VrooBlog

VrooBlog

Archiwum bloga w kategorii Polityka:

III RP, IV RP, politycy, niebieskie ptaki i boląca głowa

Ikonowicz

sobota, 8 lutego 2014 22:05

Piotr Ikonowicz to jeden z niewielu polskich polityków wiernych swoim poglądom, ideowych w tym co robią i raczej uczciwych.

Jeśli jakimś objawem uczciwości jest niedorobienie się przez 20 lat w polityce swojej willi, firmy i pozycji w radach nadzorczych – to kryterium Ikonowicz spełnia.

Niekoniecznie mi po drodze z tym co głosi, ale podziwiać mogę jego zaangażowanie, choćby w obronie  eksmitowanych mieszkańców. Wspominałem w poprzednim wpisie o największej niesprawiedliwości III RP. Ikonowicz jest jednym z niewielu, którzy tę niesprawiedliwość eksponują, piętnują i z nią walczą.

Niestety, walka to skazana z góry na porażkę. Ikonowicz się z tym godzi, nie ma złudzeń, że dużo zmieni – jednak nie potrafi już inaczej żyć.

Najgorszy jest chyba brak ludzkiej wdzięczności.

Fragment bardzo gorzkiego wywiadu dla Dużego Formatu, którego sam polityk wrzucił też na Facebooka.

Zapytałem kiedyś na posiedzeniu klubu SLD, dlaczego nie zajmujemy się biednymi. I uzyskałem od Krzysia Janika bardzo treściwą odpowiedź: „Bo oni nie głosują”.

Prawdę powiedział.

– Prawdę. […] Biedni chętnie brali ode mnie pomoc, ale nie było to wystarczającym powodem, żeby szli na wybory. Pamiętam takie osiedle bloków zakładowych, kilka tysięcy ludzi sprzedanych prywaciarzowi, oni byli w kompletnej dupie. Sporo dla nich zrobiłem. Dostałem tam dwa głosy.

Nie licz, polityku na zrozumienie ludu.

Dla prostego człowieka będziesz nadal tylko jednym z „onych”, z tej elity, której celem jest wyzyskanie ciebie.

To w sumie znana prawda – cechą wielu ludzi jest to, że im bardziej im pomagasz, tym bardziej cię nienawidzą. Bycie skazanym na czyjąś pomoc, brak możliwości odwdzięczenia się – a także – może przede wszystkim wieloletnia mentalność niewolnika sprawia, że nie wierzą w bezinteresowność. Ty musisz mieć w tym jakiś interes. Nawet jeśli dajesz jałmużnę, wtedy poprawiasz sobie ego czyimś kosztem – to wystarczający powód, aby cię nie lubić. Rozwiązanie dla pomagających jest takie – jeśli uważasz, że pomaganie jest twoim obowiązkiem, rób to – ale nie oczekuj niczego w zamian, a już tym bardziej wdzięczności. I tak ewangeliczny cytat „niech nie wie twa lewa ręka, co czyni prawa” staje się ponadczasowo prawdziwy.

Czy dopiero 6-latki obalą rząd?

środa, 13 listopada 2013 22:42

Przeciętny Polak jest w stanie znieść wiele bzdur, jakim karmi go nasz rząd.

Działo się tak w zasadzie od zawsze, niezależnie czy rząd był z prawej czy lewej, człowiek oglądał te komisje śledcze i inne kabarety, machał na to ręką.

Pewien wyłom został stworzony przy okazji katastrofy smoleńskiej. Jak pisałem w artykule o lemingach i frustratach, sporo ludzi zorientowało się, że jednak są okłamywani i to perfidnie, w sprawach kluczowych dla naszego państwa. Oczywiście nic za tym nie poszło, ci pożal się Boże eksperci od Macierewicza wielokrotnie się skompromitowali, dziś przeciętny człowiek też już ma odruchy wymiotne na wspomnienie o temacie.

Ale wyłomy są dalsze. Minister finansów robi skok na kasę w OFE, nacjonalizując składki emerytalne i ubijając w praktyce system emerytur kapitałowych. Zauważyli to zagraniczni dziennikarze, polscy położyli uszy po sobie i debatują dziś azaliż to mniejsze zło czy większe dobro i czy zostać przy OFE, gdy staną się wyłącznie agresywnymi funduszami akcyjnymi. Tak, media pokazały tutaj brak i kompetencji i chęci do samodzielnego myślenia. Jak można poważnie porównywać zwrot z rynku kapitałowego do obietnic zwrotu jakie daje nam ZUS? Mogą i 100% obiecać, to nic nie kosztuje.

O tym, jak rządzący traktują mechanizmy demokratyczne można się było przekonać przy okazji warszawskiego referendum. To już niemal powrót do czasów PRL. Tam niby wybory były tajne, ale nawoływano do głosowania bez skreśleń, dlatego każdy kto tylko udał się z kartą wyborczą za kotarę, pokazywał publicznie, że kwestionuje władzę ludową. W Warszawie posunięto się o krok dalej – tu sam udział w referendum należało interpretować jako akt wrogi wobec władzy. Ktoś słusznie skomentował, że teraz Państwowa Komisja Wyborcza dysponuje listą osób nielubiących PO z marginesem błędu 5%. Czy były naciski na armię urzędników, żeby nie iść na referendum? A który dziennikarz odważy się to sprawdzić?

No i wyłom ostatni. 6-latki w szkołach.

Państwo Elbanowscy rozwinęli akcję, która z protestu sfrustrowanych rodziców rozwinęła się w wielki ogólnonarodowy protest przeciwko obecnemu stanowi szkoły, która dzieci wyłącznie ogłupia. Postulaty referendum to już nie tylko wycofanie reformy z 6-latkami.  To także likwidacja bezsensownego wynalazku jakim były gimnazja. To rewolucja w polskiej edukacji.

I zmasowany kontratak. Rządu – który z jednej strony demontuje reformę emerytalną Buzka, a jednocześnie trzyma się twardo jego reformy edukacyjnej. No i mainstreamowych mediów – codziennie w Wyborczej czytałem po 2 artykuły o tym, dlaczego pomysł referendum jest nieodpowiedzialny i że Elbanowscy manipulują opinią publiczną. Sejm zachował się zgodnie z oczekiwaniami – co tam milion podpisów, liczy się bieżący polityczny interes.

Ale czytam też na Facebooku komentarze znajomych, którzy mają dzieci w wieku szkolnym, widzę, że miarka się przebrała. A przecież to jest typowy elektorat PO, młodzi, wykształceni itd. Tyle, że teraz decyzja rządu uderza nie w ich przyszłe emerytury, nie w panią prezydent, którą i tak mają gdzieś, ale w ich własny interes. Widzą, co się dzieje z dziećmi.

Ci ludzie zaczynają być tak wkurzeni, że zagłosują na kogokolwiek innego niż Tusk i reszta. Nawet jeśli to będzie Kaczyński z kolegami.

PS. W jednym Tuska podziwiam. 49 minut na 10 kilometrów. Jeśli uzyskam kiedykolwiek taki czas, będę szczęśliwy.

Wpis pozornie o TV Trwam, a tak naprawdę o disco polo

wtorek, 12 marca 2013 14:43

Nie przypominam sobie, żebym w ciągu ostatnich paru lat oglądał TV Trwam dłużej niż minutę. Czasami na nią natrafiam i przełączam dalej – albo gadające głowy, albo modły, albo koncert życzeń. Wszystko w jakości z głębokich lat 80. Telewizja Rydzyka jest budżetowa i amatorska, ale w obliczu zawieszenia religia.tv jest jedyną telewizją religijną w Polsce. Mimo tego od dawna nie może się wepchnąć do nadawania cyfrowego. Nie mam wątpliwości że decyzja odpowiedniej Rady Tego Czy Owego jest nacechowana politycznie. W końcu jak można przyczepiać się do kondycji finansowej fundacji prowadzącej telewizję i… jednocześnie przepuszczać inne firmy, które właśnie powstały, albo mają gigantyczne długi?

Wiadomo. Rydzyka mało kto lubi i poza zdeklarowanymi prawicowcami te odmowy dla TV Trwam są zwykle odbierane ze złośliwym uśmieszkiem. Na uśmieszku często się nie kończy i jest jeszcze komentarz – no dobrze, dosyć tej propagandy. Odnoszę jednak wrażenie, że na potencjalną obecność TV Trwam na multipleksach cyfrowych narzekają najwięcej ci, którzy i tak od dawna mają telewizję cyfrową – czy to z kablówki, czy to z satelity.

Gdyby tak przyszło im skorzystać z naziemnej cyfrowej telewizji, byliby zaskoczeni, widząc co tam w tym momencie tak naprawdę jest.

No tak. Sprawdźmy listę programów z Wikipedii, bo na oficjalnej stronie o cyfryzacji jej nie znajdziemy…

  • Jest parę głównych kanałów – TVP1/2/Info, TVN, Polsat i parę dodatkowych: TV4, TVN7.
  • Oferta Telewizji Polskiej jest najmocniejsza (przynajmniej tam gdzie dociera MUX3, bo chyba nie wszędzie) – wreszcie można powiedzieć, że multiplex realizuje misję publiczną – znajdziemy m.in. TVP Kultura i Historia. Jak sobie kiedyś kupię telewizor to w dużej części dla nich. Ale dlaczego nie ma rzekomo publicznej TVP Sport? To jakiś układ z dostawcami TV, żeby dalej opłacało się brać kablówkę?
  • Jeśli chodzi o kanały sportowe widzimy wyłącznie Polsat Sport News. Dlaczego nie ma głównego Polsatu Sport? No, jakoś trzeba zachęcić do kupna Cyfrowego Polsatu, to rozumiemy.
  • Mamy cuda zwane Puls 2, ATM Rozrywka, TV6 albo TTV – złożone z powtórek programów rozrywkowych i seriali.
  • Mamy też dwa kanały muzyczne – Eska TV, czyli taki polski odpowiednik VIVY i …Polo TV, czyli disco-polo przez całą dobę.

Tak więc poza paroma głównymi kanałami są stacje, których przeciętny klient takiego UPC czy CP nogą nie rusza.

Jak pierwszy raz zobaczyłem Polo TV to prawie wybuchłem. Nie ma chyba zjawisk których w kulturze masowej tak nienawidzę jak disco polo. Wpływ tego czegoś na wrażliwość muzyczną mogę porównać tylko do puszczania przez całą dobę filmów porno w ogólnodostępnych kanałach. Ale tutaj nikt nie protestuje, że oto za publiczne pieniądze promuje się syf. No ba, Krajowa Rada Tego i Owego powołuje się nawet na badania, że Eskę i Polo TV ogląda więcej ludzi niż Trwam, przy czym to jest 17 tysięcy vs 6 tysięcy. Proponuję sprawdzić ile osób ogląda Showup.tv – założę się że wygrają nawet z Eską. Może ich też wrzucić na multiplex? Rodzice przynajmniej zobaczą wieczorem, co w swoich pokojach robią ich dzieci.

Wszystko rozbija się o to, co decydować ma o obecności na multipleksach. Dlaczego urzędnik ma decydować, że klipy Weekendu są ważniejsze niż transmisje modłów? Jak o tym czytam, to niczego nie rozumiem. Na razie mamy 3 multipleksy po 8 kanałów. Czy nie może być ich więcej? Czy nie może być tak, że każdy kto chce nadawać darmowy program, załatwia sobie to finansowo z właścicielem multipleksu, a Krajowa Rada sprawdza tylko czy nie ma treści nielegalnych? Wtedy nawet jeśli nikt nie ogląda TV Trwam, to ojciec Rydzyk może zrobić ogólnopolską zbiórkę na wykupienie miejsca. W tym jest dobry.

Lemingi i frustraci

poniedziałek, 14 stycznia 2013 14:38

Grupa lemingów

„Lemingi”, to jedna z niewielu rzeczy, która polskiej prawicy wyszła pod względem kształtowania dyskursu publicznego. Te przemiłe zwierzątka, które każdy trzydziestolatek pamięta z gier komputerowych stały się symbolem tego, czego polski prawicowiec nienawidzi i jak określa swoich przeciwników.

Kim jest leming? Według Miejskiego słownika slangu: ktoś, kto przyjmuje wszystko bezkrytycznie, bez zastanowienia wierzy w to co usłyszy w mediach. Uważa się przy tym za mądrego i zorientowanego. Czy można powiedzieć, że leming to synonim głupka i naiwniaka? Myślę, że będzie to zbytnie uogólnienie. Lemingi to często ludzie inteligentni i ze sporą wiedzą. Stworzyli sobie jednak taką konstrukcję świata, w której nie ma miejsca na wątpliwości. Są tej konstrukcji gotowi bronić, bo wszelkie niewłaściwe pytania naruszają ich miłość własną i poczucie wartości.

A skąd się biorą frustraci? Otóż dnia pewnego leming dokonuje odkrycia godnego Neo z Matrixa – że świat nie wygląda tak jak go przedstawiają media. Niewiele ma takich okazji, bo przecież bycie lemingiem oznacza zamykanie się na inny punkt widzenia. Są jednak katalizatory zmian. Sytuacje, w których rzeczywistość wbija się do lemingowego mózgu i go przepiera na nowo.

Najważniejszym była chyba katastrofa smoleńska, po której sporo się zmieniło. Tym razem część mediów się wyłamała. Czy to dla sensacji, czy to dla wyśmiania innej strony, argumenty „spoza głównego nurtu” pojawiały się właśnie w gazetach czy programach oglądanych na co dzień. Część lemingów zorientowała się, że skoro są okłamywani w tak ważnych sprawach jak katastrofa lotnicza, być może jest też tak w innych. I w ten sposób rodzą się frustraci.

Frustrat, który kiedyś chłonął jak gąbka teksty Gazety Wyborczej, Newsweeka i Polityki, dziś nadal czyta te media. Tyle, że teraz czyta świadomie, z pełnym wyższości przekonaniem, że on zna ich drugie dno. Gotowy do demaskowania kłamstw i uproszczeń, pokaże „salonowe” manipulacje każdemu kto chce go posłuchać. Tu dobrodziejstwem jest internet. Frustrat może założyć swojego bloga, albo konto na Facebooku i tam cytować wszystko, czym salon ogłupia lemingi.

Jeszcze zanim nastał Salon24 i inne platformy blogowe, istniała sobie gazeta „Najwyższy Czas”, która skupiała frustratów klinicznych, tych od Korwina-Mikke. Jej styl przejęły różne Gazety Polskie, Nasze Dzienniki, a w ostatnich czasach Uważam Rze. Co charakteryzuje te publikacje, to ZERO programu pozytywnego. Świat jest zły, siły rządzące światem są złe, panuje cywilizacja śmierci, zaś apokalipsa nadchodzi. To zabawne, jak podobne do siebie są gazety libertarian, konserwatystów i narodowych katolików.

[Dygresja: Odróżnijmy jednak dwie rzeczy – brak programu pozytywnego nie oznacza braku racji. Jak słusznie zauważył Przemysław Wipler, niektóre korwinowe tezy zostały w końcu zrealizowane, np. likwidacja służby wojskowej, w praktyce liniowy podatek. Zresztą w połowie lat 90. UPR miał momentami bardzo sensowny program, np. tego jak zlikwidować ubezpieczenia społeczne – miało być to stopniowe wygaszanie „obowiązków państwa”. W formie bardzo wykoślawionej robi to system OFE, o czym już pisałem.]

Drugie spostrzeżenie – bycie frustratem to domena albo młodych gniewnych, albo starych …sfrustrowanych, którzy często niepowodzenia życiowe przenoszą na swoje podejście do świata. Bo przecież każdy ma swoje życie, pracę, różne zajęcia, którymi wypełnia swój dzień. Jeśli decyduje się podgrzewać co chwilę swoją frustrację, choćby przez wrzucanie linków na Facebooka – to oznacza, że ma aż za dużo czasu.

No – ale ktoś powie, do zmian mogą nas przekonać tylko ci „boży szaleńcy”, którzy decydują się w jakiś sposób poświęcić swoje życie uświadomieniu ludziom, że żyją w matriksie. Tylko że jeśli brakuje programu pozytywnego – to o jakie zmiany może chodzić? Że zamiast PO będzie rządził PiS? Dziękuję, wolę zająć się swoim życiem.

PS. Zdjęcie w domenie publicznej.

Gumka sposobem na HIV czyli mity Afryki

sobota, 9 czerwca 2012 12:35

Czytam teraz dwie książki o Afryce.

„Duch króla Leopolda” – o niewolnictwie i jego skrajnej formie, jaką Belgowie zorganizowali w Kongu – coś jakby prototyp niemieckich obozów i GUŁAGu.

I „Żar. Oddech Afryki” Dariusza Rosiaka – reportaże z Afryki współczesnej, przemieszane z analizami. Autor rozbija parę mitów, które pokutują w mediach. Choćby te o prezerwatywach.

W krajach, w których najwięcej ludzi zakażonych jest wirusem HIV (Botswana, Zimbabwe, RPA, Kenia), od lat prezerwatywy rozdawane są za darmo i w dużych ilościach. Jednak stosowanie ich utrzymuje się ciągle na niskim poziomie, może dlatego że w Afryce nie istniała tradycja używania prezerwatyw. Jeśli już, to stosowano naturalne środki antykoncepcyjne. Najskuteczniejsze okazywało się karmienie piersią, niekiedy do trzeciego roku życia; w ten sposób kobieta rodziła zwykle najwyżej pięcioro, sześcioro dzieci.

Tak więc sami Afrykanie nie są przekonani do tej formy. Dlaczego?

Jeszcze ważniejszym powodem unikania prezerwatyw przez Afrykanów są stosunki panujące między kobietami i mężczyznami. Ofiarami AIDS w Afryce […] padają głównie kobiety zarażone przez mężów. Wiele kobiet chorych na AIDS to także ofiary gwałtu. Skrajnie naiwne jest założenie, że kobiety wychowywane przez pokolenia w przekonaniu, iż ich rolą jest służyć mężczyźnie, mogą prowadzić z mężami negocjacje w sprawach seksu, tak jak Amerykanki, Francuzki czy Polki. Sprzeciwianie się woli męża grozi agresją i odrzuceniem z jego strony. A kobieta odrzucona nie ma w życiu szans.

Jest jeszcze historia z kliniki diagnozującej AIDS. Przychodzą kobiety – muzułmanki – zarażone przez mężów, którzy mają po kilka żon. Kobieta nie może się przyznać mężowi do tego że jest chora.

Chorym matkom podaje się środki na zatrzymanie mleka, bo jego utrata to mimo wszystko mniejsza hańba niż zarażenie wirusem HIV.

Zastanawiam się, co z tego wiedzą „specjaliści”, którzy jako jedyny sposób walki z AIDS propagują rozdawanie gumek. A powinni zacząć propagować normalne relacje między kobietą i mężczyzną. To jest jednak i trudniejsze i nie tak medialne. Wreszcie – i co chyba najgorsze – będzie to niepoprawne polityczne, bo oznacza ingerencję w zastałą kulturę, czego rzekomo powinniśmy się wystrzegać.

Nasz polski Euro-kompleks

środa, 30 maja 2012 11:41

Na początku znany kawał.

Mąż dowiedział się, że gdy wyjeżdża do pracy, jego żonę odwiedza w sypialni „piękny Romek”. Pomyślał, że schowa się w szafie i będzie podglądał, aby przyłapać żonę na zdradzie. Faktycznie, przyszedł młody, wysoki, przystojny facet. Wreszcie jego żona też zrzuca swój szlafrok i w tym momencie mąż: „Boże, jaki wstyd przed Romkiem!”.

Mniej więcej takie jest podejście mediów do tematu Euro. Boże, jaki wstyd przed kibicami! Bo zobaczą, że inwestycje nieskończone i …tu dalsza litania tego co nam się w Polsce nie podoba.

Do Warszawy (bo tutaj przyglądam się tematowi) przyjedzie kilkadziesiąt tysięcy osób na 5 czy 6 meczów, które rozegrane zostaną na Stadionie Narodowym. I co z tego? Imprezy na taką liczbę ludzi są regularnie. Metallikę na Bemowie (czyli totalny wygwizdów, kilkanaście km od centrum!) obejrzało 30 tysięcy ludzi. Sting parę lat temu na Służewcu ściągnął podobno 150 tysięcy ludzi. Na msze papieskie przyjeżdżały setki tysięcy. Jakoś ci ludzie dojechali, zakwaterowali się, przeżyli kilka dni i od tego państwo się nie załamało. To taka wielka różnica, że przyjadą kibice i z innych krajów? Spokojnie, poradzą sobie.

Dlaczego takich kompleksów nie mają np. Włosi czy Hiszpanie? Wróciłem parę dni temu z Madrytu, gdzie w restauracjach niemal nie można się dogadać po angielsku, mimo że turystów jest tam mnóstwo. Czy to sprawia, że turyści nie przyjeżdżają i że bawią się gorzej? Czy media hiszpańskie mają kompleksy na tym punkcie? A przecież Polacy znają języki coraz lepiej, od paru lat nie spotkałem się z przypadkiem, że ktoś w restauracji nie został obsłużony po angielsku.

Oczywiście, możemy mieć kompleksy związane z tym, że wybraliśmy do władzy idiotów, budujących najdroższe autostrady i stadiony na świecie, albo dających korporacji UEFA przywileje, jakich nie dostała w historii IIIRP żadna inna organizacja. Choć oczywiście to kompletnie nie obchodzi odwiedzających nas turystów.

Tak jak w kawale, mąż zapomina o tym że żona go zdradza, tylko myśli o tym jak wypadła – tak samo zapominamy o tym, że rachunki za tych kibiców, stadiony, autostrady i UEFA zapłacimy w podatkach. Ale o tym cisza. Gdy tylko ktoś wspomni na absurdalność tych inwestycji, od razu jest uciszany, a daj spokój, przecież stadiony się przydadzą, kibice rozgłoszą dobre imię Polski, a wobec UEFA nie powinniśmy się wstydzić. I tak oto wstyd powraca jako lajtmotiw polskiego myślenia o Euro i staje się ważniejszy od zdrowego rozsądku.

PS. Jak dostałem informację na priv, z tym przepłacaniem za autostrady i stadiony nie jest do końca tak, jak piszę i jak donoszą media. Na pewno drogo wyszła Warszawa ze stadionem, inne miasta podobno jednak według standardów.

Rodzice, czytajcie dzieciom Korczaka. Sobie też.

poniedziałek, 30 stycznia 2012 10:02

Na blogu Talentovnia znalazłem następujący fragment z książki Janusza Korczaka „Bankructwo małego Dżeka” (1924!)

Podczas głosowania i wyborów pan Fulton czytywał dwie gazety, żeby lepiej wiedzieć, na kogo głosować. I wtedy Dżek o każdym nieszczęśliwym wypadku dowiadywał się dwa razy. W jednej gazecie pisało zawsze, że winni są rodzice, bo nie pilnują dzieci, a w drugiej, że z winy policji, która nie pilnuje porządku. W ten sposób ojciec Dżeka wiedział jakiego wybrać prezydenta, a Dżek – czego nie należy robić, bo jest niebezpieczne.

W bardzo prostej formie przekazane, że media serwują nam różne wizje świata i jeśli chcemy podejmować dobre wybory, nie wolno skupiać się na jednym kanale TV, jednej gazecie, jednym portalu – a jeśli wszędzie mówią, że winni są rodzice (albo policja), to też jest coś nie tak.

Tymczasem od małego uczy się nas jednego sposobu myślenia, nie każe zadawać pytań, wyśmiewa sięganie do innych źródeł i porównywanie ich. Na co chcesz tracić czas? Nie zawracaj nam głowy! Celuje w tym szkoła, nie wiem czy coś od moich czasów się zmieniło, ale biorąc pod uwagę „testową” formę egzaminów, chyba nie za bardzo.

Pamiętam, jak poszedłem na pierwszą swoją lekcję religii w pierwszej klasie (jeszcze w salce przy kościele). Była to ogólnie druga czy trzecia lekcja, bo wcześniej chorowałem. Więc na początku prowadząca zakonnica powtarza materiał z poprzedniej lekcji i pyta o miejsca wydarzeń biblijnych. Ja na poprzedniej lekcji nie byłem, ale czytałem wtedy doskonałą Biblię dla dzieci Daniela Ropsa i nie miałem problemu z odpowiedzią. Tyle, że … Rops w swojej książce nie używał na przykład określenia „Jerozolima” tylko „Jeruzalem”. Więc gdy odpowiedziałem „Jeruzalem” – usłyszałem, że źle, bo „Jerozolima”. Siostrzyczka była głupia, czy też bardziej odpowiedziała rutynowo – odpowiedź nie pasuje do klucza – jest zła.

Uczeń usłyszy dziesiątki takich komunikatów i stwierdzi, że nie warto się wychylać. Że trzeba wziąć najpopularniejszą odpowiedź z mediów, nie warto się zastanawiać. Ten jest rozsądny, ten jest oszołomem, taka jest prawda, a takie teorie spiskowe.

Ja wtedy nie wiedziałem o co tej siostrze chodzi. Przecież odpowiedziałem prawidłowo, więc wzruszyłem ramionami, ale… potem używałem już nazwy  „Jerozolima”. Choć wolałbym o sobie myśleć, jako o nonkonformiście, osobie myślącej niezależnie, to jednak wiele lat szkoły i zetknięcia z mediami zrobiło swoje. Co jakiś czas odkrywam, że jednak świat jest w jakiejś postaci inny niż mówią o tym media i zastanawiam się ile jeszcze przede mną takich odkryć.

Wróciwszy do Korczaka. Pamiętam, że nie polubiłem „Króla Maciusia pierwszego”, już nie mówiąc o drugiej części. Ta książka była tak… okrutnie prawdziwa. Dzieci marzą o utopiach, dość szybko się tego podejścia wyzbywają, ale część myślenia życzeniowego, tak jak u Maciusia im pozostaje na całe życie. Może w ramach kampanii wyborczej trzeba rozdawać wyborcom książki Korczaka? Byłaby to  dla niektórych najważniejsza edukacja polityczna w ich życiu.

Straszenie Nergalem

czwartek, 27 października 2011 00:23

Jeśli poczytać blogi prawicowych publicystów, można wysnuć wniosek, że mają oni doprawdy wielkie kompleksy.

„Biją naszych” – na pojedynczy przypadek dyskryminacji podnoszą się szabelki, ostrzą się felietonistów kosy, gotowe uderzać głównie tam, gdzie i tak są ludzie gotowi do pójścia w bój. Taki pojedynczy przypadek będzie wałkowany na wiele sposobów przez blogerów, publicystów, uczestników forów dyskusyjnych. Jeśli trzeba się wyżalić, jak nam jest źle we współczesnym świecie, oto dowód! Potwierdzony pojedynczym przypadkiem.

Oto Nergal, wokalista blackmetalowego zespołu Behemoth został zaproszony do jakiegoś programu w TV. Nawet nie wiem którego konkretnie, bo nie oglądam. Podejrzewam, że większość protestujących również. Jednego z tych, gdzie ludzie z ulicy robią wszystko, żeby się przypodobać celebrytom, którzy trafili do jury.

Większość tych celebrytów to ludzie, którzy dwuznaczność moralną mają we krwi. Romanse, dziwne biznesy, występy dla gangsterów, żenujący poziom artystyczny i płaskie dowcipy. Tego wymaga prasa kolorowa, bez tego nie utrzymasz się w mediach. I nagle wśród nich pojawia się satanista. Czas bić w dzwony! Alarm!

Satanista?

Nergal jest cwaniakiem i tchórzem. Cwaniakiem, bo te szczeniackie wyglupy nie czynią z niego satanisty, ale dodają mu wizerunku. Z satanizmem, tym laveyowskim albo nawet w stylu kolegów z Kata, czarnych mszy i Jarocina lat 80. niewiele ma to wspólnego. No a tchórzem – bo na pewno nie odważyłby się takiego numeru zrobić z Koranem, czy Talmudem.

O czym właściwie mówić?

Podarcie Biblii jest bluźnierstwem z punktu widzenia wierzących w to, że jest to święta księga. Niemniej, w prywatności mojego domu mogę sobie podrzeć to co chcę. Tak samo na imprezie dla znajomych, którzy podzielają mój punkt widzenia. I taką był koncert Behemotha. Podarcie Biblii można więc traktować jako kolejny wybryk, przeznaczony dla innych szczeniaków, bo jak tu poważnie traktować „artystę”, który kiedyś po polsku nawoływał „Chwała mordercom Wojciecha”?

Gdy słyszę nazwę „Behemoth” to nieodłącznie przypomina mi się ta pieśń i lata licealne, gdy w autobusie widywałem często chudego kolesia z odbijaną na ksero gazetką „Polski Poganin”. Jedno i drugie wzbudzało we mnie śmiech. No, są nawet starsi ludzie bawiący się w neopoganizm, ich sprawa.

Kogo należy ścigać? Nie Nergala. Ścigana powinna być publikacja takiego video na YT, bo to już nie jest impreza dla znajomych, ale klasyczna mowa nienawiści i nawoływanie do nietolerancji religijnej. Dopóki pan Darski na swojej imprezie nawołuje do jedzenia czegokolwiek, to nie obchodzi mnie to, nawet jeśli na scenie odegra scenkę ze znanego filmu „2 girls 1 cup” i zaprosi do uczty widzów. Ale ani wspomniany film, ani nawoływania Nergala nie powinny znaleźć się na publicznie dostępnym serwisie.

Ale wróćmy do straszenia Nergalem.

Teza publicystów jest następująca – osoba tak zgniła moralnie jak Nergal nie powinna występować w telewizji, bo to oznacza promocję zgnilizny moralnej. Tyle, że dla przeciętnego Kowalskiego oglądającego Voice of Poland każdy występujący tam celebryta jest elementem papki, która zapycha wieczory w polskich domach, wypełnione monotonnym brzęczeniem z ekranu. Nie wiem czy ktoś stanie się satanistą oglądając ten program. Ale jestem pewien, że tysiące, dziesiątki tysięcy nie porozmawiają przez ten program ze swoimi rodzinami, a tylko będą się chichrali gdy komuś nie wyjdzie zadanie, albo komentowali makijaż aktorki.

To telewizja publiczna, która robi rozrywkę, zamiast serwować informacje i promować kulturę jest do zaorania. Nie Nergal, czy kto tam by nie występował. I nie Nergalem trzeba straszyć, a totalnym zidioceniem masowej rozrywki, którą telewizja nam serwuje za nasze podatki.

I tutaj z prawicowymi publicystami nawołującymi do niepłacenia abonamentu mogę się zgodzić. Wyrzuć telewizor i wykorzystaj lepiej ten czas. Ale na Behemota, nie zakładaj kolejnego prawicowego bloga.

Kto wygrał te wybory

niedziela, 9 października 2011 21:03

PO czy PIS? Różnice nie będą tak duże, jak teraz mówią sondaże, ale prawdopodobnie znów PO.

Ale tak naprawdę wygrało pokolenie wkurwionych cyników.

Te 11% dla ruchu Palikota to pokaz siły, której w polskiej polityce dotąd nie było. Siły usprawiedliwionej, ale i przerażającej.

  • Wkurwionych – tak, przepychankami Kaczora i Donalda, świadectwem dwóch kolejnych rządów, które miały Polskę odmienić, a pozostawiły wszystko jak jest.
  • Cyników – to widać po internecie – są to ludzie, którzy już w nic nie wierzą, są gotowi zagłosować nawet na Latającego Potwora Spagetti, jeśli ten założy swoją partię i powie, że kontestuje bieżący układ. Palikot dobrze wczuł się z antyklerykalizmem, bo część Polaków (nawet ta bardzo katolicka) jest jednocześnie antyklerykalna, a SLD po wielu latach w establishmencie jakoś stępiło swoje ataki na Kościół.
  • A jaka jest jakość tego pokolenia – wystarczyło parę hasełek, wizerunek wodza i to pozwoliło na trzecie miejsce w wyborach. Przecież poza paroma wyrzutkami z innych partii, na listach nie było NIKOGO, kogo wyborcy mogliby znać.

„Po co nam gospodarka ? Po co współpraca międzynarodowa ? Po co przemyślana polityka społeczna ? Skoro można zalegalizować i opodatkować kościół…” – tak to skomentował ktoś na FB.

Kiedyś baliśmy się Leppera i jego Samoobrony – bo to byli ludzie znikąd, idący za wodzem, dla których najważniejszy był stan własnego posiadania. To miał być głos protestu niedocenionych, niezauważonych, niezamożnych, mieszkańców wsi.

Tym bardziej jednak trzeba bać się Ruchu Palikota – bo mandat mu dali „młodzi, wykształceni, z wielkich miast”, choć nie zdziwiłbym się, że część tych co głosowali kiedyś na Samoobronę, teraz wybrała RPP. W studiu Palikota jest już Jerzy Urban. To nazwisko pokazuje dobrze, jakiego typu politycy wygrali te wybory.

Kaczyński, Komorowski i znowu mniejsze zło. Ale które?

czwartek, 24 czerwca 2010 00:48

Jestem sierotą po POPiSie. W roku 2005 podobnie jak wiele osób liczyłem, że te dwie partie, mimo różnic będą ze sobą współdziałały i wspólnie naprawiały Polskę, opóźnioną przez lata rządów, najpierw amatorów z AWS, a potem lewicy.

Stworzenie koalicji nie ulegało wątpliwości. Liderzy obu partii powtarzali to na długo przed wyborami. Pamiętam jednak jakiś program Lisa, gdzie byli zaproszeni bodaj Tusk i Kaczyński oraz Giertych z Lepperem. W pewnym momencie zadane trudne pytanie i widoczna różnica poglądów. Małe starcie. Giertych patrzył na spierających się oponentów i uśmiechał się. Jakby wiedział, co nastąpi w przyszłości.

Wybory w 2005 wygrała jednak nie Platforma tylko PIS. To było dla Tuska zaskoczenie. Jeszcze większy cios przyszedł parę tygodni później, gdy w drugiej turze również wygrał kandydat wspierany przez PIS. Od tego czasu Platforma natychmiast zmieniła front. Widać to już było na transmitowanym przez telewizję rozpoczęciu rozmów. Pierwsze wystąpienie Rokity i – zamiast typowego zagajenia, które ma stworzyć dobrą atmosferę, od razu zajadły atak. Rozmowy się nie udały. PO doszła do – słusznego z ich punktu widzenia wniosku – że przecież PIS z nikim innym nie zrobi koalicji, więc można od niego wyciągnąć tyle, że w zasadzie fakt przegrania wyborów będzie nieistotny. Żądania były eskalowane, w końcu Kaczyński zrywa rozmowy i stosuje zagranie pokerowe: na scenę wchodzą Samoobrona i LPR.

W zasadzie nie wiem, do kogo mieć bardziej żal – do PO która nie doprowadziła do tak pożądanego kompromisu, czy do PIS, który wciągnął do gry kolesi o bardzo podejrzanej proweniencji. Zresztą nie oni pierwsi, wcześniej Leppera wykorzystywał SLD. Gdy zobaczyłem jego mordę jako wicemarszałka sejmu, myślałem że już bardziej polska polityka stoczyć się nie może. Mogła.

Wtedy głosowałem i na Platformę i na Tuska. Dla mnie obaj Kaczyńscy zawsze byli kolesiami, którzy mieli dobrą diagnozę rzeczywistości, ale zupełnie nie umieli tego sprzedać, a przede wszystkim nie mieli pomysłu na naprawę istniejącego stanu. Działania w polityce sprowadzali do różnego rodzaju gierek personalnych, gdzie istotniejsze było, kto jest lojalny i kogo da się wykorzystać.

Dodatkowo Kaczyńscy (podobnie jak duża część postsolidarnościowych polityków) nie mieli zielonego pojęcia o gospodarce, ich poglądy były typowo socjalistyczno-etatystyczne. Lech K. nie sprawdził się też zupełnie jako prezydent Warszawy. Mówi dużo sam fakt, że jego zwolennicy jako główny sukces przytaczają utworzenie Muzeum Powstania Warszawskiego. To tak jakby Stanisława Augusta oceniać przez pryzmat obiadów czwartkowych. Platformie kibicowałem od początku, wydawała mi się taką siłą bez inteligenckiego pouczania (co irytowało mnie w UD/UW), trochę prawicową i trochę liberalną, skoro trzon tworzyli dawni działacze KLD.

W 2007 ponownie zagłosowałem na Platformę już bez specjalnego entuzjazmu (patrz historia koalicji), ale z nadzieją, że w końcu będzie stabilny rząd, który odważy się na reformy – finansów, ubezpieczeń itd. I znowu dupa. Miejsce Samoobrony zajął PSL, który wprawdzie nie ma takiego medialnego przebicia, ale Posady Swoimi Ludźmi zajmować potrafi. Przez te 3 lata żadnych sensownych reform nie przeprowadzono, choć koniunktura Polski po wejściu do UE jest lepsza niż kiedykolwiek. Tusk jest tak zapatrzony w sondaże, że nie rusza niczego, co by mogło mu te sondaże popsuć. Weźmy tę prywatyzację szpitali. Ludzie się jej boją, może i słusznie. Ale słuchając tego co się mówi w mediach trudno właściwie powiedzieć – na czym to ma polegać, czy oni są za czy przeciw. Normalny rząd zrobiłby kampanię społeczną, ryzykując, że opozycja na pewno będzie. Ale nie, od czasów niesławnej pani Sawickiej są takie cichutkie podejścia, żeby tylko gazety (a te były dla Tuska nadzwyczaj łaskawe) niczego napisały.

[Zaznaczę, że celowo tutaj nie będę wspominał o tragedii smoleńskiej. Lechowi Kaczyńskiemu należały się honory jako głowie państwa i niewątpliwemu patriocie, co nie zmienia faktu, że prezydentem był po prostu słabym, nawet jeśli oddzielimy niespotykaną wrogość mediów.]

Teraz Komorowski czy Kaczyński? Komorowski – pod fasadą charyzmatycznego przywódcy, kryje się polityk bezbarwny, właściwie drugoligowy, nieprzygotowany merytorycznie do rządzenia (patrz: słynne wpadki). Kaczyński – w zasadzie wszystko mi jedno, czy się zmienił czy nie, to jest polityczny gracz, a nie lider. Będzie bardziej samodzielny od Lecha, ale kosmiczne koncepcje gospodarcze pozostaną.

Oceniając potencjalne szkody, jakie tych dwóch panów może dokonać:

  • Komorowski przede wszystkim da carte blanche dla dowolnych posunięć rządu Tuska. To o czym od wielu lat marzy. Ale czy to przyniesie upragnione reformy? Na pewno nie, bo już za rok kolejne wybory, więc Tusk w sondaże będzie patrzył, a pewnie rozda też trochę kiełbasy wyborczej. A po wyborach? Czy nie będzie to tak jak teraz? Jakieś cichutkie posunięcia, podporządkowujące państwo różnych Rychom i Zdzichom?
  • Kaczyński – no to będziemy mieli powtórkę z Lecha. Media wjadą na niego natychmiast, psując wizerunek prezydentury w Polsce i za granicą, co bezpośrednio przekłada się na wizerunek Polski.  Tusk znowu zacznie przebąkiwać o zmianie konstytucji, na różnych wyjazdach międzynarodowych znów będzie spór o to, kto ma nasz kraj reprezentować.

Ładnie to podsumował Ziemkiewicz: wybieramy tym razem między mafią i sektą.


Jak stąd uciec?

Najedź kursorem nad linka aby przeczytać opis...

Moje - prywatne: