VrooBlog

VrooBlog

Ojciec Knabit o odwadze

poniedziałek, 29 maja 2006 20:26

Leon Knabit to znany z telewizji benedyktyn. „O odwadze”, mała ksiażeczka z wywiadem, wydana w zeszłym roku przez Znak.

Padło pytanie o odwagę przyjęcia powołania.

Sama decyzja o złożeniu Ślubów wieczystych nie jest aktem odwagi?

W jakimś sensie jest. Ale z drugiej strony: jeśli ja słyszę wyraźnie głos Chrystusa, który mnie wzywa i powołuje właśnie do tego miejsca, jeśli z tym głosem Zgadzają się głosy tych, których pytam o zdanie, to ja właściwie czuję się zobowiązany odpowiedzieć „tak”. Oczywiście, każda poważna zmiana w naszym życiu wywołuje pewien lęk. Ale tej decyzji nie podejmuje się nagle, z dnia na dzień, lecz przygotowuje się do niej latami, stopniowo. Dlatego my, mnisi, nie traktujemy jej jako aktu odwagi, lecz raczej – radosnego posłuszeństwa. Podobnie jak w przypadku decyzji o małżeństwie, gdzie radość jest na ogół większa od obaw, niepewności, lęku, że może się nie uda…

Każdy z nas, naturalnie, przeżywa to trochę inaczej, bo każdy jest w trochę innym momencie swojego duchowego rozwoju. Nie należy oczekiwać, że od dnia ślubów wszystko się zmieni i ja będę już innym człowiekiem – pozbawionym pokus i pełnym cnót. Jak nam przypomniał podczas rekolekcji w Tyńcu ks. Grzegorz Ryś: „Doskonałym jest się na końcu, a nie na początku”.

O fundamentalistach z obu stron.

We Włoszech mieliśmy niedawno przypadek, że władze zakazały ustawienia szopki w szkole publicznej. To absurd! Nawet jeśli ktoś nie wierzy, że Jezus jest Bogiem, to przecież wyrósł w kulturze, która gdzieś korzeniami sięga tego wydarzenia z Betlejem! Problem w tym, że dziś kwestionuje się także te korzenie…

Zjawisko to zaczęto nawet nazywać „laickim fundamentalizmem”.

Może to jest reakcja na fundamentalizm islamski i fundamentalizm chrześcijański – tam gdzie one rzeczywiście występują? Skrajności lubią się przyciągać. Byłoby jednak niedobrze, gdyby w każdym zaangażowanym katoliku widziano fundamentalistę. Uważam, że zdecydowana większość katolików nie jest oszołomami.

[…]

Trzeba te fakty traktować raczej w kategoriach wyzwania. Nie towarzyszą im przecież żadne administracyjne groźby, nie używa się fizycznej przemocy, nie zabija duchownych. To, że ktoś protestuje przeciwko stawianiu w publicznym miejscu choinki albo wkładaniu do paczek dla dzieci św. Mikołaja, jest raczej dowodem jego ograniczoności niż przejawem prześladowania.

[…]

Wyobraźmy sobie taką sytuację: aby nie razić niczyjej wrażliwości, księża zaczynają chodzić bez sutann, ortodoksyjni żydzi obcinają sobie pejsy, pobożni muzułmanie rezygnują z używania symboli swojej wiary. Można wchodzić do synagogi z gołą głową, w czapce do kościoła, a w butach do meczetu. Nie tylko z urzędów czy szpitala ale nawet z zewnętrznych ścian kościoła trzeba usunąć krzyże. Co się stanie? Albo zniknie wszelka różnorodność i powstanie jakaś masa ludzka pozbawiona wyrazu, albo w krótkim czasie będziemy mieli samych fundamentalistów.

O tym, jak reagować na „inność”.

Są też w naszej tradycji nurty liberalne – w najlepszym sensie tego słowa – sprzeciwiające się nawracaniu ogniem i mieczem, broniące godności każdego człowieka i jego prawa do odmiennych przekonań. „Nie jestem królem waszych sumień” – mówił Zygmunt August. W ostateczności każdy sam w swoim sumieniu rozstrzyga, w co wierzyć, a w co nie.

[…]

To ciekawe, że Jezus właściwie rugał tylko swoich: rugał apostołów, rugał tych, spośród swoich rodaków, którzy byli (przynajmniej w swoim mniemaniu) najpobożniejsi. A dla obcych, pogan był wyrozumiały. Przecież w świątyni nie handlowali ludzie niewierzący! Jezus mógł do nich wygłosić piękną mowę o poszanowaniu miejsca świętego. W końcu sprzedawali oni rzeczy potrzebne pielgrzymom do składania ofiar. A jednak nie – sięgnął po bicz!

[…]

Jakoś tak jest, że w stosunku do obcych stosujemy na ogół inną miarę niż w stosunku do swoich. Przede wszystkim – jesteśmy wobec nich mniej wyrozumiali. Silniej działają stereotypy, tym bardziej jeśli ci obcy żyją blisko nas. Łatwiej jest kochać głodnego Murzynka w Afryce niż trudnego sąsiada. Dlatego ks. Władysław Korniłowicz mówił do swoich sióstr w Laskach: „Wykreślamy z naszego języka słowo obcy!”

I jeszcze jednego. Kiedy bardzo dużo dyskutowało się u nas o antysemityzmie, zauważyłem, że najbardziej „anty” w stosunku do Żydów (ale także Rosjan, Ukraińców, czy Niemców) są ci, którzy generalnie są „anty” wobec kogokolwiek: nie lubią ludzi i mają mnóstwo pretensji dc całego świata.

I o patologiach władzy.

Tak, spotkałem ludzi, o których mógłbym powiedzieć, że władza – niewielka władza; jakiś urząd, jakaś funkcja, w każdym razie coś, co dawało przewagę nad innymi – uderzyła im do głowy. Do wczoraj jeszcze normalni, wcale się nie wywyższający, z chwilą objęcia tej funkcji zaczynali być nieznośni, chcieli za wszełką cenę postawić na swoim. „Bo ja tak uważam…” „Bo według mnie to nie tak się robi…” To „ja” i „mnie” stawało się ważniejsze niż wszystko inne. Myślę, że jest to bardzo silna pokusa: niektórym wystarczy odrobina władzy, żeby zachowywali się jak udzielni książęta.

[…]

Im więcej poczucia własnej wartości, tym mniej nadrabiania miną. Wtedy nawet jeśli natrafiam na opór, na niesprawiedliwą krytykę, potrafię przejść nad nią do porządku, nie akcentując tego, że to ja rządzę, to mnie należy słuchać. Ktoś powiedział, że pesymista to ten, kto wierzy, że ludzie go nienawidzą, a optymista, to ten, który wie ten kto wie, że go nienawidzą, ale on nic sobie z tego nie robi.

I jeszcze.

Ktoś napisał: „Zamiast narzekać zły czas, bądź sam dobrym czasem, a wtedy i czasy będą lepsze”.

Brak komentarzy (na razie)

Śledź komentarze do tego artykułu: format RSS

Zostaw komentarz

W komentarzu można (choć nie trzeba) używać podstawowych znaczników XHTML.


Jak stąd uciec?

Najedź kursorem nad linka aby przeczytać opis...

Moje - prywatne: