VrooBlog
Cztery moje najgorsze randki
1. W Łazienkach, czasy zamierzchłe
To było chyba moje pierwsze spotkanie z osobniczką płci przeciwnej poznaną w sieci. Oczywiście całkowicie w ciemno. Umówiliśmy się pod bramą Łazienek. Czekam pół godziny, książki kilkanaście stron przeczytałem, no nie ma. Nie pomyślałem nawet, że mógłbym zadzwonić. Trudno. Idę na przystanek. W międzyczasie wysyłam SMS’a ze stwierdzeniem co myślę o takich numerach – aby po chwili dostać podobnego tyle że chyba ostrzejszego. W końcu do siebie dzwonimy, wychodzi że czekaliśmy pod zupełnie innymi bramami. Po kolejnej półgodzinie udaje nam się wreszcie spotkać i tu okazuje się, że koleżanka ma niesamowitą energię do chodzenia, ponieważ przez następną godzinę nie siadamy ani na chwilę, tylko krokiem rześkim przemierzamy park łazienkowski dookoła, próbując rozmawiać. Po dwóch okrążeniach nieco zziajany zaproponowałem żeby gdzieś usiąść (lodziarnia była obok), to jednak koleżanka wykorzystała do stwierdzenia że w zasadzie to musi już iść. Nigdy więcej się do siebie nie odezwaliśmy. :-)
2. Kawiarnia „To lubię” u Dominikanów na Freta
Społeczniczka. Katoliczka. Chce mieć dużo dzieci, a najlepiej to jeszcze rodzinny dom dziecka założyć. Twierdzi, że chciałaby dość szybko wiedzieć, czy nadaję się na męża, bo na przyjaźnie to ona nie ma czasu. Pozwoliła za siebie zapłacić. Parę lat później spotkałem ją na pewnym katolickim portalu. Nadal szukała.
3. Miasto podwarszawskie
Powiem jedno. Nigdy nie umawiajcie się z córkami szefów lokalnych oddziałów PSL. Nigdy.
(Epizod z tego spotkania opisałem w notce z 2004: Jak zostałem sieciowym krętaczem)
4. Herbaciarnia Teart na Bednarskiej
Bizneswoman. Właścicielka agencji tłumaczeń. Pazury po przygotowaniu 3-godzinnym u manikiurzystki. Ale zdaje się, że liczyła na energicznego biznesmana, w czym się zawiodła. Zero tematów wspólnych, aby ratować sytuacje rozmawialiśmy o wystawianiu faktur i podatkach. Trochę mnie zbiło z tropu, gdy lekkim tonem opowiadała, jak to wydała 4000 zł, bo ją akwizytor Panoramy Firm oczarował. W zasadzie to zawsze chciałem się bogato ożenić. Ale może bez przesady.
Komentarze
Śledź komentarze do tego artykułu: format RSS
Dobre. Wniosek: randki w sieci to rosyjska ruletka….
Czasami trafia się całkiem nieźle- chociaż w sumie to nie była randka. Mniejsza zresztą o to!
W każdym razie pozdrawiam serdecznie :)
A najlepsze? ;)
Rozalka – najlepsze niech pozostaną między spotykającymi się, z których spory procent i tak czyta(ł) tego bloga. :-)
Renfri – całe szczęście, większość była zadowalająca, choć powyższa czwórka psuje smak. :-)
haha, fajnie, prosimy o kolej ne ciekawe wspomnienia :)
Vroobelek jesteś niesamowity;)
hehehe
też przeżylam taką randkę po parku;)
I potem sie nie spotkaliśmy;)