VrooBlog

VrooBlog

Klasyka na nowy rok

poniedziałek, 2 stycznia 2006 00:24

Od paru lat mam nawroty „fazy” na muzykę klasyczną.

Moje lubienie tego gatunku jest dosyć specyficzne, bo opiera się bardziej na kompozytorach, niż okresach muzycznych.

Czyli klasyka: bardzo lubię symfonie i kwartety Haydna, wobec Mozarta jestem właściwie obojętny.
Albo romantycy. Lubię Czajkowskiego, Musorgskiego, Dworzaka, Rimskiego-Korsakowa, nie przekonałem się dotąd ani do Chopina, ani do Liszta, ani do Rachmaninowa, którzy po prostu smęcą. :)

Muzyka współczesna to odrębna bajka. Dwóch kompozytorów uwielbiam, wciąż zdobywam nowe nagrania i poznaję kolejne fragmenty twórczości.

Prokofiew – to twórca całkowicie progresywny. Miesza i cytowanie z przeszłości i poszukiwania, i lirykę i agresję, wszystko podparte sporym humorem. Jako człowiek był mniej wizjoernski niż jako kompozytor. Dał się zwieść sowieckiej propagandzie, wrócił w latach 30 na stałe do ZSRR, no i ostatnie 15 lat życia miał właściwie stracone twórczo.

Lutosławski – do jego muzyki podszedłem trochę jak do wyzwania. Jak można czerpać przyjemność z czegoś, co jest na pierwszy rzut ucha kupą hałasu? Kasetę z „III Symfonią” kupiłem już w liceum. Nic nie rozumiałem, głowa bolała po 3 minutach. Dopiero parę lat temu, metoda małych kroczków, kolega-recenzent muzyczny, który pożyczył kilka płyt. Słuchanie i jednoczesna lektura przewodnika płytowego. No i niezapomniane momenty, gdy nagle ogarnia się intelektualnie całość tego hałasu. Dziwne to bardzo. Po słuchaniu Lutosławskiego jestem intelektualnie wyczerpany, ale ta muzyka przynosi mi ogromną przyjemność. Oczywiście muzyka do słuchania przy obiedzie to nigdy nie będzie. Tu trzeba się skoncentrować, zamknąć oczy i dać się ponieść.

A w ramach dzisiejszego powrotu posłuchałem sobie:
Dworzak – IX Symfonia. Zdecydowany klasyk, którego z każdym słuchaniem lubie bardziej.
Prokofiew – IV Symfonia. Muzyka niepokorna, irytująca czasami. Ale słuchając żałuję, że Prokofiew nie żył 50 lat później, bo pewnie by wykorzystał syntezatory i gitarę elektryczną. :) Wtedy wpisałoby sie to świetnie w estetykę art-rocka.
Szostakowicz – Koncert na fortepian, trąbkę i orkiestrę smyczkową. Dowcipny, kolorowy, lekki. Po nim Suity Jazzowe tego samego kompozytora – jakaż różnica w porównaniu z ponurymi symfoniami…

Komentarze

Śledź komentarze do tego artykułu: format RSS

  1. Marek Teluk

    :) No nie, Rachmaninow i Chopin – smęcą? Co to znaczy, co za tekst? Skoro masz „sezonowe” podejście do muzyki poważnej, to może nie całkiem ją lubisz i potrzebujesz. A skoro lubisz Prokofiewa i koncerty fortepianowe Szostakowicza, to powinieneś też posłuchać preludiów i fug Dimitra, te w tonacjach durowych mogą Ci się spodobać. Spróbuj też impresionistów, np. Debussy’ego. Albo Scriabina czy Strawińskiego. Chyba takiej muzyki potrzebujesz, w Rachmaninowie i Chopinie możesz odczuwać za dużo uczuć, żalu, melancholii i romantyzmu.

  2. Vroobelek

    Dzięki za sugestie, rzeczywiście, w klasyce zdecydowanie wolę tę bardziej „intelektualną” niż uczuciową muzykę.

Zostaw komentarz

W komentarzu można (choć nie trzeba) używać podstawowych znaczników XHTML.


Jak stąd uciec?

Najedź kursorem nad linka aby przeczytać opis...

Moje - prywatne: