VrooBlog

VrooBlog

15 lat z Tylko Rockiem

niedziela, 8 lutego 2009 23:26

Okładka Tylko Rock - styczeń 1994

Nieco ponad 15 lat temu kupiłem pierwszy swój numer pisma „Tylko Rock”. Jak widać na zdjęciu jest to numer styczniowy z 1994. Na okładce Pearl Jam, który właśnie wydał drugą płytę Vs. W piśmie wkładka o zespole Aerosmith, którą wyciągałem, podklejałem i pożyczałem paru kolegom z podstawówki, bo w tym roku zespół przyjeżdżał do Polski i stał się nagle bardzo modny.

Co jeszcze? Jakie newsy, artykuły, recenzje, relacje? Cokolwiek by nie było, przeczytałem prawie wszystko. Taki los neofitów, do których wówczas się zaliczałem. :-) Charakterystyczne było to, że większości wykonawców o których czytałem nigdy wcześniej nie słyszałem. Tak więc, wyrabiałem sobie opinię na podstawie artykułów. Tych kilku panów: Weiss, Królikowski, Kszczotek, Sankowski, Stefanowicz, Celiński  – ukształtowało moje pierwsze muzyczne gusty – oczywiście nie tylko oni, bo pierwszeństwo ma radio (i panowie Chaciński i Kosiński).

Przygoda z Tylko Rockiem trwała gdzieś do roku 1998. W tym czasie zdobyłem większość numerów archiwalnych od roku 1991. I każdy z tych numerów znam na pamięć, zresztą towarzyszyły mi przy różnych sytuacjach, na przykład pamiętam kupienie numeru kwietniowego (z wywiadem z SBB), gdy wracałem z egzaminów wstępnych do liceum. Numer szósty: wkładka o Rush i relacja o śmierci Cobaina. Numer piąty z 1993 – traktowany jak relikwia, bo przez długi czas był moim głównym źródłem informacji o Yes.  Numer dwunasty z wkładką na temat Oldfielda, którą pożyczałem koledze kolegi, który przegrywał mi jego płyty, a jednocześnie próbował mnie namawiać do ruchu ŚJ, gdzie należał (i musiał ileś takich rozmów w tygodniu przeprowadzić). Z nadziei na kolejne płyty i grzeczności słuchałem i potakiwałem.

Potem pismo zaczęło się psuć, coraz więcej popu, jakieś dziwne wkładki o Piasku czy Kayah. Przestałem ich kupować pod koniec starego układu graficznego czyli chyba w 2001. Potem było coraz mocniejsze upodobnianie się do Machiny, potem upadek związany z upadkiem firmy 4Media, jednego z piękniejszych przekrętów polskiej giełdy tych czasów. W 2002 jak feniks z popiołów powstał nowy „Teraz Rock”. I czasami go kupuję, jak coś jest ciekawego. Ale wczytywać się w recenzje czy wywiady? Pod dostatkiem jest tego w sieci.

Chociaż nie do końca. W erze Allegro uzupełniałem też numery archiwalne. I okazało się, że taki numer z 1992 otwieram z zainteresowaniem i naprawdę chce się to czytać. A więc chyba i ci dziennikarze się zmienili. Początkowo pisali jeszcze z pozycji fanów, którzy dostali możliwość redagowania „swojego” pisma o muzyce rockowej. Z czasem przyszła rutyna, a i rynek się ustabilizował. Kiedyś wywiad z jakąś gwiazdą był wielkim przeżyciem dla dziennikarza – który też to przekazywał w swojej relacji. Teraz wychodzi nowa płyta – wywiad jest standardem, czym tu się podniecać. Pewne czasy minęły. A i sami dziennikarze przestali być guru. Niektórych poznałem, z niektórymi zacząłem się nie zgadzać.

Zajrzałem niedawno do tamtego  styczniowego numeru. Ku zaskoczeniu stwierdzam, ile płyt z działu recenzji (kiedyś będących absolutnie poza zasięgiem) dziś już znam, albo mógłbym poznać, gdyby mi się chciało, ale raczej chciało się nie będzie, bo poszedłem inną drogą. Ale to kolekcjonowanie starych numerów jest na pewno hobby, którego się nie wstydzę. Na pewno będę do nich wracał.

Komentarz - jeden samotny

Śledź komentarze do tego artykułu: format RSS

  1. Asia (eLady)

    coś w tym jest, ja mam tak z Gamblerem (który genialnym pismem był do samego końca) i Nową Fantastyką. Numery NF z połowy lat 90-tych pamiętam po okładkach i po zawartości, przy niektórych pamiętam też okoliczności kupna. Teraz? teraz NF kupią albo nie kupię (jak pamiętam że jest nowy numer to biorę, ale czasem w kiosku orientuję się że mi trzy numery przeleciały nie wiedzieć jak i kiedy), ale też nie spieszy mi się jakoś do kompletowania brakujących egzemplarzy z ostatnich lat. Do 1999 jakoś mam wszystko, a jak przypadkiem zdarzy mi się zajrzeć to zwykle wsiąkam na dłużej ;)

Zostaw komentarz

W komentarzu można (choć nie trzeba) używać podstawowych znaczników XHTML.


Jak stąd uciec?

Najedź kursorem nad linka aby przeczytać opis...

Moje - prywatne: