VrooBlog

VrooBlog

Archiwum bloga na marzec 2015.

Historia a życie codzienne

piątek, 6 marca 2015 13:58

108754-grobowiec-lenina-david-remnick-1

Skończyłem niedawno czytać „Grobowiec Lenina” – potężny zbiór reportaży o ostatnich latach ZSRR. Autor, korespondent „Washington Post” spotykał się z największymi ludźmi radzieckiej polityki, ale jednocześnie starał się pokazać życie codzienne Rosjan. I zabawny jest epizod z końca roku 1991 – własnie rozwiązano Związek Radziecki, zdjęto flagi z młotem i sierpem. Doniosła chwila! Zachodni korespondenci biegają więc po Placu Czerwonym, „desperacko szukając oznak wielkich emocji i gorących komentarzy”.

Emocji jednak nie było: „- Was to obchodzi, nas nie” – odpowiedziała dziennikarzom jakaś staruszka, która spieszyła się na zakupy.

I to pokazuje zabawny paradoks zajmowania się historią, nie tylko najnowszą. W tradycyjnym ujęciu jest to historia polityczna, bo tę najłatwiej udokumentować i na niej się oprzeć. W końcu jest czymś pewnym i namacalnym fakt, że w roku 2004 weszliśmy do Unii, w 2007 Platforma wygrała wybory, a konkretnego dnia upadł Związek Radziecki. Są wydarzenia, daty, jest z czego odpytać dzieci w szkole.

Takie ujęcie pozostawia jednak niedosyt. Niedawno wpadliśmy z E. na pomysł, że może warto poprzypominać sobie historię, taką szkolną. Oboje w naszych domach rodzinnych mamy popakowane stare podręczniki z liceum, ale może kupimy nowsze, zobaczymy jak dzieciarnia się dzisiaj uczy. Ale co kupić? I jak nie wpaść znowu w pułapkę dat i politycznych wydarzeń, które nie mają znaczenia dla ludzi, którzy żyją w danych czasach?

Twórcy niektórych podręczników zdają sobie z tego sprawę, stąd narastająca ostatnia moda na „social history”, czyli historię zwykłych ludzi osadzoną w kontekście geopolityki. Np. sporo nowo wydanych książek o I wojnie światowej, np. „Samobójstwo Europy” Andrzeja Chwalby, stara się pokazać wydarzenia historyczne przez pryzmat codziennego życia – i jednocześnie przybliżyć nam to, co działo się 100 lat temu, pokazać, że to nie jest tak całkiem zamknięty rozdział.

Źródłem dla historyków są pamiętniki z epoki i reportaże. Ale sam fakt prowadzenia pamiętnika oznacza zwykle, że jego autor wiódł życie ciekawsze niż przeciętne – zaś reporterzy szukają jednak kontrastów i przypadków ekstremalnych, nie jest łatwo pokazać codzienność w jej szarzyźnie. Życie tzw. szarego człowieka (wstać, ubrać dzieci, wyjść do zakładu, wrócić z zakładu, zrobić zakupy, obejrzeć telewizję, iść spać) wygląda właśnie tak, że nie ma o czym pisać – całą jego odmienność widać dopiero z perspektywy. Zresztą świat jest już tak skomplikowany, że przecież nie potrzebujemy spojrzenia historycznego, aby zdać sobie sprawę, że nie wiemy jak żyją inni. Dla korpoludka na wyższym szczebelku odległe będzie już życie korpoludków na szczebelku niższym, a co dopiero ludzi z innej dzielnicy jego miasta nie mających przywileju jego etatu i służbowego telefonu. To może okazać się tak samo odległe, jak życie polskich chłopów przed II wojną światową.

Pierwszy tom Antologii polskiego reportażu 100/XX otwiera artykuł Janusza Korczaka z początków XX wieku. To jest właściwie efekt ciekawości autora, który chciał dowiedzieć się, jak żyją ludzie niższych klas, z którymi zwykle ma się kontakt tylko zawodowy – bo są kelnerami, woźnicami, sprzedawcami itd. Zaczął chodzić do karczm, zaprzyjaźniać się z tymi ludźmi i przełamywać ich nieufność, a oni zapraszali go na swoje imprezy, gdzie odkrył dla siebie inny świat – a jednocześnie ciężko mu było zachować neutralność obserwatora, gdy widział, jak małe dzieci poi się wódką, żeby dobrze spały. Ile z takich obserwacji można umieścić w podręczniku historii i jak je pokazać, aby były reprezentatywne?

Im bardziej odległe dzieje, tym bardziej desperacko historycy szukają źródeł na pokazanie tego, czego nikomu się nie chciało dokumentować. Nauczyciel historii z podstawówki pokazał nam kiedyś artykuł, który napisał gdzieś w latach 60. o pewnej złotej zapince z Mezopotamii znalezionej w wykopaliskach ze starożytnego Egiptu. Czy był to efekt ożywionej wymiany handlowej? Czy może po prostu jakaś mezopotamska księżniczka została wydana za któregoś z egipskich dostojników? Nie ma wielu podpowiedzi, jest przedmiot sprzed paru tysięcy lat, rzucony na żer naszej ciekawości.

—-

Obudziłem się wczoraj rano i pozostając w stanie półsnu i półjawy, gdy skojarzenia przychodzą same, rozmyślałem o losach publikacji historycznych. Nagle za oknem słyszę huk – to jeden z sąsiadów wyrzucił właśnie kilka butelek do pojemnika na szkło kolorowe. Tak oto codzienność jak zwykle wdarła się w historyczne rozważania.


Jak stąd uciec?

Najedź kursorem nad linka aby przeczytać opis...

Moje - prywatne: