VrooBlog

VrooBlog

Którą ze swoich twarzy mi pokażesz?

piątek, 1 kwietnia 2005 14:19

X. miała bloga. Tam dzieliła się swoim życiem – całymi garściami, grono znajomych śledziło uważnie. Prowadziła jednak też innego bloga. Do niego dostęp mieli już tylko nieliczni znajomi i mogli poczytać np. opinie o tych znajomych, którzy dostępu nie mieli. Pamiętanie, o kim można napisać w blogu nr 1, a o kim w blogu nr 2 było dosyć trudne, więc co parę miesiecy X zaczynała oba blogi od początku (pod nowym adresem). Oczywiście, mając dostęp do blogów 1 i 2 nie mam pewności, że nie istnieje też nr 3.

Z kolei Y. to tylko jeden blog – dla wszystkich. Do czasu, gdy się okazało, że ma i drugiego, a pierwszy był wyreżyserowanym pokazem dla jednej tylko osoby. Jako jeden z mimowolnych świadków tego pokazu poczułem się z lekka głupio.

Niejaki Z. narzekał głośno i przekonująco na to, że pracodawca nie wypłacił mu jeszcze pensji. Tak przekonująco, że zastanawiałem się, czy nie zaproponować jakiejś pożyczki, bo to przed świętami się działo… O tym, że dzień później było wszystko w porządku, dowiedziałem się z komentarza Z. w zupełnie innym blogu. Zapewne happy end nie należał do kanonów jego aktualnego bloga.

Jak mam traktować takie zachowanie?
Jako manipulację? Czy raczej chorobę – rozdwojenie jaźni czy inne zaburzenia paranoidalne?
Czy w ogóle sens jest słuchać takich ludzi?

Problem, że wytwory czyjejś wyobraźni działają na … wyobraźnię. Nie zawsze można dobrze spać, gdy się posłuchało czyjejś „opowieści z życia”.

Przyjąłem taką zasadę. Może i cyniczną. Ale nic a nic nie przejmuję się problemami ludzi, których choć raz nie spotkałem osobiście.

Tak. Nawet jeśli mówię, że się przejmuję to z całych sił staram się nie przejmować. (Co, prawdę mówiąc, nie zawsze mi się udaje).

Długi cytat z tego co napisała Joa na blogu Kapelana….

Z jedną dziewczyną kiedyś przeprowadzałam niemal codziennie długie rozmowy, zaczęłam się miotać, bo przecież co mam powiedzieć narkomance, która przesyła mi swoje zdjęcia z wakacji, radosna, potem zaraz mi pisze, że jednak to nie to, ona nie potrafi wytrzymać, ona powraca do strzykawek i kompotu. I woła „ratuj!!!” Jak???

Zaczęłam kiedyś płakać z bezsilności, przed kompem. Mąż zobaczył, mówi „nie będziesz lać łez nad kimś ze świata wirtualnego, bo Ci zablokuję dostęp do internetu!”.

Unikanie rozmów z mojej strony. Stopniowo przestałam też odpisywać na maile, na wołanie na gg nie reagowałam, gdy widziałam „Dominika przesyła wiadomość”.

Jeden mail i taka sama wiadomość na gg złamała mnie od wewnątrz, bo zaczęłam się bać, że dojdzie do nieszczęscia.
Bogu dzięki, że odpisałam po czasie, a ona po jeszcze dłuższym napisała „jestem, żyję, zaczynam od nowa – jak zwykle”.

Jak zwykle.

Komentarze

Śledź komentarze do tego artykułu: format RSS

  1. ...

    Twoja zasada…Moze słuszna…Rozumiem doskonale to co przeczytałam, to co napisałes (choć nie mam tak bogatego doświadczenia jeśli chodzi o wirtualne znajomości)Ale coś mnie zastanowiło…Nie przejmowac się problemami ludzi spotkanych w sieci, bo moze te problemy wcale nie istnieją, a i ludzie nierzadko są…wirtualni. Ale czy ci ,których choć raz spotkałes w realnym świecie bardziej zasługują na to by przejmowac się ich problemami? Czy to jest…bezpieczniejsze? pozdrawiam. Kto? Ja. Zapewniam Cie, że jestem sobą, choc wcale nie musisz mi wierzyć. Nie dziwię się, że nie wierzysz.ja też nie wierzę. I po co to wszystko? Po co to gadanie, te blogi, czaty…A jednak czasami chciałabym zamieszkać…tu.

  2. Vroobelek -> ...

    Tak, uważam, że jeśli kogoś widziałem w realu, to mogę mieć trochę więcej zaufania do takiej osoby. Mam okazję przekonać się, czy ktoś robi, jak mówi – i czy mówi to samo jak w sieci. I jeśli usłyszę coś na GG, jest szansa, że usłyszałem prawdę.

    Czy zasługują, aby się przejmować? Odwrócę to pytanie. Czy masz tyle siły i wytrwałości, aby przejmować się czymś co może nie istnieć? Co to przejmowanie nasze może dać? Mogę się za X. pomodlić, ale płakał nie będę.

    A po co to wszystko? Dla mnie blogi i czaty to możliwość kontaktu z REALNYMI ludźmi. Ludźmi, którym ufam (ewentualnie potrafię przewidzieć ich „wyskoki” :) Co z tego, że 90% rozmów odbywa się wirtualnie. Mogę w każdej chwili pojechać na drugi koniec Polski, spotkać się z tą osobą i usłyszę to samo. Przyjaźń nie może się opierać na gierkach i niedopowiedzeniach.

  3. Kamyk

    X,Y,Z…
    Czytam tylko te blogi, w które „wierzę”, których „właścicieli” chętnie poznam (no, może z wyjątkiem jednego bloga, ale to długa bajka…). Jednych tylko na kawę, by spojrzeć im w oczy, innych chciałoby się poznać bliżej, na dłużej…
    W każdym razie jedno wiem – blog nr 1, by obgadywać osoby czytające bloga nr 2 – to po prostu wirtualne odbicie charakterologiczne. I nie ważne CO pisze X, ważne, JAK pisze… Jak dla mnie, fałszywie tu i tu. W życiu realnym tak samo oceniam tą osobę, i seprauję się zasiekami.
    Y.? Wyreżyserowany mówisz… Wyreżyserowany, ale nie myśli, nie sens słów, a forma. I to też jest odzwierciedleniem miotającej się duszy – realnej duszy…
    Ty piszesz zapewne o innych blogach, ja o innych. Ale jedno jest pewne. Net jest pełen ludzi, którzy jak bardzo by nie chcieli, to nie potrafią ukryć swojego prawdziwego „ja”. Nawet myśląc, że się zamaskowali, są sobą.
    A to, jak my je odbieramy – jest zależne od naszych doświadczeń, lęków, małych strachów.

    A czy jest sens czytać takie osoby, słuchać je, traktować jakkolwiek…? NA to pytanie, sam sobie musisz odpowiedzieć. Ty znasz swoje miejsce na świecie, swoje potrzeby…

  4. green

    Przykład Y wydaje mi się dziwnie znajomy. Być może dlatego mój blog został przez Ciebie spisany na straty. Ale cokolwiek myślisz o moim poprzednim i obecnym blogu, przedstawione emocje były i są autentyczne. Co do wyreżyserowania… Tak jak napisała Kamyczek, wyreżyserowana była jedynie forma – próba przekazania komuś czegoś jednocześnie nie pisząc otwarcie, nie mogąc tego zrobić w obawie przed skutkami (jak się potem okazało, jak najbardziej słusznej). Treść była stuprocentową prawdą – od początku do końca. Nie było tam ani jednego fałszywego słowa, ani jednej fałszywej myśli. A że, jak mawia jedna z moich blogowych znajomych, najważniejsze było poza słowami – to juz inna sprawa. Byli tacy, co to odczytali – i mi uwierzyli. Uznali, że zasługuję na kredyt zaufania – a robię to, co robię, bo po prostu nie mogę inaczej. Szkoda, że tego nie rozumiesz.

  5. Vroobelek

    green:
    właśnie dlatego, że Cię nie znam, to nie wiem co jest autentyczne. 90% mojej wiedzy o Twoich emocjach pochodzi z tego co sama mówisz na blogu. A skoro decyzje się zmieniają, pojawiają się i znikają notki, to trudno mi pomyśleć jak na to reagować.

    Jeśli osoba, którą znam zaczyna mi pisać na gg straszne rzeczy – to mniej wiecej wiem, czy to chwilowe załamanie, czy powinienem wsiadać w pociąg i przyjeżdżać. Czytając blogi (nie mówię tu teraz tylko o Twoim) jestem postawiony wobec słów, których zweryfikować nie mogę.

    kamyczko:
    nie chcę oceniać motywów takiego czy innego postępowania blogowiczów. raczej to – jak oddziałują na mnie, czytelnika. Oczywiście tu masz rację – każdy odbiera to inaczej.

    a na pytanie o sens – też masz rację – odpowiadam sobie sam :)

  6. Szara

    Osobiście znam tylko jedną osobę, która na blogu tworzy sobie alternatywny życiorys. Znam ktosia owego dość dobrze i niemal na wyrywki. Robi to, bo musi… bo bez para-literackiej odskoczni pewnie rozsadziłoby mu czaszkę. Szarość codzienności dla niektórych bywa nie do wytrzymania. Nie potrafią dogadywać się z bliskimi, mówić o sobie, mówić do siebie… czuć siebie i innych.

    Nie wszyscy prowadzą blogi towarzysko lub matrymonialnie. Są tacy, których ciśnie nadmiar słów – alternatywy dla bólu wynikającego z codziennego bytowania (czy jakkolwiek chciałoby się to nazwać).

    Najważniejsze, żeby przy tym nie ranić bezmyślnie. Znajomy ktoś nie rani, choć pewnie gdyby jego czytelnicy (setki) dowiedzieli się, że odrobinę zmyśla, że jest cichym spokojnym i właściwie nieśmiałym człowiekiem o naprawdę kobiecych dłoniach, bardzo mieli by mu to za złe. Tak to już bywa przy dobrych książkach, że na końcu lubimy wierzyć w ich realność.

    Pozdrawiam wiosennie choć odrobinę smutno.

  7. ...

    Jednej rzeczy nie można stwierdzic nawet spotykając sie z człowiekiem w realu…Nie wiesz co dzieje się w głowie Twego rozmówcy. Nie wiesz czy ten ktoś robi i mówi to, co chciałby robić i mówić, to co myśli…(zapewne nie w każdym przypadku tak jest. Niestety ja jestem z tych).Zastanawiam się ostatnio która z nas jest mną…Czy ja dla samej siebie, czy ja dla moich najbliższych czy może ja dla znajomych z czata…Pewnie kazda z nich to kawałek mnie(nie ja cała)…Nie jest tak, że znajomi z reala znają inna mnie niż znajomi z czata. Ci z czata znają tylko inny fragment mnie niż ci ze świata za oknem.Nie jest i nie może być inaczej…przynajmniej w moim przypadku na razie nie moze. Nikt poza Bogiem nie zna mnie całej. Może nie z każdym jest podobnie…Jeżeli o mnie chodzi, ludzie z czata moga wiedzieć więcej o tym co mysle i czuje niż ci z reala, ale osoby z realnego swiata, choc widzą moje zachowanie, słyszą moje słowa, to niewiele wiedzą o tym co dzieje się wewnątrz (najmniej wiedzą o tym ludzie mi najblizsi). żaden z tych obrazów nie jest adekwatny do rzeczywistości…Dlatego ze nie kompletny (nie dlatego, że fałszywy).
    Jeszcze coś…Robercie ja NIE OSKARZAM Cię o brak wrażliwości i znieczulenie na problemy bliźnich:) A jeżeli potrafisz modlić się za X to chyba jednak troche sie przejmujesz:) Hm…To pewnie zależy od tego jak rozumiemy to „przejmowanie sie”:)Nie, nie płacz. Płakać przecież mamy nad sobą…

Zostaw komentarz

W komentarzu można (choć nie trzeba) używać podstawowych znaczników XHTML.


Jak stąd uciec?

Najedź kursorem nad linka aby przeczytać opis...

Moje - prywatne: