VrooBlog

VrooBlog

Wiedźmin 3 – łatwo, pięknie i z rozmachem

piątek, 6 listopada 2015 21:31

wiedzmin-serca

Wiedźmin 3 jest chyba najlepszą grą z tej serii, choć nostalgicznie wciąż najlepiej będę wspominał „jedynkę”.

Pierwszą część Wiedźmina przeszedłem chyba cztery razy. Drugą kupiłem w edycji kolekcjonerskiej i potem przeszedłem trzy razy. Pisałem też o niej na blogu w 2011. Zawiodła mnie pod paroma względami, na trójkę postanowiłem więc poczekać i nie kupować jej od razu.

Gdy na początku roku przeczytałem jakie ma wymagania sprzętowe – zapłakałem głośno. Wprawdzie mój procesor czyli Intel 2500k łapał się akurat na minimum, ale karta graficzna GTX 560 była duuużo poniżej wymogów wydawcy. No i stwierdziłem, że przepraszam bardzo, nie będę kupował karty za 1200 zł, aby pograć w grę za 120 złotych. Tym bardziej, że na inne gry, które możliwości tej karty wykorzystają nie mam zwyczajnie chęci i czasu.

Ale po premierze znalazłem w sieci relacje ludzi, którzy mają właśnie GTX 560 – poszło! A skoro poszło, to się pogra na ustawieniach minimalnych. Tak też zrobiłem i na początku czerwca Wiedźmina już miałem. Żadnych kompromisów nie było tylko w dziedzinie rozdzielczości – i gra chodzi zaskakująco płynnie, zwolnienia zdarzają się rzadko i nie przeszkadzają. A i tak gra nie wyglądała gorzej niż, jak miałem to okazję zaobserwować na PS4. Odnoszę wrażenie, że minimalne wymagania zostały po prostu zawyżone, bo wydawca miał deal z producentami kart. Co by potwierdzał fakt, że płacąc przed premierą te 1200 zł za wybrane karty Nvidii, dostawało się kod na grę.

Wiedźmin III wygląda naprawdę pięknie. Nie mam tu wrażenia „cyfrowości” jakie było cały czas w dwójce. Ekran nie jest przeładowany, przekolorowany, przesadzony. Naprawdę czasami warto wsiąść na konia, jeździć sobie po świecie i podziwiać krajobrazy

Grę robiłem na poziomie drugim, normalnym i chyba była najłatwiejsza ze wszystkich trzech. Chyba tylko kilku przeciwników okazało się na tyle mocnych, że powtarzał się schemat – śmierć, wgranie z save i kolejna próba. Na tych, którzy mogli zrobić mi krzywdę jednym ciosem, zwykle taktyką był znak Quen (ochronny), przyskakiwanie, parę ciosów, odskakiwanie i powtórzenie Quen.

W porównaniu z dwójką:

  • Lokacje są naprawdę ogromne – ale bardzo dobrze zorganizowano poruszanie się po nich, można na piechotę, można koniem, no i są drogowskazy z teleportami. Fajną rzeczą dla leniwych (odkryłem to dopiero przy Skellige) jest możliwość kupna u handlarzy map regionu, co odblokowuje część drogowskazów. Nie przekonałem się tylko do pływania łodzią – nudne to i nużące.
  • Otwarcie świata – świetnie połączono to, że możemy wejść wszędzie, ale jednocześnie musimy uważać, bo zapuścimy się w rejony zbyt niebezpieczne dla nas na obecnym poziomie.
  • Widać, że przyłożono się do scenariusza – nie miałem wrażenia jak w drugiej części, że jestem tylko pacynką miotaną przez scenarzystów bez ładu i składu. Sama historia jest i prostsza niż w dwójce – no i bardziej wciągająca, są wreszcie postaci Ciri i Yennefer, których tak wtedy brakowało.
  • Gra jest bardzo długa – mi jej przejście zajęło koło 60 godzin, według statystyk GOG, a w czasie rzeczywistym ze 3 miesiące, bo komputer na którym pójdzie mam tylko w Warszawie, a tu bywam rzadko. A i tak nie robiłem wielu zadań pobocznych.
  • Ponownie: rewelacyjne teksty mijanych postaci. Mój ulubiony: „Ludzie, pomóżcie, jestem chory na bidę”.
  • Uproszono alchemię i całe szczęście – uwielbiam automatycznie uzupełniane eliksiry, nie trzeba się zastanawiać, skąd wziąć składniki do Jaskółki (eliksiru przywracającego zdrowie). Z drugiej strony nadal noszę setki składników, których nie wykorzystam.
  • Eliksirami trzeba zarządzać sensownie w trakcie walki, bo jedna Jaskółka już nie wystarczy na całe starcie, ba – często nie wystarcza pięć, a organizm się zatruwa…
  • Zbroje i bronie – tak jak w drugiej części, mnóstwo się tego wala po jaskiniach i zamkach, nie ma sensu za bardzo robić specjalnych questów, bo u handlarzy można kupić równie dobry, albo lepszy sprzęt, a w drugiej części gry nie ma już problemów z pieniędzmi.
  • Zarządzanie ekwipunkiem – niewiele tutaj poprawiono – ciężko coś znaleźć mimo różnych opcji sortowania. Brakuje mi zwykłej listy tekstowej tego co mamy.
  • Bardzo mi się spodobała możliwość porównania elementów ekwipunku z tymi, które akurat założyliśmy – od razu wiadomo, czy warto założyć nowy miecz czy zbroję.
  • Schemat zarządzania talentami – całkiem przemyślany, trzeba myśleć i decydować, które umiejętności przydadzą się w danej chwili. Ale to prowadzi do tego, że niektórych nigdy nie będziemy używali – no i czy przed każdą walką będzie się chciało wybierać te właściwe? Może na najwyższym poziomie trudności.
  • Nowe gry – na szczęście nieobowiązkowe. Stwierdziłem że na gwinta to jestem za głupi i nie mam czasu, dlatego kompletnie pominąłem zadania z nim związane. Chociaż może w pewnym momencie po przejściu gry to nadrobię…

Parę tygodni przed kupnem W3 odpaliłem ponownie pierwszą część. Rety, jak się ta grafika zestarzała, choć przecież kiedyś mi to wcale nie przeszkadzało. Pograłem trochę w pierwszym akcie, odpaliłem sobie z zapisów kilka innych – no, to jest jednak inny klimat. Walka, która nie polegała na tłuczeniu mieczem, tylko trzeba się było wstrzeliwać. Psy, które w pierwszym akcie mogły zabić. Wsie niczym wyjęte z młodopolskich obrazów. Sądzę, że pierwsza część zostanie jeszcze kiedyś wydana ponownie, bo tego potencjału szkoda by było nie wykorzystać.

Jeśli ktoś mnie jednak zapyta o to, która część jest lepsza – to jednak trójka. Tu się po prostu dzieje więcej, można grę toczyć po swojemu, nie ma głupich ograniczeń. Z jednej strony można chodzić po całym świecie, wciąż odkrywać nowe okolice i zaliczać „znaki zapytania” – z drugiej, dostosowywać zadania i poziom przeciwników do własnych umiejętności.

Niedawno już w przedsprzedaży kupiłem dodatek Serca z kamienia – bo nie mam wątpliwości, że gwarantuje mi sporo godzin dalszej zabawy.

Brak komentarzy (na razie)

Śledź komentarze do tego artykułu: format RSS

Zostaw komentarz

W komentarzu można (choć nie trzeba) używać podstawowych znaczników XHTML.


Jak stąd uciec?

Najedź kursorem nad linka aby przeczytać opis...

Moje - prywatne: