VrooBlog

VrooBlog

Czytanie Pisma, cz. II

wtorek, 6 lutego 2007 22:17

Poprzednia notka wywołała burzę w komentarzach, na którą postaram się teraz odpowiedzieć.

Szczególnie się oburzacie na ten punkt trzeci, że niby przestanę w to wierzyć i zostanę agnostykiem. Ano tak. Przyjąłem sobie to jako jeden z wariantów, podobnie jak parę tych wariantów o których nie wspomniałem. A nie wspomniałem, bo się niektórzy zbulwersują. ;-)

Swoje poznawanie Pisma robię dwutorowo.

Czyli przede wszystkim czytam. Robię korespondencyjny kurs biblijny jezuitów (poradzono mi go na forum wiara.pl). O przekładach, których używam jeszcze napiszę, ale staram się czytać dany tekst kilkakrotnie, posiłkować się komentarzami, starać się zrozumieć najlepiej dany fragment.

I po paru miesiącach już się sypie to moje założenie o dwóch latach. Bo i przeczytam Biblię. Zamknę ostatni rozdział księgi Zachariasza, albo Mądrości. Ale, co to będzie znaczyło?

Niejaki goostaf napisał na forum:

I moje wnioski: Biblii nie da się przeczytać. Biblię trzeba czytać.
Jednokrotne przeczytanie to wstęp do dalszego czytania.

Trzeba znać ST, żeby dobrze zrozumieć NT, jednocześnie ST należy przeczytać ze znajomością NT, żeby zrozumieć sens wszystkich wydarzeń (niektóre proroctwa, ofiara Izaaka,etc.).

NT wiele traci bez znajomości ST. Niektórych fragmentów nie sposób zrozumieć, w innych traci się głębszą treść. To jest trochę tak jak z cytatami z „kultowych filmów”. Dla kogoś kto nie widział występu Stuhra w Opolu słowa Osiołka „Latać każdy może” będą oznaczały po prostu „Latać każdy może”. I ma to swój sens. Dla obeznanych też ma to sens dosłowny, ale widzą coś więcej.

To jest dobra konkluzja: Filmy kultowe ogląda się kilka razy żeby wyłapać wszystkie niuansiki i szczególiki. Z Biblia jest podobnie, tylko na „głębszym” poziomie. I im więcej razy czyta się Biblię, tym więcej takich powiązań można wyłapać.

To prawda. Wielokrotnie wracałem już do pewnych fragmentów. Szczególnie gdy teraz przerabiam Ewangelię Jana, nad jedną Kaną Galilejską można spędzić tydzień i do pojedynczych słów wracać później podczas lektury. Podobnie z hymnem o Logosie, czy rozmową z Nikodemem. Zagłębiając się w Jana po prostu muszę cofać się, by odkryć kolejne znaczenie danego wersetu.

I że jak mogę tylko czytać Pismo, a nie szukać w nim relacji z Bogiem? Ależ szukam. :) W listopadzie i grudniu odkryłem pociechę jaką w trudnej sytuacji niosły dla mnie słowa Psalmów. Czasami mi się wydaje, że słowa takie jak:

„Wielu powiada o mnie: 'Nie ma dla niego ratunku u Boga.’ Ale Ty, o Panie tarczą moją jesteś i chwałą moją, Ty moją głowę podnosisz” (Ps 3)
„W spokoju układam się do snu, w spokoju zasypiam, bo tylko Ty, o Panie, pozwalasz mi spocząć bezpiecznie” (Ps 4)

skierowane są właśnie do mnie… Choć też czasami pozostaje mi modlitwa celnika z Łk 18,13…

Co więc z tym drugim torem? Pozostaję wciąż sceptykiem. Zaraz rozalka mi napisze w komentarzach, żem wobec tego cynik, hipokryta i faryzeusz. :) To nie tak. Stawiam pytanie, którego nie miałem odwagi kiedyś zadać. No dobra, ale KTO mi zagwarantuje, że te teksty biblijne to nie jest jakieś oszustwo? Że ja tu czytam, doszukuję się natchnienia, a to po prostu teksty stworzone kiedyś w jakiś celach całkowicie ludzkich? Może i nawiązuję przez nie kontakt z Bogiem, ale czy to nie jest autosugestia, albo mylenie przyczyn ze skutkami? Łączę więc systematyczne czytanie Bibli z analizą argumentów naukowych związanych z powstaniem ksiąg biblijnych. Kudasiewicz, Ziółkowski, Świderkówna, Harrington, parę świetnych programów o korzeniach Biblii z BBC… :)

Niektóre z tych argumentów są bardzo confusing, jak na przykład to, że Paweł prawdopodobnie wcale nie znał ustnych ewangelii, albo że w czasach biblijnego królestwa Salomona w miejscu Jerozolimy mogła być najwyżej mała wioska. Ale inne przekonują mnie. Sporo argumentów, co mnie samego zaskoczyło zawiera sam Nowy Testament. Wielu rzeczy nie da się wytłumaczyć inaczej jak tylko tym, że już w latach 40 i 50-ych istnieli w ówczesnej Palestynie jacyś ludzie, którzy wierzyli w zmartwychwstanie.

I prawdopodobnym będzie to, że pewne teksty przyjmę jako natchnione, inne nie. Scenariusz, że oto wszystko wyrzucam i nagle ogłaszam, że to bzdury – biorę pod uwagę. Muszę brać, dopóki trwa ten mój eksperyment. Choć takiego zupełnego odrzucenia osobowego Boga sobie nie wyobrażam. Tu już wchodzi zakres emocji, sięgających dwóch lat i pierwszego paciorka nauczonego przez babcię.

Jeszcze odpowiedź dla Kamyk: czy to takie dziwne, że wiara lub niewiara jest przedmiotem decyzji? I logicznego rozumowania, rozważenia wszystkich za i przeciw? Ty też podjęłaś kiedyś decyzję że pozostaniesz agnostykiem – a może jej nie podejmowałaś, bo tak Cię wychowano. Podobnie jak wielu katolików, protestantów, muzułmanów, żydów – nie myślą nad tym. Ja przez długi czas nie zastanawiałem nad taką decyzją, bo przecież byłem tak wychowany, a co najwyżej sprawy te były dla mnie obojętne. Teraz uznałem, że inaczej: to nie może pozostać obojętne. I oto pomysł, który pomoże mi podjąć decyzję.

Komentarze

Śledź komentarze do tego artykułu: format RSS

  1. una

    Mnie wychowywano w „wierze” – trzeba w niedzielę i święto iść do kościoła.Na tym się nasza wiara kończyła.To nie jest wiara, tylko kwestia przyzwyczajenia – do kościoła się chodziło „bo trzeba” albo „bo mama z tatą kazali”.To nie jest katolicyzm. Nie jestem przekonana co do tego że oni wierzą w Boga tak naprawdę. Ja doszłam po latach do wniosku że nie wierzę, więc nie chodzę do kościoła. Jeśli nie wierzy się w coś do końca, to znaczy że nie wierzy się wcale, dlatego uważam, źe w katolickim polskim kraju katolików nie ma.
    Vroo jest pierwszą osobą jaką znam, która chce zrozumieć Bibilię i z zainteresowaniem ją czyta.

  2. rozalka

    Nie napiszę Vroo, nie napiszę. Już nie. Bo ja też się zmieniłam.
    Pozdro :)

  3. walth

    Przerabiasz Jana? A na co jeśli można wiedzieć? ;-)

    A na poważnie. Kiedyś też przeczytałem tę książkę kilka razy. Jeszcze w liceum. Za dużo nieścisłości, które można wyjaśniać tylko wiarą. Za dużo dogmatów, które nie podlegają weryfikacji rozumu. Z jednej strony to oczywiste, ale z drugiej, przy takim podejściu jakie chcesz uzyskać będziesz czuł ciągłą dychotomię w tym temacie. Ja czułem, dlatego uznałem, że jest to ciekawa książka, mająca dobre fragmenty, warta przeczytania, ale ślepej wiary we mnie nie wzbudzi…

    Dobrze że poszukujesz :)

  4. Vroobelek

    walth, „tę książkę”, znaczy Jana, ewangelie, czy cały nowy testament? Jeśli kilka razy gratuluję samozaparcia, bo ja od 5 miesięcy do połowy doszedłem. :)

    zgadzam sie z weronką, ślepa wiara to taka bez żadnego czytania. Jeśli przeczytałeś ewangelie i dalej liczyłeś na „ślepą wiarę” to cóż… :)

  5. b-m

    Dla mnie to jakos tak jest, że najpierw jest problem wiary w Boga a pózniej uwierzenia Bogu, uwierzenia Mu, że droga, która proponuje ma sens.
    A z czytaniem Pisma św. to tak u mnie jest, ze czytam jakis kawałek i rodzi on dzis takie a nie inne skojarzenia, jutro ten sam fragment budzi zupełnie inne mysli i potrzeby. Bo ja juz inna, inne moje problemy a i Bóg chce pewnie mi co innego powiedziec.
    ’Nie wyście mnie wybrali, ale ja was wybrałem’ – staram sie w to wierzyć i próbowac rozumiec co to wybranie mnie by miało znaczyc…

  6. Kamyk

    Rozpisałam się, ale nie zamieszczę tu, na blogu. Chcesz, to pójdzie na maila.

    Ale jedno Vroo, nie przekonałeś mnie.
    To, co zacytowałam pod poprzednią notką odbieram, jako warunek. Stawiasz warunki. Jak dla mnie blisko stąd do szantażu. To jest wiara w Boga?

    Pozdrawiam :)

  7. Vroobelek

    Kamyk, gdzie widzisz szantaż, ja widzę eksperyment. Nie wołam „panie Boże daj mi jakiś znak bo przestanę w ciebie wierzyć”. Zresztą jak pisałem nie przestanę. Ale wizję jaką oferuje mi chrześcijaństwo i katolicyzm mam prawo weryfikować.

    O maila oczywiście poproszę (nie wiem czy dotarł ten który wysłałem parę minut temu)

  8. Piotr

    http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,53600,3906482.html

  9. mobi

    Cały kontakt z Bogiem i rozumienie Jego Słowa zaczyna się od „nowego narodzenia”. Powiem szczerze i autorytatywnie: nie da się inaczej. Jeśli nie narodziłeś się na nowo, to nie trać czasu. Jakkolwiek byś nazywał czytanie Biblii (studiowanie, kontemplowanie) – to nic nie da.
    Jakby co, służę konkretnymi radami.

  10. nat

    Nauka Jezusa nie jest jakimś tam nurtem filozoficznym, który można przyjąć lub odrzucić. Wiara w Boga to nie jest kwestia wyboru dokonanego na drodze dedukcji – rozważań i wniosków. Pragnienie Boga i poznania Go to nie jest kwestia mojego „widzi mi się”. Droga do Boga zaczyna się w naszym sercu. Co do programów BBC, ja oglądałem kiedyś serię programów na National Geographic – to były raczej programy które miały „wywołać jakąś sensację”. A wartość merytoryczna tych programów była znikoma. Co do wątpliwości tego czy Paweł znał Ewangelię w przekazie ustnym to w Dziejach Apostolskich w 15 rozdziale Paweł przebywa w Jerozolimie z Apostołami, którzy byli przy Jezusie. Trudno uwierzyć żeby Paweł nie słyszał ewangelii przebywając razem z apostołami. Ale zakładając nawet, że nie słyszał, to zgodność jego listów z Ewagelią zaświadcza o tym że była w nim ta sama Prawda która była w Apostołach głoszących Ewangelię.
    Napisałeś, że jesteś sceptykiem. Sceptycyzm to przeciwieństwo wiary w Boga. Dopóki Mu nie zaufasz nie ma szans na to abyś Go poznał. Apokalipsa mowi „obyś był zimny albo goracy, bo letniego wypluje z ust … Ja wszystkich, których kocham, karcę i ćwiczę. Bądź więc gorliwy i nawróć się!” Co do katolicyzmu to mógłbym chyba książkę napisać o tym jak bardzo Kościół Katolicki jest zwiedziony – a przez to martwy. Wykreślenie drugiego przykazania, które Bóg dał Mojżeszowi, kult Maryjny, Eucharystia to tylko początek góry lodowej. Ale może o tym nie teraz, nadejdzie jeszcze sopsobność.

    pozdrawiam

  11. ent

    >> Ja wszystkich, których kocham, karcę i ćwiczę.

    Mam dziwne wrażenie że Jan w swoim chyba nie do końca
    przytomnym objawieniu zobaczył Romana Giertycha na
    stanowisku ministra edukacji.

  12. waltharius

    No więc co do tej ślepej wiary, to spotkałem się ze stwierdzeniami, że skoro przeczytałem tyle razy biblię i nadal nie wierzę, to znaczy, że nie czytałem z chęcią poznania ducha świętego, tylko z umysłem krytycznym, który nigdy nie zrozumie wiary. Ale przepraszam bardzo bo krytycyzmu nie wyłączę.
    Owszem, tę książkę, zwaną potocznie biblią przeczytałem kilka razy – stary i nowy testament.

    @weronka a co znaczy mądra i zdrowa wiara? Bo tutaj nie rozumiem połączenia tych wyrazów. Szczególnie w odniesieniu do wiary chrześcijańskiej do katolicyzmu…

    @nat – ciekawe podejście, ale nie sądzę, żeby wielu chętnie pozbywało się siebie w imię jakiejś wiary, w której wszystko się dzieje poza nimi… Co znaczy, że nauka nie jest nurtem filozoficznym? A be-ze-dura :) Jest nurtem filozoficznym jak każda religia. Oczywiście gorliwy wyznawca nie chce tego tak rozpatrywać bo to pomniejsza według niego to, w co wierzy…

  13. Vroobelek

    waltharius, no i dobrze że nie wyłączasz krytycyzmu. Biblia w przeciwieństwie do np. Koranu nie jest księgą objawioną, a jedynie natchnioną – i mamy prawo być podejrzliwi wobec pewnych fragmentów.

    Ale to jest taka pułapka czytania – czytając tylko krytycznie bez wiary w natchniony sens, w każdej perykopie znajdować będziemy coś co nie pasuje – z kolei: biorąc wszystko na dobrą monetę i licząc w każdej chwili na Ducha Świętego, też zniekształcami to co księga zawiera, bo za dużo sobie dopowiadamy.

Zostaw komentarz

W komentarzu można (choć nie trzeba) używać podstawowych znaczników XHTML.


Jak stąd uciec?

Najedź kursorem nad linka aby przeczytać opis...

Moje - prywatne: