VrooBlog
Czego słuchałem 10 lat temu? :-)
Mania podsumowań najbardziej była widoczna w moim stosunku do muzyki. Od początku świadomego słuchania (lata 1992-93) chciałem jakoś utrwalić swoje przeżycia, aby móc sobie do nich potem wrócić. Poetą nie jestem, dzienniczka prowadził nie będę, została więc metoda typowa dla umysłu ścisłego.
Zwyczaj liczenia zaczął mi się już w 1993 i dotyczył Listy Przebojów Trójki – wkrótce jednak gusty moje i fanów Niedźwiedzkiego mocno się rozminęły i pomyślałem o rankingu, z którego będę w 100% zadowolony.
W połowie roku 1995 postanowiłem zapisywać ile razy wysłuchałem danej płyty, a następnie podliczać: liczbę razy, liczbę minut, minuty poświęcone poszczególnym wykonawcom itd.
Najpierw przez 3 lata był zwykły papier w kratkę. Pod koniec miesiąca siadałem z kalkulatorem i podliczałem kolumny. Ach te emocje. Czasami do końca nie byłem pewien czy wygra płyta X czy Y. :-) I te dylematy metodologiczne. Jeśli kupiłem płytę 27 marca, to czy nie będzie sprawiedliwie liczyć ją od kwietnia? Bo w marcu nie miała szans zaistnieć w rankingu… Co z płytami, których słuchałem przez majem 1995? Jak mogę estymować ile razy ich wcześniej słuchałem, tak aby „top wszechczasów” był prawidłowy? I tak dalej.
(eh, dlaczego nie zostałem jakimś pieprzonym analitykiem finansowym? żyłbym sobie porównując kolumny liczb i dostawałbym za to naprawdę niezłe pieniądze).
Gdy dorobiłem się peceta, prawie od razu zacząłem rzeźbić program w Turbo Pascalu, do którego przez dwa miesiące (!) wklepywałem wszystkie dane papierowe.
Potem wreszcie baza danych w Accessie, rozmaite kwerendy, raporty, podsumowania, statystyki.
Na początku 2002 zabrakło mi czasu i ostatecznie skończyłem z prowadzeniem takiej listy. Ale to co zapisałem daje mi wgląd w moje dawne muzyczne miłości.
Oto 25 najczęściej słuchanych płyt roku 1995. A ściślej od maja, bo wtedy zacząłem prowadzić zestawienie. :-)
- Yes – Union
- Metallica – Master Of Puppets
- King Crimson – Three Of A Perfect Pair
- Oldfield Mike – Crises
- Talking Heads – Speaking In Tongues
- Yes – 90125
- King Crimson – Thrak
- Oldfield Mike – Songs of Distant Earth
- Collage – Baśnie
- Oldfield Mike – Islands
- Collage – Moonshine
- Voo Voo – Rapatapatoja
- Voo Voo – Zapłacono
- Oldfield Mike – Tubular Bells II
- Liroy – Albóóm
- Turbo – Epidemie
- Smiths – Singles
- Kazik – Oddalenie
- Jon & Vangelis – the Best of
- U.K. – Danger Money
- Pearl Jam – Ten
- Kobranocka – Niech popłyną łzy
- Collage – Zmiany/Changes
- Voo Voo – Snopowiązałka
- Metallica – Ride The Lighting
Spory tu rozrzut. Wygrała dosyć słaba płyta Yes, ale wtedy była to dla mnie nowość i zupełne objawienie na cały miesiąc – gdy nie było czego słuchać, to słuchałem Union. :) Widać też, że chociaż króluje muzyka niezbyt popularna, to i mnie dopadł pokoleniowy szał pierwszej płyty Liroya.
Dziś wszystkie te płyty znam w zasadzie na pamięć. Do niektórych wracam bardzo często, choćby Moonshine, Master of Puppets, 90125 czy Zapłacono. Co pewnie świadczy o jakiejś wartości tej muzyki – skoro po 10 latach chce mi się jej słuchać. Innym płytom wystarczy przypomnienie raz na rok czy dwa. Niedawno posłuchałem sobie Islands, jakoś nie mam potrzeby do tego wracać.
Eh… chyba dostateczny dowód mojego zrycia, czyż nie?
Komentarze
Śledź komentarze do tego artykułu: format RSS
powialo psychopatia. muzyczna:)
Tak!
Boshe, współczuję Twojemu mózgowi :)
Zabawne, po przeczytaniu Twojego wpisu, znalazłem w Itunesie takie bajery jak np: Top 25 Most Played. Ale nie ma to jak solidne notatki na papierze. Podziwiam za wytrwałość. Niezły bigos w repertuarze ;), ale więcej o Tobie mówi niż 150 wpisów osobistych w dzienniku.
Wpis mówi dużo o mnie sprzed 10 laty. :-) Bo dzisiaj słucham jednak troche innych rzeczy…
Wiem wiem Mandaryna, Doda, każdy meloman przechodzi ewolucję! ;)
Tego toku (czyli tamtego) także słuchałam moonshine. Teraz..niczego nie słucham. Ogłuchłam chyba. Ewidentnie marnieję z wiekiem. Tego- (czyli naprawdę tego)rocznie życzę więc Panu wzrostów, postepów, przodów i gór.
vroobelek, a jak liczyłeś czas słuchania poszczególnych płyt? ze stoperem w ręku, odejmując przerwy pomiędzy utworami? :)
Vroobelku. piękne podsumowanie- notka z dnia 1.01.2006;-)
@ Wierny czytelniku
ze stoperem to nie :) ale czas liczyłem. Każda płyta miała w bazie zapisaną długość, np. 60 minut. Gdy słuchałem całej płyty, dopisywałem 60 minut, gdy jakiejś jej części, dopisywałem odpowiednio 20, 30, 40 minut. System powstawał w czasie, gdy większośc płyt miałem na kasetach, tam było łatwiej, bo wiadomo ile miała jedna strona. Potem liczbę minut dzieliłem przez długość płyty i wychodziło „ile razy”.
Oczywiście nie był to system sprawiedliwy, bowiem łatwiej 10 razy posłuchać płyty 35-minutowej niż 80-minutowej. Dlatego na poczatku robilem dodatkowe rankingi liczby minut, a później liczby minut każdego wykonawcy.
Vr, nie sądziłam, że aż tak Ci za młodu odbijało :D
Ostatnio się nawet pogarsza, tej.
Niedługo trza będzie do Ciebie wysłać kolejno psychologa, psychiatrę i egzorcystę.