację mówiąc to, John, ale zastanawiam się, czy wziąłeś pod uwagę…

Pod jednym względem mężczyzna miał najważniejszą pozycję. To on był głową domu. Kobieta wychodząc za mąż akceptowała jako swoje przeznaczenie jego stanowisko w świecie i jego sposób życia. Wydaje mi się, że było to rozsądne i stanowiło fundament szczęścia. Jeśli nie potrafisz znieść sposobu życia twojego mężczyzny, to nie bierz tej roboty – innymi słowy, nie wychodź za niego za mąż. Przypuśćmy, że masz do czynienia z hurtownikiem tekstylnym, katolikiem, który woli mieszkać na przedmieściu, gra w golfa i lubi wyjeżdżać na wakacje nad morze. To właśnie poślubisz. Pogódź się z tym i staraj się polubić. Nie będzie to takie trudne.

Różnorodność kobiet i mężczyzn i ich konieczność wzajemnego uzupełniania się jest jedną z najpiękniejszych rzeczy w dziejach ludzkości. Współczuję tym, którzy takiej potrzeby nie odczuwają, albo chcąc się upodobnić do drugiej płci, albo (bez wnikania co jest tego przyczyną), uważając własną płeć za bardziej atrakcyjną.

W dzień Kobiet cieszmy się z tej różnorodności, póki jeszcze mamy na nią szansę, bo nie wiadomo, co wymyślą aktywistki przyszłych pokoleń. A jeśli chodzi o aktywistki, życzę im przede wszystkim prawa do tego, czego im chyba brakuje, skoro chodzą i krzyczą na ulicach w piękne niedzielne popołudnia. :-) Zdenerwowanych uspokoję, bo nawet Kościół ostatnio tego prawa im nie odmawia. :-)

Na co pójdzie twój 1%?

poniedziałek, 2 marca 2009 22:59

Dlaczego tak wiele organizacji starających się o 1% ukrywa jak tylko może sprawozdania finansowe na swoich stronach internetowych, albo ich w ogóle nie publikuje?

Wypełniałem dzisiaj roczny PIT dla rodziców (swoim, z racji konieczności dopłaty zajmę się w kwietniu). Podobnie jak w roku ubiegłym stanął temat wyboru organizacji na którą wpłacimy 1%. Zacząłem sprawdzać te, które znałem. I zdziwienie. Fundacja Sue Ryder – ostatnie sprawozdanie z 2006. Caritas mojej diecezji – sprawozdania żadnego nie ma. Wreszcie zacząłem oglądać te które sprawozdania miały. Sprawdzałem właściwie jedno – ile % przychodów idzie na działalność statutową, a ile na administrację, np. wynagrodzenia albo utrzymanie biura. Czasami na administrację idzie tyle samo co na działalność…

Ostatecznie wybrałem „Stowarzyszenie Hospicjum Domowe”, koszty wynagrodzeń mają niewielkie, może dlatego że opierają się na pracy wolontariuszy.

Uzupełnienie: kolega zasugerował, że lepiej przeznaczyć 1% bezpośrednio na ośrodek Hospicjum Domowe (informacje na ich stronie) niż podane wyżej stowarzyszenie, które na niego zbiera środki.

Kobiety i buty

niedziela, 1 marca 2009 23:58

W jednym z pierwszych odcinków IT Crowd pojawia się wątek, w którym Jen kupuje buty mimo że są o trzy numery za małe. Ale zachwyciły ją na wystawie.

Koleżanka opowiada o tym, że kupiła buty kosztujące ją 15% jej pensji, które okazują się … za małe. Może wymieni na większe, ale one wtedy będą za duże. O czym już wie i pogodziła się ze swoją decyzją.

Z inną koleżanką miałem kiedyś bardzo mocną scysję. Obraziła się na mnie śmiertelnie, gdy uznała na podstawie jakiejś mojej wypowiedzi ze będę jej po ew. ślubie wyliczał kasę na buty. :-)  Z epitetów, jakimi mnie obdarzyła wywnioskowałem że sprawa butów dotyczy samej istoty jej wolności osobistej. Nawet gdy teraz zdarza nam się raz na miesiąc czy dwa wymienić parę słów, to wraca do tego tematu, głównie, żeby pokazać, jaki nieżyciowy jestem (i zapewne nie nadaję się na męża dla żadnej kobiety).

No właśnie.

Niemożność zrozumienia kobiet przejawia się idealnie w ich podejściu do butów. Kwestia to dla nich niezwykle poważna, drażliwa i emocjonalna. Masakrują swoje nogi chodząc na wysokim obcasie, szpilach czy niezwykle wąskich kozaczkach. Nawet jak dziewczę ma 180, to zakłada obcasy i szuka faceta, który mimo tych obcasów będzie od niej wyższy. Co jest w tych dwóch sztukach obuwia, że tak to je rusza? Dlaczego po prostu nie ocenią butów według ich funkcjonalności? Dlaczego nie mogą pozostać praktyczne?


Jak stąd uciec?

Najedź kursorem nad linka aby przeczytać opis...

Moje - prywatne: