VrooBlog

VrooBlog

Vroo biega – część VIII – biegowy rok 2013

środa, 26 lutego 2014 00:07

Powyżej widzicie moje wszystkie dotychczasowe medale biegowe. Jest ich łącznie trzynaście. W ubiegłym roku doszło aż sześć. Ale wbrew pozorom rok przełomowy dla mojego biegania nie był.

Najpierw gdzie pobiegłem:

  • Bieg Orlenu na 10 km w kwietniu – o tym już pisałem, a na ten rok też się zapisałem, mimo bardzo nieprzyjemnej podwyżki
  • Bieg Konstytucji na 5 km – 3 maja
  • Bieg Powstania Warszawskiego – również 5 km
  • Bieg na piątkę przy okazji Maratonu Warszawskiego – kolejne 5 km
  • Biegnij Warszawo – 10 km
  • i na koniec Minimaraton Stara Miłosna czyli około 7,5 km

Strasznie dużo tych startów, jeden (Niepodległości) nawet ominąłem, choć opłaconą koszulkę odebrałem. :-)

Poczułem już pewien przesyt – i nie wiem czy w tym roku pobiegnę w Biegnij Warszawo. Edycja 2013 przerosła zdecydowanie organizatorów. Ogromne kolejki do toalet, wielki ścisk na mecie i – niestety tragedia – zasłabnięcie i śmierć biegacza, która tez pokazała niedopracowanie organizacyjne – między finiszującymi biegaczami przebijała się karetka, choć spokojnie mogłaby podjechać z drugiej strony.

W ogóle – te starty dały mi do myślenia, że jednak nie warto przesadzać. Pod koniec praktycznie każdego większego biegu mijałem ludzi, którzy zasłabli, siedzieli przy trasie, zajmowali się nimi wolontariusze czy też obsługa medyczna. Jesteśmy wszyscy amatorami, a jednak próbujemy się katować planami treningowymi stworzonymi dla zawodowców. Ale my nie mamy takiego wsparcia trenerskiego, nie każdy robi regularne badania.

Coraz bardziej rażą mnie też oprawy biegów – wiem, że to się robi coraz lepszy biznes. Nie dość że uczestnicy płacą wpisowe po 50-100 złotych (wyjątkiem był lokalny minimaraton z 15 złotych wpisowego, a i tak pięknym medalem), to zawody sportowe wydają się momentami dodatkiem do tych wszystkich sponsorów, partnerów, firm odzieżowych i sklepów. Wrzeszczący konferansjerzy, głośna muzyka, sztuczna atmosfera „wspaniałej zabawy” – jakby nie miało jej zapewnić samo bieganie. W tym roku będę filtrował biegi też pod tym względem.

Pod względem wyników nie poprawiłem się jakoś wyjątkowo. Wprawdzie zbliżyłem się do swojego rekordu na 5 km i pobiłem na 10 km – ale jeśli ktoś popatrzy na mnie, że biegam 4 lata i nadal na 10 km nie mogę zejść poniżej godziny, pomyśli że coś jest źle. Źle jest przede wszystkim z wagą. Wciąż powyżej 90 kg. Niedawno się zważyłem i – niechlubny rekord – najwięcej od prawie 5 lat. Wyliczyłem sobie, że jakbym schudł te 10-15 kg, to zasuwałbym jak mały samochodzik. No, a dopóki nie schudnę, to zasuwać nie zamierzam, bo i kolana trzeba chronić.

Za to silnik chyba lepiej pracuje, bo średni puls przy bieganiu mam coraz niższy. Wzrasta więc jakoś wydolność.

Z rzeczy nowych – w listopadzie udało mi się przebiec treningowo prawie 22 km, czyli dystans półmaratonu! Zajęło mi to prawie 3 godziny, więc na razie na oficjalne zawody się nie wybieram, choć w limicie bym się zmieścił. To jest też spełnienie jakichś marzeń. Zazdrościłem znajomym, „zwykłym ludziom”, którzy te półmaratony zrobili. Teraz wiem, że ja też już bym mógł.

Hitem ubiegłego roku były audiobooki. Podczas biegania przesłuchałem m.in. kilka powieści Marcina Ciszewskiego – m.in. Mróz, 1939 i Majora. W przypadku tych dwóch ostatnich nie przeszkadzało mi, że… czytałem je wcześniej. Książka w wersji audio wchodzi zupełnie inaczej, dochodzą emocje, skupienie się na słowie i oderwanie od rzeczywistości. Nie było to zawsze takie dobre, bo np. wybierałem się na lekką przebieżkę, a tu się zasłuchuję i tempo o minutę na kilometr szybsze… Ale zdarzało się i tak, że aby dociągnąć do końca rozdziału biegłem kolejne nieplanowane dwa kilometry… Obok audiobooków słuchałem też sporo podcastów – choćby kazania księdza Pawlukiewicza, albo blogowe nagrania Michała Szafrańskiego.

Czym stało się dla mnie bieganie po kilku latach i ponad 2500 kilometrów?

Na pewno jakimś już stałym elementem mojego życia. Biegałem nawet na wyjazdach wakacyjnych, np. w Cardiff (w parkach biegają tłumy, a ja nie wiedziałem czy trzymać się prawej czy lewej strony…), w Pieninach (oj, podbiegi dały w kość) – to już normalne, że jak gdzieś jadę, to buty biegowe też trzeba wziąć. Staram się nie mieć przerw, po to, aby utrzymywać jakąś formę, bo wystarczy parę dni przerwy i nogi się zastają. Ale jako się rzekło wcześniej – nie mam złudzeń co do moich możliwości. Przede wszystkim – sprawia mi to frajdę. Endorfinki, euforia biegacza, a i czasami możliwość przemyślenia czegoś.

Choć przyznam też, że już nie ma tego początkowego entuzjazmu. Jakaś tam rutyna. Nie ma tak, że jak tylko mam przerwę, to marzę o tym żeby jednak wyjść pobiegać. Co nie zmienia faktu, że wychodzę jak najczęściej. :-)

Ciekaw jestem jak długo to moje bieganie będzie trwać. Dobiję do 10 tysięcy km? Przebiegnę maraton? A może dalej będę sobie truchtał z książkami w słuchawkach. Każda opcja jest dobra, nie zamierzam robić planów.

Komentarze

Śledź komentarze do tego artykułu: format RSS

  1. daniel

    a ten aniołek to też z biegu?

  2. Vroo

    Nie, aniołek z prezentu świątecznego :)

  3. who-is

    Gdzie można kupić taki wieszak na medale ? :)

  4. Vroo

    wieszakinamedale.pl ;-)

Zostaw komentarz

W komentarzu można (choć nie trzeba) używać podstawowych znaczników XHTML.


Jak stąd uciec?

Najedź kursorem nad linka aby przeczytać opis...

Moje - prywatne: