VrooBlog

VrooBlog

Archiwum bloga na luty 2006.

Luli laj

poniedziałek, 27 lutego 2006 00:49

Czy na filmie anielskim
Można wyjść po angielsku
Niepokoić się wcale, nie płakać.
Bo te nasze anioły,
Niespokojne pierdoły,
Grają myśli strachliwe, na zapas.

Przyjdą nocne wichury,
Pieśni ubrane w bzdury,
Jak to pojąć, gdy grają nie w temat.
Wkurzysz się gdy cherubin,
Gra tak, jakby on lubił,
Jeden pesymistyczny poemat.

Marzę, by raz taki anioł,
Zagrał ze znaczną zmianą,
Zaserwował mi myśli kojące.
Próżno! Wciąż nie słuchają,
Nawet się nie przyznają,
Na obrazku urocze, jaśniące.

Od dziś będę z tupotem,
Wybiegał i z powrotem,
Walił głośno, łomotał szafkami.
Wreszcie nasze anioły,
Te bezduszne pierdoły,
Będą uciekały z krzykami.

Wymiana linków

niedziela, 19 lutego 2006 21:43

Maila od pewnego pana dostałem.

Czesc,
surfujac po internecie natrafilem na Twoj blog.
W zwiazku z tym, mam dla Ciebie oferte
wspolpracy.

Prowadze bloga pod adresem
http://xxxxxxxxxxxxx.blogspot.com [blog całkiem niezły swoją drogą]
i szukam ludzi prowadzacych
wartosciowe blogi do wymiany
linkow.

Zasada jest prosta – ja umieszczam
link do Twojgo bloga na stronie
glownej mojego bloga, Ty robisz to samo.

Szczegoly jak ma wygladac link, oraz
adres pod ktory ma wskazywac przeslij
mi koniecznie.

Mam nadziej, ze bedziemy wzajemnie zadowoleni
ze wspolpracy.

Litości. (!!!)

Jak dla mnie jest oczywiste, że umieszczam linki do tych blogów, które sam czytam i uważam za godne polecenia. Przy czym nie przejmuję się, czy ten ktoś do mnie linkuje czy nie.

No, ale nastaje nowa generacja blogerów, dla których umieszczenie linka to „współpraca”.

Możliwe też, że koledze zależało na podniesieniu „link popularity”, ale… tego się nie robi w taki sposób. :-)

Skutki wąskiej specjalizacji

piątek, 17 lutego 2006 21:01

Wybrałem się dzisiaj do fryzjera. Chodzę do tego samego miejsca od paru lat, bo dobrze, tanio i blisko (bliżej mojego bloku niż najbliższy spożywczy).

Dzisiaj strzygło mnie całkiem sympatyczne dziewczę, z którym nawiązałem rozmowę. Że akurat w telewizji leciała Olimpiada, tematyka zeszła na Igrzyska właśnie.

No usłyszałem kolejno takie pytania:

1. Czy to Justynę Kowalczyk złapano na dopingu?

2. Czy Otylia Jędrzejczak też startuje w igrzyskach? (Wyjaśniłem, że pływanie jest w programie letnich igrzysk)

3. Aaa, to te igrzyska nie są wszystkie razem?

Jasne, czekam na skok o tyczce i kajaki.

Wolny jak wróbel na parapecie

czwartek, 16 lutego 2006 22:59

To, wiecie, jest ciekawe przeżycie. Wiosna, otwarte na oścież okno kuchenne. Wchodzę na parapet, wychylam się na zewnątrz, chwila wahania (o niej za chwilę), odbijam się. Lecę.

Jestem tu cały i zdrowy, a do wiosny daleko, jest to jakiś dowód, że wszystko działo się we śnie. Czy na pewno? Stałem sobie na tym parapecie i w pewnym momencie ogarnął mnie jednak strach. I refleksja rzadko we snach spotykana. Co stanie się, jeżeli to jednak nie jest sen? Dobra, jak to zwykle we śnie, nie wiem skąd wziąłem się w swoim starym mieszkaniu, pewne rzeczy widzę trochę przez mgłę – ale może to chwilowe zamroczenie, a ja po prostu odwiedzam mieszkającą tam ciotkę? To niby pierwsze piętro. Ale jeśli wyskoczę, pewnie co najmniej połamię sobie nogi.

Możliwość latania sobie nad znanym mi światem to jedna z przyczyn, dla której zainteresowałem się tematyką Lucid Dreaming. Trafiłem na to przypadkowo. Jakieś 3 lata temu szukałem w Google ciekawostek o parzeniu herbaty. Jako jedna ze stron wyskoczyła Lars’ Lucid Dreaming FAQ. Z początku była fascynacja. Bo to proste w sumie techniki, a jaka frajda, gdy możemy wyreżyserować swoje sny. W praktyce było gorzej, aby Lucid Dreams zdarzały się regularnie trzeba ćwiczyć. To mi nie wychodziło, np. nie byłem w stanie zapisywać swoich snów zaraz po przebudzeniu (o czym już kiedyś pisałem w komentarzach do notki PKP Myśl).

Ale gdy świadomy sen zdarzy się przypadkowo i jestem w stanie go wyłapać, wtedy sprawia duuużą przyjemność.

W tym śnie dzisiejszym pewna rzecz zdążyła mnie rozśmieszyć (też przez sen). Lecąc sobie nad praskimi blokowiskami zauważyłem, że dalsze widoki są na początku niewyraźne, widzę tylko kolorowe plamy, dopiero po chwili pojawiają się ze szczegółami. Natychmiast zorientowałem się, że to oczywiste skojarzenie z Google Earth. :-) Czyżby podświadomość też pobierała dane w paczkach?

Pani wiceminister mówi prawdę

środa, 15 lutego 2006 22:02

Pani Stanisława Okularczyk, wiceminister rolnictwa powiedziała na spotkaniu z rolnikami:

W kampanii wyborczej przedstawialiśmy różne bzdety, obiecywaliśmy złote góry. Rzeczywistość prościej się przedstawia, w ministerstwie dominuje lobbing i grupy interesów, uczciwemu człowiekowi trudno się tam znaleźć.

O czym mówiła, każde dziecko wie. Ale poruszyła niepisane tabu, dlatego już nie jest wiceministrem.

Cyfrowe szaleństwo

15 lutego 2006 19:29

Niejaki Ktoś dziwi się na swoim blogu:

Od czasu jednak zakupienia aparatu cyfrowego, najpierw pierwszego, beznadziejnego, a potem znacznie lepszego Nikona Coolpix 8700 ilość zdjęć rośnie lawinowo. Gdy spojrzałem na statystyki nie mogłem uwierzyć moim oczom. 1859 plików, 1,84 GB. W przeciągu półtora roku zrobliśmy tak wiele zdjęć?

Cyfrówkę mam od maja 2004, postanowiłem sprawdzić ile tego jest u mnie. Katalog „My Pictures” zawiera 5,5GB i 9100 plików. Są tam też zdjęcia, które przysyłali mi znajomi, część się powtarza w różnych formatach, ale i tak ilość jest zadziwiająca. :) Oczywiście spora część nie nadawała się do niczego, jest też mnóstwo ujęć tego samego tematu, z których może jedno się nadaje.

O tak, szczególnie na początku mojej przygody z Canonem A75 były momenty, gdy fociłem wszystko co się ruszało. Z tego czasu datują się też urazy psychiczne, jakich w wyniku moich zabaw z aparatem nabawili się moi znajomi. Właściwie to chodzi o koleżanki, które nie chciały uwierzyć, że im więcej zdjęć im robię, tym ładniej wychodzą.

Ostatnio mi powoli przechodzi, na imprezach nie mam już aparatu pod ręką, a gdy jadę gdzieś rowerem, nie zatrzymuję się co kilkaset metrów. Ale robienie zdjęć cały czas cieszy, choć wybitne nigdy nie będą.

Aby już nie nudzić, trzy zdjęcia wykonane jesienią.

Jesienna droga
Wiejska droga. Zarośnięta i zapomniana…

Składzik narzędzi, nad nim unosi się ptak.
Rozwalająca się suszarnia do tytoniu robi tutaj za twierdzę.

Wiejski kotek
A to uroczy kotek, w otoczeniu nietypowym, bo siedział sobie na … rozrzutniku do obornika. :-)

Na pohybel marketoidalnym cynikom!

czwartek, 9 lutego 2006 01:12

Okazuje się, że nie tylko ja się oburzyłem. Trzy dni temu wystartowała strona Tolerancja.net. Jej autorzy nawołują do bojkotu firmy wydawcy Machiny – firmy Point Group, oraz produktów firm, które w Machinie się reklamują.

Już po dwóch dniach dwie firmy: Orange i Philips zrezygnowały z reklamowania się w Machinie.

Jestem zaskoczony, że AŻ tak skutecznie ta akcja działa.

No i co, łyso wam, panowie z Point Group? Wpadliście na tak genialny pomysł, promocja przez prowokację? Właściwie ma to szanse powodzenia, bo duża część fanów popkultury jest areligijna. Tyle, że nie przewidzieliście szybkiej reakcji tych, którym to NIE jest obojętne. Jeśli wycofają się reklamodawcy, gazeta będzie musiała kosztować dwa razy więcej. I chyba zbyt wielu jej numerów nie poczytamy sobie.

(no, chyba, że akcja jest zaplanowana, a protest nie taki spontaniczny, o czym mnie właśnie pewni ludzie uświadamiają)

Aktualizacja 11 lutego: Już wiem, że protest nie jest sterowany (stoją za nim ludzie z forum pisma Fronda), więcej i spora dyskusja na ten temat – na moim blogu zawodowym.

Was nie dogoniat, ja nie panimaju

9 lutego 2006 00:49

Od dłuższego czasu słucham muzyki z serwisu Pandora, o którym już zresztą pisałem. Dzisiaj postanowiłem sprawdzić jego największego konkurenta: Last.fm. Serwis reklamuje się jako „Social Music Revolution”.

Podobnie jak w Pandorze mamy odtwarzacz (tym razem go ściągamy na dysk, co jest IMHO wygodniejsze), który gra to, co powinno nam się podobać. Wybrałem stację z rockiem progresywnym. Po chwili pokazało mi się coś takiego:

Tatu jako rock progresywny

Definicja rocka progresywnego jest w takim razie bardzo szeroka. Nie bardzo rozumiem o co chodzi algorytmowi Last.fm, który podrzuca mi kolejne dziwne piosenki: jakiś elektro-pop, coś arabskiego. A teraz leci Robbie Williams, który śpiewa w stylu Franka Sinatry. Serio nie rozumiem. Choć akurat „They Can’t Take Away From Me” mi się podoba. Może więc jest w tym jakaś logika? :>

Kategorie: Muzyka
2 komentarze

Jeszcze garść przemyśleń o karykaturach

środa, 8 lutego 2006 23:52

Problemem stosunków zachodnio-islamskich jest ich jednostronność. Takie gesty jak przeprosiny są przyjętą formą wyłącznie z kulturze zachodniej. Podobnie – tolerancja dla innych religii oraz zasada „I’m OK, you’re OK”. Dlatego fanatycy islamscy nie uznają ani naszej skruchy, ani tego, że my możemy mieć „swoje racje”.

Rzeczpospolita opublikowała tylko dwie karykatury. Ich stanowisko rozumiem tak: wolność słowa to też wolność ilustrowania bieżących problemów. Jak można rozmawiać o karykaturach, których nikt nie widział?

Piękny komentarz Macieja Rybińskiego z dzisiejszej Rzeczypospolitej:

Mojej gazecie dostało się za to, że opisując konflikt wywołany przez publikację w prasie europejskiej duńskich karykatur Mahometa, pokazała dwie z nich, żeby Polacy mieli choć blade pojęcie, o co w tym wszystkim chodzi.

[…]

Pamiętam rozmaite wybryki antychrześcijańskie w tym kraju, w którym katolicyzm jest religią ogromnej większości narodu. Penisy na krzyżu, Chrystusów w kroczu Matki Boskiej, papieża przywalonego meteorytem albo określanego mianem zdziecinniałego starca. Nikt wtedy nie przepraszał Polaków, pewnie dlatego, że moherowcy z Torunia nie wysadzają się jednak na razie w tłumie i nie próbują podpalić Pałacu Kultury.

[…]

Jesteśmy gotowi bronić naszych własnych wartości, ale tylko przed nami samymi. Przed obcymi i ich sposobem myślenia, sprzecznym z naszymi tradycjami, kapitulujemy trwożliwie. No to nie powołujmy się na wzniosłe zasady, tylko powiedzmy jasno i uczciwie: wolność słowa tak, ale nie wtedy, gdy zagraża to dostawom ropy. Prawo do satyry i szyderstwa jak najbardziej, ale nie wówczas, gdy jakiś szaleniec i fanatyk może rzucić bombę. W takiej sytuacji liberalna Europa musi się schronić w islamski fundamentalizm. W zakłamaniu i obłudzie doszliśmy do tego, że winy za zamachy terrorystyczne nie ponoszą ich sprawcy, tylko autorzy karykatur i ci, którzy je publikują.

Nie wpisano chrześcijaństwa do europejskiej preambuły. I bardzo dobrze. W nowej wersji można od razu wpisać islam. „Allah akbar. Mahomet rosullah.” – Bóg jest wielki, a Mahomet jest jego prorokiem.

Wierzę, że nie cały współczesny islam jest taki wojwniczy, jak dowodzi autor bloga Religia Pokoju. Ale nie wolno myśleć, że jak będziemy siedzieli cicho, to nie przyjdą fanatycy z bombami. Przyjdą. Historia świata dowodziła wielokrotnie, że braku „asertywności” na arenie międzynarodowej często później żałowano.

Nowa Machina, czyli teraz my się obrazimy

wtorek, 7 lutego 2006 00:14

Na rynek wraca pismo Machina.

Było to wydawnictwo bodaj najdziwniejsze wśród tych piszących o muzyce. Trudno było znaleźć chyba większy zespół snobów „bo-oni-wiedzą-lepiej-jaka-jest-dobra-muzyka”. Na początku pismo zrzynało ostro z Rolling Stone’a, ach, jak oni uwielbiali te dwuzdaniowe recenzje, gdzie dopieprzało się niemodnym już zespołom. (Tak, panowie Wyszogrodzki i Brzozowicz, o was piszę). Mieli jednak swoje momenty, szczególnie na samym początku, nowoczesna jak na 1996 szata graficzna, ciekawe działy, takie jak „Rzecz kultowa”, gdzie zaproszona osoba opisywała np. różne starodawne zabawki. :)

Z czasem było jednak coraz gorzej, formuła permanentnej prowokacji i zapraszania dziwnych artystów się wyczerpała, nikt tego nie kupował, poszli na dno. Żeby było śmieszniej, Tylko Rock w dosyć ciemnych latach 2000-2002 (gdy właścicielem była spółka 4Media) próbował naśladować profil Machiny… Też się to dobrze dla nich nie skończyło.

Teraz Machina powraca. Z kolejną prowokacją. A prowokacja nośna w świetle karykatur Mahometa i dyskusji „wolność słowa, a szacunek dla religii”. Otóż panowie z Machiny postanowili dać na okładkę Madonnę, czyli starszą panią, co to z nowym bitem płytę niedawno wydała. A dali ją … wmontowaną w obraz Matki Boskiej Częstochowskiej.

Link do wiadomości z Marketing News, gdzie jest też reprodukcja okładki. Tak, mnie jako katolika ta okładka oburza.


Jak stąd uciec?

Najedź kursorem nad linka aby przeczytać opis...

Moje - prywatne: