VrooBlog

VrooBlog

Archiwum bloga na luty 2007.

Życie na kredyt

niedziela, 25 lutego 2007 21:43

Znany powszechnie fragment z dzisiejszej Ewangelii:

I zaprowadziwszy go na górę,
pokazał mu w okamgnieniu
wszystkie królestwa świata.
I powiedział mu diabeł:
— Dam ci tę całą potęgę i przepych,
bo do mnie należą,
i daję je, komu chcę.
Jeśli więc złożysz mi hołd,
wszystko będzie twoje.
Jezus mu odpowiedział:
— Napisano:
„Panu Bogu twojemu,
hołd składać będziesz
i Jemu tylko będziesz służyć”

(Łk 4,5-8)

Diabeł oszukuje podwójnie. Po pierwsze chce dać to, co nie należy do niego. Po drugie, chce właśnie nie dać, ale zabrać!

Do kogo więc należy cała ziemia i wszystkie królestwa świata? Ano do nas. Z Księgi Rodzaju wiemy „zaludniajcie ziemię i bierzcie ją w posiadanie!”, ale po grzechu pierworodnym człowiek usłyszał: „Dlatego też z twojego powodu niech będzie przeklęta ziemia. Przez wszystkie dni twego życia będziesz się trudził, by dała ci pożywienie.” I to są dwie prawdy, którym podlegamy. To wszystko właściwie jest dla nas (przynajmniej na czas życia na Ziemi), ale nie ma nic za darmo.

I diabeł, jak dobry bank, wychodzi ku nam z ofertą kredytową. Dam ci to wszystko od razu, używaj ile chcesz, o spłatę zatroszczysz się potem. Podpisujesz umowę, używać tego wszystkiego jest łatwiej, ale – właśnie w tym momencie zrzekasz się prawa własności tego świata i przekazujesz je diabłu. W efekcie, zamiast otrzymać, oddajesz. Zamiast prosić Boga, od którego otrzymałeś ten świat w kilkudziesięcioletnią dzierżawę, prosisz eleganckiego urzędnika bankowego, który nawet nie pokazuje prawa własności.

Jak to w reklamach banków bywa, oprocentowanie i czas spłaty są nieistotne; właściwie czy diabeł wspomina o wysokości i czasie spłaty? Jego nie obowiązuje limit maksymalnego oprocentowania. Nie musi nawet drobnym druczkiem podawać, ile wyniosą odsetki wyliczone wg ustawowego wzoru. Może obiecywać wszystko. Dziś promocja! Kredyt za darmo!

Gdy dzisiaj na kole biblijnym przedstawiłem ten pomysł, nie wszystkim się chyba spodobał. Może pracują w jakimś banku? :-)

Czas to pieniądz?

czwartek, 22 lutego 2007 18:35

Za blogiem Didymosa:

– Czas to pieniądz. Czy to prawda?
– Myślę, że to bardzo nieudane stwierdzenie. Czas to szczęście. Czas to dar, jaki otrzymaliśmy, by móc dawać siebie innym. Czas jest wszystkim, co mamy. Jeśli go tracimy – tracimy jedyny dar, jaki posiadamy – własne życie. A to jest dużo ważniejsze niż pieniądze.
(prof. Pablo Cardona, ekonomista)

7 tygodni bez

wtorek, 20 lutego 2007 23:35

Kiedy ostatni raz zatrzymałeś się i świadomie zaczerpnąłeś powietrza? Żyjemy w czasach, w których już niewielu ludzi znajduje czas, by się na chwilę zatrzymać. Kto tak właśnie odczuwa, tęskni za jakąś przerwą. Świadomość tego, że można przemyśleć stare przyzwyczajenia, otworzyć się na coś nowego, z „mniej” uczynić „więcej”- otworzy nam nowe perspektywy. W ten sposób czas pasyjny jest dla wielu ludzi dobrym powodem do poszukiwań źródeł siły w ich życiu, do skierowania wzroku na Boga, zamyślenia i odkrycia na nowo mocy modlitwy.

Serdecznie zapraszamy do wzięcia udziału w akcji: „7 tygodni bez”, której mottem jest: Przerwa na oddech. Poczuć, jak płynie życie.

www.7bez.pl

Świetna akcja – w tym roku po raz pierwszy w Polsce, po raz 24 w Niemczech.

Ja postanowiłem dwie w sumie proste rzeczy.
– pracować z większą dyscypliną, czyli zaczynać w końcu o tej 7 rano, a nie o tej o której się obudzę, tym bardziej, że folder „@Actions” już bardzo, bardzo puchnie od poczty.
– unikać odciągaczy jak różne fora, blogi, ech, jak to zabiera czas.

A Ty co postanowisz na Wielki Post?

Luty we Wrocławiu

20 lutego 2007 10:57

Pogodny jakiś. Rzeczywiście czuć pewną różnicę klimatu między Wrocławiem i Warszawą, tam mróz, tu wiosna.

Fontanna szermierza.
Pomnik Fontanna szermierza na tle nieba

Dziedziniec Ossolineum, bardzo lubię elewację tego budynku.
Dziedziniec Ossolineum - czerwony budynek otoczony żywopłotem

Wyspa Piasek w pełnej krasie.
Wyspa Piasek - panorama zza Odry

Deklaracja

czwartek, 15 lutego 2007 22:58

Nawet jeśli zbłądziliśmy.
Nawet jeśli trudno nam żałować.
Nawet jeśli jeszcze trudniej o postanowienie poprawy.
Pamiętajmy, co pisał Paweł.

I jestem pewny,
że ani śmierć,
ani życie,
ani aniołowie,
ani potęgi,
ani sprawy obecne,
ani przyszłe,
ani moce,
ani to,
co jest wysoko,
ani to co nisko,
ani jakiekolwiek inne stworzenie
nie będzie mogło nas oddzielić od miłości Boga,
która okazuje się w Chrystusie Jezusie,
naszym Panu.

(Rz 8,38-39, BP)

Poczta jak nigdy

środa, 7 lutego 2007 23:29

1. Kupiłem dwie powieści Lewisa na Allegro. Wpłacam pieniądze w poniedziałek rano – we wtorek o 10.30 książki mam w domu. :-)

2. Zamówiłem sobie darmową ksiązkę w pewnym zagranicznym serwisie (nie mówię w jakim, bo nie warto); wczoraj czyli 6.02 w skrzynce mam przesyłkę – wysłana 2.02, kraj wysyłki – Korea. :-)

aż mi się nie chce pamiętać, że czasami na list z Warszawy do Warszawy czekam dwa tygodnie.

Czytanie Pisma, cz. II

wtorek, 6 lutego 2007 22:17

Poprzednia notka wywołała burzę w komentarzach, na którą postaram się teraz odpowiedzieć.

Szczególnie się oburzacie na ten punkt trzeci, że niby przestanę w to wierzyć i zostanę agnostykiem. Ano tak. Przyjąłem sobie to jako jeden z wariantów, podobnie jak parę tych wariantów o których nie wspomniałem. A nie wspomniałem, bo się niektórzy zbulwersują. ;-)

Swoje poznawanie Pisma robię dwutorowo.

Czyli przede wszystkim czytam. Robię korespondencyjny kurs biblijny jezuitów (poradzono mi go na forum wiara.pl). O przekładach, których używam jeszcze napiszę, ale staram się czytać dany tekst kilkakrotnie, posiłkować się komentarzami, starać się zrozumieć najlepiej dany fragment.

I po paru miesiącach już się sypie to moje założenie o dwóch latach. Bo i przeczytam Biblię. Zamknę ostatni rozdział księgi Zachariasza, albo Mądrości. Ale, co to będzie znaczyło?

Niejaki goostaf napisał na forum:

I moje wnioski: Biblii nie da się przeczytać. Biblię trzeba czytać.
Jednokrotne przeczytanie to wstęp do dalszego czytania.

Trzeba znać ST, żeby dobrze zrozumieć NT, jednocześnie ST należy przeczytać ze znajomością NT, żeby zrozumieć sens wszystkich wydarzeń (niektóre proroctwa, ofiara Izaaka,etc.).

NT wiele traci bez znajomości ST. Niektórych fragmentów nie sposób zrozumieć, w innych traci się głębszą treść. To jest trochę tak jak z cytatami z „kultowych filmów”. Dla kogoś kto nie widział występu Stuhra w Opolu słowa Osiołka „Latać każdy może” będą oznaczały po prostu „Latać każdy może”. I ma to swój sens. Dla obeznanych też ma to sens dosłowny, ale widzą coś więcej.

To jest dobra konkluzja: Filmy kultowe ogląda się kilka razy żeby wyłapać wszystkie niuansiki i szczególiki. Z Biblia jest podobnie, tylko na „głębszym” poziomie. I im więcej razy czyta się Biblię, tym więcej takich powiązań można wyłapać.

To prawda. Wielokrotnie wracałem już do pewnych fragmentów. Szczególnie gdy teraz przerabiam Ewangelię Jana, nad jedną Kaną Galilejską można spędzić tydzień i do pojedynczych słów wracać później podczas lektury. Podobnie z hymnem o Logosie, czy rozmową z Nikodemem. Zagłębiając się w Jana po prostu muszę cofać się, by odkryć kolejne znaczenie danego wersetu.

I że jak mogę tylko czytać Pismo, a nie szukać w nim relacji z Bogiem? Ależ szukam. :) W listopadzie i grudniu odkryłem pociechę jaką w trudnej sytuacji niosły dla mnie słowa Psalmów. Czasami mi się wydaje, że słowa takie jak:

„Wielu powiada o mnie: 'Nie ma dla niego ratunku u Boga.’ Ale Ty, o Panie tarczą moją jesteś i chwałą moją, Ty moją głowę podnosisz” (Ps 3)
„W spokoju układam się do snu, w spokoju zasypiam, bo tylko Ty, o Panie, pozwalasz mi spocząć bezpiecznie” (Ps 4)

skierowane są właśnie do mnie… Choć też czasami pozostaje mi modlitwa celnika z Łk 18,13…

Co więc z tym drugim torem? Pozostaję wciąż sceptykiem. Zaraz rozalka mi napisze w komentarzach, żem wobec tego cynik, hipokryta i faryzeusz. :) To nie tak. Stawiam pytanie, którego nie miałem odwagi kiedyś zadać. No dobra, ale KTO mi zagwarantuje, że te teksty biblijne to nie jest jakieś oszustwo? Że ja tu czytam, doszukuję się natchnienia, a to po prostu teksty stworzone kiedyś w jakiś celach całkowicie ludzkich? Może i nawiązuję przez nie kontakt z Bogiem, ale czy to nie jest autosugestia, albo mylenie przyczyn ze skutkami? Łączę więc systematyczne czytanie Bibli z analizą argumentów naukowych związanych z powstaniem ksiąg biblijnych. Kudasiewicz, Ziółkowski, Świderkówna, Harrington, parę świetnych programów o korzeniach Biblii z BBC… :)

Niektóre z tych argumentów są bardzo confusing, jak na przykład to, że Paweł prawdopodobnie wcale nie znał ustnych ewangelii, albo że w czasach biblijnego królestwa Salomona w miejscu Jerozolimy mogła być najwyżej mała wioska. Ale inne przekonują mnie. Sporo argumentów, co mnie samego zaskoczyło zawiera sam Nowy Testament. Wielu rzeczy nie da się wytłumaczyć inaczej jak tylko tym, że już w latach 40 i 50-ych istnieli w ówczesnej Palestynie jacyś ludzie, którzy wierzyli w zmartwychwstanie.

I prawdopodobnym będzie to, że pewne teksty przyjmę jako natchnione, inne nie. Scenariusz, że oto wszystko wyrzucam i nagle ogłaszam, że to bzdury – biorę pod uwagę. Muszę brać, dopóki trwa ten mój eksperyment. Choć takiego zupełnego odrzucenia osobowego Boga sobie nie wyobrażam. Tu już wchodzi zakres emocji, sięgających dwóch lat i pierwszego paciorka nauczonego przez babcię.

Jeszcze odpowiedź dla Kamyk: czy to takie dziwne, że wiara lub niewiara jest przedmiotem decyzji? I logicznego rozumowania, rozważenia wszystkich za i przeciw? Ty też podjęłaś kiedyś decyzję że pozostaniesz agnostykiem – a może jej nie podejmowałaś, bo tak Cię wychowano. Podobnie jak wielu katolików, protestantów, muzułmanów, żydów – nie myślą nad tym. Ja przez długi czas nie zastanawiałem nad taką decyzją, bo przecież byłem tak wychowany, a co najwyżej sprawy te były dla mnie obojętne. Teraz uznałem, że inaczej: to nie może pozostać obojętne. I oto pomysł, który pomoże mi podjąć decyzję.

Czytanie Pisma

6 lutego 2007 11:25

Zastanawiam się, czy ze swoich uwag biblijnych robić osobnego bloga. Bo dużej części czytelników Vroobloga może nie interesować głębsza analiza przekładów czy jakiś fragmentów. A i będą tacy zainteresowani właśnie treściami biblijnymi, ale nie bardziej osobistą resztą.

Z drugiej strony nie bardzo mam ochotę by mnożyć blogi ponad potrzebę. Mam zamiar za jakiś czas przenieść bloga na inny silnik i wprowadzić wreszcie podział na kategorie. No i czy ja jestem jakimś specem w tej dziedzinie? Czy mam prawo zakładać osobny blog tylko po to by epatować wiedzą, której nie mam?

Moje spotkania z Biblią są częścią takiego eksperymentu, który zacząłem 5 miesięcy temu. Chcę w ciągu dwóch lat poznać całe Pismo Święte i na tej podstawie podjąć decyzję, co dalej ze swoją wiarą robić.

Kilka wariantów:
1. Pozostanę (czy też raczej stanę się) gorliwym katolikiem. :-)
2. Uznam, że kościół katolicki nie przekazuje tego o czym dowiedziałem się z Biblii, poszukam więc innego kościoła spośród wyznań protestanckich. Ba, tylko którego?
3. Przekonam się, że Biblia jest księgą w całości ludzką, nienatchnioną, nie dającą podstaw by wierzyć w cokolwiek i podejmować zgodnie z nią decyzje życiowe. Odejdę wtedy z kościoła i zostanę agnostykiem.

No jasne, to jest uproszczenie. Bo czy poznając coraz bardziej Pismo nie przywiązuję się do niego? Jasne. Ale wciąż też siedzi we mne dusza sceptyka, która każe pytać: czy naprawdę te teksty sprzed paru tysięcy lat mają uczyć mnie w co wierzyć i postępować w XXI wieku?

Wahanie

6 lutego 2007 00:36

Niełatwo jest wierzyć gdy anty- argument.
wciąż stawiam w poprzek nowych pasji falom.
Niełatwo jest wierzyć gdy chociażby szeptem.
nie powiem, nie przerwę, nie wyrwę podstępem.

Słów twoich potok myśli moje wstrząsa.
Nie uciekamy już od sięgania.
Czy łatwo przyjdzie mi wreszcie uwierzyć
To nie wahanie zaprawdę wyzwala?

I prostych przed sobą prawd odkrywanie.
I przemykanie niepewne nad ranem.
I synoptycznych ewangelii lekcja.
I czy potrzebne jest nam to wahanie?


Jak stąd uciec?

Najedź kursorem nad linka aby przeczytać opis...

Moje - prywatne: