VrooBlog

VrooBlog

Archiwum bloga na grudzień 2012.

Obrażam się na boks? No, prawie

niedziela, 23 grudnia 2012 01:18

„Złe decyzje rujnują boks” – tak napisał na Twitterze były mistrz świata w wadze ciężkiej, Lennox Lewis. Zaraz po zakończeniu kolejnej walki Tomasza Adamka, tym razem rewanżu ze Stevem Cunninghamem.

Adamek walkę wygrał stosunkiem głosów dwa do jednego, choć przy największym szczęściu mógł zremisować. Był wolniejszy, nie trafiał przeciwnika, sam dawał się trafiać i nie posłał ani razu Cunna na deski. Według mnie przegrał 8 rund i wygrał 4. Jednak tylko jeden z sędziów stwierdził przegraną Polaka, dwóch widziało wygraną. Bardzo to przykre, bo Polak na tę wygraną po prostu nie zasłużył.

To taki zimny prysznic – w zasadzie od walk Adamka 3 lata temu zaczęło się moje zainteresowanie boksem. Pisałem o nim jako o Polaku, który wygrywa, w przeciwieństwie do takiego Gołoty, który przegrywał co się dało, choć czasami bywał też oszukany. Tak samo teraz oszukany został przeciwnik Polaka. I takich rozstrzygnięć jest coraz więcej – celują w tym niemieccy promotorzy, mawia się nawet, że walcząc w Niemczech można tylko przeciwnika znokautować, bo na punkty się przegra. I tym razem te „niemieckie” praktyki pojawiły się na walce Adamka w Stanach.

Lewis ma rację. To rujnuje boks i przyjemność jego oglądania, bo co z tego że w czasie walki są emocje, skoro i tak wygra ten, kto ma lepszych sędziów…

Nie skreślę Adamka – obejrzę pewnie jego następną walkę z Kubratem Pulewem o pierwsze miejsce w rankingu IBF. Jako, że Pulew jest zawodnikiem stajni Sauerland – czyli promotora znanego z kontrowersyjnych zakończeń, być może tym razem to właśnie Adamek będzie tym poszkodowanym…

O pazerności, biedzie i głupocie – czyli wigilia w Radomiu

środa, 19 grudnia 2012 19:29

Ten film z miejskiej wigilii w Radomiu robi furorę w internecie

/oryginał już skasowany, linkuję do jednej z wielu kopii/

Stoły, na nich jedzenie i ludzie rzucający się na napoje. Szczególnie złośliwe memy krążą wokół pewnej pani, której nie wystarczyła jedna butelka „Zbyszka”, tylko przechyla się przez cały stół po następną. No i komentarze – wstyd, co za chamstwo, pazerność, brak wszelkich zahamowań! Boimy się takiego tłumu, dziczy, która na hasło „za darmo” stratuje wszystko.

Z drugiej strony antykomentarze – co wy na tym Facebooku wiecie o biedzie! W Radomiu jest bezrobocie, ludzie nie mają na chleb! Na to inni zwracają uwagę, że bohaterowie filmu w pierwszej kolejności sięgali po napoje gazowane, dopiero potem po chleb. I że jeśli to miało być dla biednych, to nie dali rady się dopchać…

Nie jest to pierwsza relacja w tym rodzaju – podobnie kończyły się miejskie wigilie w innych miastach, w poprzednich latach.

I tu widać piramidalną głupotę organizatorów. Taka organizacja to proszenie się o kłopoty. Co widzimy na stole? Paczkowany chleb i butelki z piciem. Co ludzie mają z tym zrobić?! Rozdzielić między sobą chleb, a Zbyszka pić z gwinta?! Komuś w urzędzie miasta wydawało się, że kupią parę zgrzewek napojów i załatwione?!

Da się to zrobić inaczej. Zamiast stawiać gotowe butelki, można postawić kubeczki z napojami i porcje jedzenia, a nie całe chleby! Można wreszcie jedzenie dawać, a nie zostawiać na pastwę tłumu.

Rok temu w Lublinie na miejskiej wigilii widziałem po prostu stoisko gastronomiczne, gdzie każdy może dostać za darmo tradycyjną grochówkę czy kapustę z grzybami. Ludzie ustawiają się w kolejce i dostają po talerzyku. Wystarczy dla wszystkich, więc kolejki nie były jakieś ogromne.

A jeśli celem miejskiej wigilii miało być wspomożenie osób biednych, to głupota jest jeszcze większa! Jak można skłaniać osoby, których nie stać na ten przysłowiowy chleb, żeby po niego się przepychały na oczach całego miasta? Czy nie od tego jest pomoc społeczna, wszystkie struktury, które mają ludziom potrzebującym rzeczywiście pomagać? Po co robić taką szopkę?

Tylko złotówka miesięcznie, czyli siła przyzwyczajenia

wtorek, 18 grudnia 2012 00:10

Dziesięć lat temu zamówiłem sobie w mBanku usługę „polecenia zapłaty”, dzięki czemu mój abonament w Erze był od tego czasu płacony automatycznie. Problem w tym, że… rok później zrezygnowałem z abonamentu i tak od 8-9 lat jestem na pre-paidzie.

Jakoś rok później odkryłem, że… mBank dalej pobiera mi co miesiąc złotówkę tytułem „Opłaty miesięcznej za polecenie zapłaty”. Mimo tego, że przecież żadnej zapłaty już nie było. Złotówka to niedużo, w saldzie nie widać, ale co roku się zbiera… No to dzwonię na mLinię – i dowiaduję się, że… polecenia nie mogę odwołać przez telefon czy internet, muszę wypełnić jakiś formularz i im wysłać.  No dobra, kiedyś wypełnię.

To „kiedyś” nie nastąpiło nigdy. Parę lat później, dręczony wyrzutami sumienia, wydrukowałem sobie nawet ten formularz i odłożyłem na tackę ze stertą papierów „someday/maybe”. Może nadal tam leży…

O sprawie przypomniałem sobie dzisiaj – gdy zauważyłem, że mBank wreszcie w panelu transakcyjnym umożliwił kasowanie poleceń zapłaty! Czy to wystarczy żeby mi nie pobierali tej złotówki?  Tego nie wiem. Ale wiem, że przez prawie 9 lat zapłaciłem łącznie ponad 100 złotych za nieużywaną usługę… Tylko dlatego, że nie chciało mi się wypełnić formularza.

Jest wiele rzeczy w naszym życiu, które wydają się bardzo drobne, a tu coś kupimy, a tu zgodzimy się na regularną opłatę – a potem z tego zbierają się okrągłe stówki. Warto sobie czasami zrobić remanent, zakasać rękawy i pewne rzeczy polikwidować. Z podobnej beczki, ale większego kalibru, po co płacę co miesiąc 5 złotych za papierowy wyciąg z konta firmowego, skoro księgowej wystarczy wydruk PDF-a? Po co mi firmowa karta do konta (3,50 miesięcznie) skoro jej prawie nie używam? I tak dalej…

Wszystko może być podatkiem

poniedziałek, 17 grudnia 2012 14:14

Degenerację państwa widać w momencie, gdy stara się zmienić dla swoich potrzeb te elementy rzeczywistości, które miały wcześniej inne znaczenie.

Weźmy mandaty. Dzisiaj na gazeta.pl artykuł o tym, że „złapany” przez fotoradar nie zobaczy już zdjęcia samochodu, a jeśli się nie zgadza z nałożonym mandatem, to ma się udać (pieszo?) do Warszawy. Miesiąc wcześniej prasa donosiła, że rząd planuje w przyszłym roku zebrać z fotoradarów 1,2 mld złotych – ponad 100 razy więcej niż w roku bieżącym.

Widzimy więc, że mandaty stały się w zasadzie kolejnym podatkiem, którego państwo dolicza do budżetu po stronie przychodów. Już teraz niektóre sprytne gminy dzięki fotoradarom zarabiają kwoty znaczące dla ich budżetów, ale tutaj mamy skok na kasę na poziomie ogólnopaństwowym. Widać tu myślenie – przecież posiadacze samochodów MAJĄ PIENIĄDZE. Skoro stać ich na samochody, na paliwo (a akcyzą i VAT), opłaty za autostrady budowane z naszych podatków, na ubezpieczenia – to i mandat każdy kierowca zapłaci, bo każdy kiedyś trafi na fotoradar.

Pierwotna funkcja mandatów – czyli kara za niebezpieczną jazdę przestała być istotna. Nie zastanawiasz się jak jeździć bezpiecznie, zastanawiasz się, jak jeździć tak, żeby nie zapłacić. Nie mam samochodu, ale podejrzewam, że bez GPS z aktualnymi ostrzeżeniami radarowymi jeździć się po Polsce już nie da.

Swoją drogą – Amerykanie narzekają na ceny paliwa. Gdyby zobaczyli ile kosztuje w Europie, to by się załamali. A gdybyśmy my zobaczyli, co może się stać z gospodarką, w której ceny paliwa dostosuje się do amerykańskich… Takich rozwiązań na kryzys trzeba – ale współczesne rządy umieją jedynie zwiększać obciążenia podatkowe.

Podobną rolę pełnią od dawna składki na ubezpieczenia społeczne – to po prostu transfer do kasy państwa i niewiele mają związku z faktycznie ubezpieczeniową rolą. Wielu płacących składki chorobowe przekonuje się o tym, że ZUS zrobi wszystko, żeby nie wypłacić zasiłku chorobowego, choćby to, że pół roku temu spóźniłeś się z płatnością o jeden dzień. Ja uświadomiłem sobie ostatnio, że płacę ponad 600 zł rocznie tylko na składkę chorobową, choć nie byłem od 3 lat na zwolnieniu. Od nowego roku rezygnuję, całe szczęście jeszcze można.

Ostatnio Parlament Europejski przyjął tzw. jednolity patent. To nie ACTA, nikt nie stał na mrozie z transparentami, a rzecz interesowała tylko specjalistów. Chociaż patent może uderzyć ogromnie w polskie firmy i gospodarkę. Jak donosi Rzeczpospolita:

Ekspertyza Deloitte na zlecenie Ministerstwa Gospodarki wykazała, że jeśli Polska wdrożyłaby ten system, to koszty spraw sądowych, zakupu licencji, sprawdzania tzw. czystości patentowej oraz koszty dostosowawcze byłyby wyższe w okresie 20 lat o 53 mld zł, niż gdyby Polska tego systemu nie przyjęła. Przez kolejną dekadę koszty te wzrosłyby w sumie do 79,4 mld zł.

Taka jest cena bycia w Unii – i taki jest podatek na rzecz instytucji unijnych. Perfidia podatku jest taka, że jest on dodatkowo korzystny dla wielkich koncernów. Pojedynczy patent ma kosztować 6,5 tysiąca euro – duże firmy sobie poradzą, ale dla małych jest to ogromny wydatek, choć mają mieć rzekomo zniżki. Bogatsze firmy będą jednak rejestrowały masę jednolitych patentów i w ten sposób zablokują rozwój firmom lokalnym. Dziennik Internautów nazywa jednolity patent gospodarczym samobójstwem wskazując na tzw. patentowych trolli oraz kosmiczne koszty procesów w Stanach, gdzie patenty są znacznie bardziej zbiurokratyzowane niż u nas.

Do czego to wszystko zmierza w Europie:  nie mam wątpliwości – do utrzymania symbiozy biurokracji i wielkich firm. Wprawdzie firmy też muszą kupować benzynę i płacić mandaty, ale w zamian dostają zwolnienia podatkowe czy pozwolenie na rejestrację na Cyprze. Mali takich szans nie dostaną – drobni przedsiębiorcy i pracownicy mają dostarczać podatki, składki, mandaty, bo to od od nich zależy utrzymanie bieżącego systemu.

GG of Death

środa, 12 grudnia 2012 18:28

Czego się spółka GG Network nie tknie to spieprzy. Ktoś pamięta ich podejście do telefonii komórkowej (GaduAir), serwisu społecznościowego (Moja Generacja), albo polskiej wariacji nt. Foursquare (bliziutko.pl)? Wszystkie już nie istnieją.

Na zamknięcie serwisu zrodzina.pl właśnie żali się użytkownik Wykopu. Jego ojciec przez 4 lata konstruował tam misternie drzewo genealogiczne swojej rodziny. GG poinformowało o zamknięciu miesiąc wcześniej (na stronie), no i zamknęli, ojciec jest załamany, danych nie da się odzyskać, nie pomogą żadne błagania. Serwisu oczywiście nie wymyślili – kupili istniejący wcześniej trees.pl.

No właśnie. Czasami GG przejmuje istniejące serwisy, a potem je sobie spokojnie zarzyna. Brak kompetencji, pomysłów, chęci i dobrej woli. Przykładem niech będzie Polchat – przez 10 lat jeden z najpopularniejszych polskich serwisów z czatami, z których korzystało wiele społeczności. GG kupiło spółkę Livechat, przez parę lat nic nie robiło, a potem zamknęli.

GG Network jest wciąż właścicielem następujących serwisów:

  • Blip – w agonii od wielu lat, bez pomysłu na rozwój. Wiązałem z nim wielkie nadzieje, ale od dawna odpływają stamtąd ludzie. Znaczy nie żeby nic nie robili, wprowadzili „serduszka”, taki blipowy odpowiednik lajków z Facebooka…
  • Fora.pl – popularny niegdyś agregator forów. Już ze strony głównej widać, że nie rozwijany od co najmniej dwóch lat.
  • Megaslownik.pl – ostatnia aktualizacja w roku 2011.

Mają jeszcze radio i serwis z grami. Ciekawe, który zamkną pierwszy.

Jeśli masz konto na którymś z serwisów tej firmy – to przygotuj się, że kolejny prezes (zmieniają się dość regularnie) powie, że trzeba jeszcze bardziej skupić się na podstawowej działalności i wyciąć wszystko inne. A jeśli Ci się wydaje, że nie masz jednak żadnych związków z GG – upewnij się, czy aby nie kupili niedawno Twojego ulubionego serwisu.

Sceny z wojny z Holendrami

wtorek, 11 grudnia 2012 10:33

A więc stało się. Nastała wojna z Holandią.

Scena #1. Tak trochę wyjęta z Maxa Payne III w trybie multiplayer. Bronimy się przed holenderskimi żołnierzami próbującymi wedrzeć się do naszego budynku. Stoję w oknie, strzelam do wszystkich, którzy wybiegają. Mam potem wyrzuty sumienia, że zastrzeliłem człowieka, który chyba chciał się poddać.

Scena #2. Chwilowe zawieszenie broni. Dowódcy polscy i holenderscy (po 50-ce, siwe włosy, mądre spojrzenie) zastanawiają się po co to wszystko. Wchodzą na wieżę obserwacyjną i ze smutkiem patrzą na pobojowisko.

Scena #3. Część Holendrów zmieniła się w zombie. Zostali zagonieni do kościoła i tam po wypowiedzeniu odpowiedniej formuły nad ich głowami widnieją czerwone kręgi. Jedynym sposobem jest ich ich spalenie. Im to akurat nie zaszkodzi, bo przecież już nie żyją. Ale wewnątrz są też ludzie, nad którymi nie ma czerwonych kręgów. Ci panicznie się boją.

Scena #4. Po meczu z Holandią na stadionie Narodowym, stoję w kolejce do bankomatu w pomarańczowo-biało-czerwonym tłumie. Jakiś dziadek przede mną ma problemy z wypłaceniem kasy. Chcę mu pomóc i poznaję – spotkałem go na wojnie po przeciwnej stronie. Cieszymy się, że się widzimy teraz.

Scena $5. Las, skały, coś jak Jura Krakowsko-Częstochowska. Budujemy umocnienia, żeby nie dać się zaskoczyć. Odwiedza nas popularny pięściarz, który opowiada o tym jak walczył z Holandią.

(Dlaczego Holandia, dlaczego akurat takie motywy mi się dzisiaj przyśniły? Poszukiwanie nawiązań do wcześniejszych filmów/gier/książek jest ciekawym ćwiczeniem).

Judasz – pierwszy socjalista? A Jezus, nie taki biedny?

wtorek, 4 grudnia 2012 14:18

Słucham sobie ostatnio przy bieganiu konferencji „Błogosławiony Bogacz” ojca Fabiana Błaszkiewicza i znalazł się tam między innymi komentarz do następującego fragmentu Ewangelii Jana, w którym Maria (siostra Łazarza) namaszcza Jezusowi nogi przy pomocy drogocennego olejku.

A jeden z Jego uczniów, Judasz Iskariota, który miał Go wydać, mówi:
– Czemu nie sprzedano tego olejku za trzysta denarów i nie rozdano ich ubogim?
A powiedział to nie dlatego, że troszczył się o ubogich, ale dlatego, że był złodziejem i mając trzos, podkradał z tego, co doń wkładano.

Komentarz Błaszkiewicza – nawet w Ewangelii, ci którzy zapewniają głośno o trosce o ubogich mają w tym swój własny interes. Judasz zarządzał funduszami apostołów i brał sobie z tego działkę dla siebie… Oczywiście – Ewangelie zalecają wspieranie biednych i dawanie jałmużny, ale nie ma być to ani głośne, ani nie ma być to wymówka, żeby nie robić czegoś innego. Bardzo często „żyj biednie i skromnie” to zachęta do tego, żebyś zostawił trochę dóbr dla kogo innego, kto się tym przejmował nie będzie.

W głośno komentowanym wywiadzie dla Tygodnika Powszechnego jezuita stwierdził też, że wiele dowodów biblijnych świadczy o tym, że Jezus nie był wcale materialnie biedny, choćby dlatego, że żołnierzom opłacało się grać w kości o jego szatę po ukrzyżowaniu. No, a ludzie którzy poszli za nim – to może nie byli krezusi, ale nie byli też dziadami. Było paru rybaków (co w tamtych czasach oznaczało przedsiębiorstwo rybne, bo ich własnością była łódź, a sami zatrudniali pomocników!), poborca podatkowy, a nawet tacy jak Jan, związani z arystokracją kapłańską.

To bardzo ciekawe podejście, dlatego zachęcam do poznania rzeczonej konferencji. Demaskuje ona wiele nauczań kościoła na temat biedy i bogactwa.

Sam Błaszkiewicz ma ostatnio kłopoty. Odnoszę wrażenie, że był za bardzo niezależny, a tego w zakonach nie lubią. W efekcie został najpierw przeniesiony, a gdy nie wrócił z urlopu, to prowincjał go zawiesił… Jednocześnie potwierdzono, że do jego nauk uwag nie mają.


Jak stąd uciec?

Najedź kursorem nad linka aby przeczytać opis...

Moje - prywatne: