VrooBlog

VrooBlog

VrooBike czyli rowery mojego życia

poniedziałek, 28 lipca 2014 00:09

Nigdy nie byłem wielkim fanem jazdy na rowerze. Nigdy nie przejechałem za jednym razem więcej niż 40 kilometrów. Jakiego siodełka nie włożę, boli tyłek, moja niezborność ruchowa jest legendarna, a fakt że osiem lat temu o mało się na rowerze nie zabiłem (i nie o mało zbankrutowałem, bo jako rowerzysta nie miałem ubezpieczenia) nie poprawia mojego zdania o tej formie spędzania czasu.

Niemniej kilka rowerów w życiu miałem, doszedł teraz kolejny.

Pierwszy był Wigry 3. Komunia, lata 80., legendarny składak. Jeździłem nim najczęściej wokół podwórka (aż mi się nie znudziło), albo ze Środkowej na Szwedzką.

Dopiero podczas studiów kupiłem sobie coś to się nazywało Excelsior, taki typowy „makrokesz” za 600 złotych. Dwadzieścia parę kilogramów chłodnej stali, przerzutka z trudem używalna, opony niby grube i „górskie”, ale pod żadną poważniejszą górę nie byłem w stanie tym podjechać.

Zdjęcie jeszcze z aparatu analogowego. :-)

Dziesięć lat temu, po studiach zafundowałem sobie pierwszy porządny i do tej pory lubiany przeze mnie rower – Author Reflex.

Wcześniej miałem dylematy – góral czy jednak coś pośredniego. Wybrałem rower trekingowy  i… tego żałowałem. Bo rower cudowny, uwielbiam go – ale jeździłem po lesie, ciągnęło mnie w ścieżki równie wąskie i strome co piaszczyste, wciąż bywały problemy. Nic dziwnego, że jeden z głównych szlaków w Mazowieckim Parku Krajobrazowym nazywa się „piaszczystą percią”. ;-) Po ścieżkach prostych rower śmigał wspaniale, prawie bez wysiłku, ale wystarczyło wjechać na korzeń i „aaaau moje ręce”. Na rękach wspiera się spora część ciężaru, a ja pożałowałem 150 złotych na amortyzator przedni…

Dodajmy do tego dość cienkie opony, które sprawiały że co chwilę przebijałem dętkę. Oj, nie zapomnę tej męki z wymianą (nigdy nie byłem w tym dobry) w polu w 40-stopniowym upale.

Na rowerze od paru miesięcy jeździ mój tata i pierwsze co zrobił – wymienił opony na grubsze (z 700×35 na 700×42), jest zadowolony. Dzisiaj się nim ponownie przejechałem – ręce dalej bolą, ale po piachu zasuwa aż miło. Czyli to była kwestia opon. A ja się męczyłem przez 10 lat. Jakbym dołożył jeszcze z przodu amorka, to wciąż byłoby idealnie.

Author został w Warszawie, nie będę go tacie zabierał. W Olsztynie jest sporo ścieżek rowerowych, dookoła sporo lasów. Tak więc decyzja – kupujemy rowery!

No i kupiliśmy. Polska firma Kross i modele trekingowe – przy czym ja Kross Trans Alp (po lewej).

Rowery z pełnym osprzętem – błotniki, bagażnik, tfu – dynamo w piaście i tfu tfu – wygięta kierownica.

Zaczęło się znów od ostrego dysonansu pozakupowego. Bo przecież miał być to rower do eksplorowania okolicy, zwiedzania lasów, zbaczania z utartych dróg. A ja kupiłem rower turystyczny dla mieszczuchów, którzy jeżdżą dumnie wyprostowani.  Z drugiej strony przecież nie chcę uprawiać MTB – nie chcę zjeżdżać cały ubłocony 50km/h ze zboczy górskich. Nie chcę być jak ci kolesie, których zobaczyłem ostatnio na Babiej Górze, nie wiem jak oni tam wjechali. Może więc taki rower wystarczy? Parę dni po kupnie pierwszy test nad jezioro Bartąg. Amortyzator przedni jest wspaniały, po piachu też poza jednym przypadkiem dało radę. Zresztą podjeżdzanie pod krawężniki też jest już znacznie przyjemniejsze i pokazuje, że ci, którzy twierdzą, że do jazdy miejskiej amortyzator potrzebny nie jest – nie mieszkali w Polsce. Nie będzie gorzej niż w Authorze – choć nauczony doświadczeniem pomyślę kiedyś pewnie o zmianie opon.

Niestety rower jest ciężki, zamiast 13-14 kg w Refleksie tu prawie 17… A już kompletnie rozwalił mnie podjazd pod mocną górkę z włączonym dynamem. Zresztą bez włączonego nie lepiej. Przedni bieg 1, tylny 3, nie mam siły, a stanąć na pedałach trudno (a może po prostu mam źle wyregulowane siodełko?). Tylny 2 – pedałuję tak, że stoję w miejscu. Nie wiem kto planował te 24 przełożeń… Smucę się, bo powinienem jednak nie słuchać rad mądrych portali o rowerach, nie słuchać rad sprzedawcy, kupić MTB, dołożyć do niego błotniki i śmigać zadowolonym po każdym rodzaju nawierzchni. A że po asfalcie jest wtedy trochę trudniej, no cóż.

To napisałem zaraz po kupnie roweru. Minął miesiąc. Kilka dłuższych wyjazdów (do 20 km) i zaskoczenie – przecież nie bolą mnie plecy, nie bolą już ręce, nie bolą kolana, tyłek też daje radę, no a że jestem zmęczony to co dziwnego, nie mam kondycji. Najważniejsze, że zaczynam się przyzwyczajać. I chyba faktycznie jestem mieszczuchem.

Komentarze

Śledź komentarze do tego artykułu: format RSS

  1. RobertP

    Ja miałem szczęście, bo jak dawno temu poszedłem kupować rower, to sprzedawca zasugerował nam Gianty Sedona a nie górale. Wtedy głównie jeździliśmy po polnych drogach i lasach, potem były foteliki dziecięce, a teraz głównie jeżdżę po kostce bauma do pracy. Do miasta zmieniłem opony (na cieńsze, ale że bez amortyzacji na 1,75 czyli dalej grube żeby nierówności tłumić). Dołożyłem też jeden bieg z tyłu, bo po równym i płaskim za wolno było. Za to zawsze siedziałem prosto, więc kręgosłup i obciążenie ramion OK.
    Wibracje załatwiam rękawiczkami z żelem i uchwytami z porowatej pianki, choć to nie amortyzator.

    Chwilami patrzę tęsknię na koła 28 cali i amortyzator, ale waga trochę mnie zniechęca i nie chcę „zdradzić” roweru starego jak moje dzieci ;-) No i mniej się boję go zostawić z U-lockiem, widać po nim upływ czasu.

  2. ziemo

    Długo zajmuje ci dojście do podstawowego wniosku, że jeden rower to za mało ;) Podstawowa opcja to: w teren góral, na miasto …co komu pasuje, mi aktualnie minimalistyczne ostre, chociaż do biedry na zakupy podjeżdżam żony mieszczuchem, bo ma bagażnik z koszykiem ;)

  3. Paweł

    Ja mam używany rower Hercules. Kupiony na giełdzie rowerowej za małe pieniądze. Jak na te pieniądze to jestem zadowolony. Rower ma błotniki, bagażnik, przerzutki i mechaniczne hamulce tarczowe. Lampy na stare dynamo nie działają ale tę sprawę rozwiązałem dołączanymi światłami na baterię. Mam też dzwonek jak się należy. Ponieważ to starszy model to nie ma amortyzatorów. Tego jedynie mi właściwie w nim brakuje. Ma za to siodełko ze sprężynami co jest wygodne podczas jazdy. Jeżdżę nim głównie po mieście. Jeszcze nie byłem w trasie poza miastem. Wizualnie wygląda jakby ktoś trochę poobdzierał z niego farbę. Ma takie czarne kropki ale uznałem to za zaletę. Tyle się słyszy o kradzieżach rowerów. A kto by chciał taki poobijany? Rower to dla mnie przyjemność z jazdy. Jest też moim koniem pociągowym. Zamontowałem na bagażniku kosz. Ładuję tam dożo rzeczy. Ciężki plecak, zakupy, itp. Ładuję z górką bo mam taką siatkę, którą zaczepiam do kosza i nic mi nie wypadnie podczas jazdy. Generalnie staram się nic nie wozić na plecach. Jedyne rzeczy, które musiałem w nim wymienić to korba oraz manetki od przerzutek. Rower to dla mnie filozofia, styl życia i przede wszystkim przyjemność z połykanych kilometrów. Gdybym mógł w nim coś zmienić to dodałbym amortyzator. Jednak nie jest to możliwe ponieważ to rower starszego typu, prawdopodobnie z lat 90. Następny będzie już z amortyzatorem. Pozdrawiam wszystkich rowerzystów.

  4. lavinka

    Na mazowieckie piochy zawsze polecam przeróbkę mtb na treka. Nawet bez błotników, bo się tylko gorzej pedałuje, jak błoto wejdzie między błotnik i opony. A tak na serio – umiejętność jazdy po piachu to nie takie miki. Trzeba umieć, a to przychodzi po paru sezonach. Na przykład człowiek już wie, że czasem niektóre szlaki lepiej omijać ;)

    BTW waga roweru to pochodna mody na aluminium. To kiepski materiał i dlatego rama musi być bardzo gruba, by przenosić duże obciążenia. W efekcie rower jest niewiele lżejszy od tego z ramą stalową. I dlatego jak oka w głowie pilnuję mojej siedemnastoletniej ramy z chromo-molibdenu. Nie wiem czy rower z nią waży 12kg (przy ciężkich oponach i wzmocnionych cięższych obręczach). Muszę go kiedyś porządnie zważyć, bo na oko wychodzi plus minus dwa kilo, mam kiepską wagę pamiętającą PRL ;)

  5. lavinka

    p.s. nie mam amortyzatora. Łapy nie bolą od razu, bo dbam o to, by nie obciążać nadmiernie dłoni podczas jazdy. Może źle trzymasz ręce na kierownicy, może masz za cienkie rękawiczki (lepsze są z żelowymi wkładkami), może wreszcie to co masz na kierownicy – jest za twarde. Ja mam dość miękkie gumy (oryginalnie wzięte z roweru Treka, który miałam przez moment, a teraz tylko przełożyłam z niego kilka części).

Zostaw komentarz

W komentarzu można (choć nie trzeba) używać podstawowych znaczników XHTML.


Jak stąd uciec?

Najedź kursorem nad linka aby przeczytać opis...

Moje - prywatne: