VrooBlog

VrooBlog

Słoniowe ucho – zalety i wady

niedziela, 7 kwietnia 2013 22:40

O zjawisku zwanym loudness war dowiedziałem się w momencie, gdy dotknęło mnie bezpośrednio. Ostatnia płyta Metalliki, „Death Magnetic” nie nadawała się do słuchania. Gdy w połowie drugiego czy trzeciego utworu rozbolała mnie głowa, zacząłem się zastanawiać o co chodzi. A chodziło o to, że cała płyta została zmiksowana na jednym poziomie głośności, a dodatkowo fragmenty które miały być głośniejsze są potwornie zniekształcone, zamiast gitary słyszymy charczenie wynikające z pełnego wysycenia.

Fani zespołu najpierw protestowali, pisali petycje (realizator dźwięku przyznał, że wie o co chodzi, ale on już takie materiały dostał), ale ostatecznie sobie poradzili, bo na podstawie pojedynczych ścieżek z gry (!) Guitar Hero III zrobili własny remiks. Porównanie usłyszymy np. na filmie:

Wkurzony całą sytuacją przetłumaczyłem na polską Wikipedię hasło o loudness war, zacząłem też narzekać wśród znajomych.

I tu zaskoczenie – bo niektórzy twierdzili, że… nie słyszą żadnych problemów w przypadku oryginalnego zmasakrowanego nagrania Death Magnetic. Czy byli tak przyzwyczajeni do tego brzmienia, korzystali z kiepskiego sprzętu, a może po prostu nie potrafili zauważyć różnicy?

Niedawno takie zniekształcenia usłyszałem na „Saiko”, czyli ostatniej płycie zespołu Quidam. Nie są wszędzie i nie są tak masakryczne jak przy Metallice, ale trochę irytują, o proszę, początek „Haluświatów” z przesterowaną perkusją:

Mogę zrozumieć Metallikę – 30 lat grania metalu sprawia że się głuchnie. Ale żeby czołowy polski zespół progresywny tak spieprzył nagranie?! Inny przykład – ostatnia, świetna płyta Hey gdzie zniekształcenia słyszymy co parę minut.

I zacząłem współczuć tym, którzy mają słuch absolutny – przecież oni wychwytują każdą niezgodność. Słuchanie muzyki jeśli jesteś obdarzony umiejętnością takiego rozróżniania będzie przykrym doświadczeniem. Na drugim biegunie są z kolei ci, którzy muzyki słuchać będą z każdego pierdzącego głośnika, a mnie wtedy skręca.

Pisałem kiedyś o słuchawkach mojego życia i o szoku, jakim było dla mnie założenie pierwszy raz porządnych słuchawek, swoją drogą HD590 używam do dzisiaj, wymieniłem im tylko poduszki.

Ale zastanawiam się, co by było, gdybym kiedyś miał okazję usiąść przy takim rzeczywiście audiofilskim sprzęcie. Okazji nigdy nie miałem i… raczej nie będę do nich dążył. Co, jeśli okaże się, że przeżyję ponownie taki szok i stwierdzę, że ja już inaczej muzyki słuchać nie mogę?! No, raczej nie pójdę do sklepu i nie wydam kilkudziesięciu czy kilkuset tysięcy złotych, ale słuchanie muzyki z przeświadczeniem, że można jej słuchać lepiej, mocno by uwierało.

Komentarze

Śledź komentarze do tego artykułu: format RSS

  1. jednalitera

    ależ to stare jak cholera, chodzi mi o metallice. kiedyś już ols o tym pisał. acz prawda, prawda. ludzie ze słuchem absolutnym nawet tego nie tknął. oni mają problem z instrumentem źle nastrojonym o mikroton, co dopiero taka papka. a 30 lat grania trashu nie zwalnia z tego by serwować fanom taką chałę. aż cieszę się że nie skusiłem się na kupno tego albumu

  2. Piotr

    Mylisz terminy!

    słuch absolutny – rzadko spotykana ludzka umiejętność rozpoznawania lub odtwarzania nut bez korzystania z zewnętrznego odniesienia, czyli inaczej trwała pamięć pewnych specyficznych właściwości dźwięków, akordów czy tonacji, która umożliwia ich rozpoznawanie bez odwoływania się do dźwięku wzorcowego.

    https://pl.wikipedia.org/wiki/S%C5%82uch_absolutny

Zostaw komentarz

W komentarzu można (choć nie trzeba) używać podstawowych znaczników XHTML.


Jak stąd uciec?

Najedź kursorem nad linka aby przeczytać opis...

Moje - prywatne: