VrooBlog

VrooBlog

Archiwum bloga na marzec 2014.

200 złotych

niedziela, 23 marca 2014 14:32

Kolejna niedziela w Olsztynie. Dzisiaj trafiliśmy na mszę dziecięcą:

– Słuchajcie, co to jest?

– 100 złotych!

– Co można za to kupić?

Multum krzyków podekscytowanych dzieci.

– A to jest 200 złotych, a to jest 300 złotych. Kto chciałby tyle mieć?

Wrzask narasta.

– Teraz zobaczcie co zrobię. Co tam, to i tak pójdzie z pensji wikarego.

Ksiądz podchodzi do świecy przy ołtarzu i spala kolejno banknoty. Wrzask osiąga apogeum, dzieci, które stały na stopniach prezbiterium prawie że się na księdza rzucają.

– Jak myślicie, dlaczego spaliłem te pieniądze?

– Bo ksiądz ma za dużo hajsu!

(Potem się wyjaśnia, że te banknoty to ksiądz wydrukował sobie na drukarce w domu, a wiara tak jak pieniądze musi być prawdziwa, bo tylko wtedy ma znaczenie).

—–

Po błogosławieństwie:

– Przyjdźcie jutro na 17.00 na rekolekcje, jutro spalimy księdza!

Ciekawe, czy też będzie fałszywy.

Michnik, lewica, dialog (wciąż)

środa, 19 marca 2014 08:36

Fantastyczny wywiad z Adamem Michnikiem w dzisiejszym wydaniu Gazety Wyborczej. Pokazuje, jak bardzo wszyscy się podzieliliśmy przez ostatnie lata. Symboliczne, że robi to właśnie Michnik, który odpowiadał za wiele polskich podziałów.

Dwie redaktorki pytają w dość napastliwy sposób głównie o Kościół, którego w GW kreuje się na głównego wroga postępu w Polsce. A Michnik odpowiada spokojnie… i tak, że trudno się z nim nie zgodzić.

Są dwie lekcje religii w tygodniu, już od przedszkola. Państwo płaci katechetom. Obowiązuje najbardziej restrykcyjna ustawa antyaborcyjna w Europie. Kościół odzyskał majątek na mocy specjalnej ustawy, a teraz państwo chce mu zapewnić dość wysoki odpis podatkowy.

– Biskupi widzą, jak zlaicyzowała się Europa. Polska też może pójść tą drogą. Dlatego mają podobny syndrom lęku jak przed epoką oświecenia czy rewolucji francuskiej, gdy niszczono kościoły, wykorzeniano religię z życia publicznego.

Boję się odrzucenia Dekalogu i odwrócenia od tradycji, boję się, że uczniowie nie będą wiedzieli, kim był Jezus. To nieusuwalny składnik naszej tradycji i oś europejskiego systemu wartości.

Wcześniej podkreśla:

Kościół wciąż robi wiele wspaniałych rzeczy, nie chodzi tylko o pomoc biednym i odrzuconym. To jedyne miejsce, do którego zwykły Polak przychodzi co niedziela i dowiaduje się, gdzie jest dobro, a gdzie zło.

W kilku miejscach Michnik odróżnia siebie od współczesnej „lewicy”, a gdy już padną nazwiska, to pada też krytyka:

Prof. Magdalena Środa czy Janusz Palikot uważają, że poza Kościołem i religią można zbudować system wartości.

– To niech budują, ale nie na pogardzie dla katolicyzmu, który jest dla milionów ludzi czymś świętym. Gdy wyobrażę sobie Polskę bez Kościoła, to mam czarny obraz. Nasze życie byłoby o wiele uboższe w sferze etyki.

Jedni mówią językiem katolickiego fundamentalizmu, inni – fundamentalistycznego antyklerykalizmu. Gdy czytam teksty Magdy Środy, którą skądinąd lubię i szanuję, to widzę, że dla niej to, co katolickie i związane z Kościołem, z definicji zasługuje na potępienie i pogardę. Otrzymywałem teksty autorów, którzy nie widzieli żadnej różnicy między Rydzykiem a Wojtyłą.

I uwaga na stanowisko wobec aborcji:

– W Sejmie kontraktowym głosowałem przeciwko ustawie antyaborcyjnej. Katolicy uważają jednak, że to jest od początku życie ludzkie. Można się z tym nie zgadzać, ale trzeba szanować. Nie wolno tego punktu widzenia kompletnie odrzucać jako ciemnogrodu i bredni. […]

Ja się nie zgadzam z Markiem Jurkiem, ale nie mogę mu mówić: „Pan nie ma prawa kierować się swoim sumieniem”. Jeśli uważa aborcję za zabicie człowieka, no to jak może głosować za liberalnymi przepisami? Czasami demokracja jest przeciwko wyznawanym przeze mnie zasadom w sferze obyczajowej.

Michnik to jeden z ostatnich ludzi, którzy wierzą, że między obozami lewicy i prawicy można jeszcze prowadzić dialog. Oczywiście na jego zasadach – on przez całe życie eliminował „ekstremistów” – i stawiał na „ludzi dialogu”, nie rozumiejąc, że stawia na ludzi o przetrąconych kręgosłupach i elastycznych zasadach moralnych. Michnik trzyma się tego, do czego doszedł jeszcze w latach 70. – że z ludźmi wierzącymi trzeba się dogadać i co więcej, trzeba ich traktować poważnie. Ale od tego czasu minęło 40 lat. Lewica już nie zajmuje się biedą (z wyjątkami takimi jak Ikonowicz) i nie jest zainteresowana jakąkolwiek dyskusją. Zresztą sam Michnik gorzko w pewnym momencie stwierdza, że Kościół też już z nim nie chce rozmawiać.

On wartości lewicowe – wciąż jako jeden z ostatnich – rozumie tradycyjnie – jako walkę z biedą, a nie walkę z wykluczeniem, co sprowadza się do wściekłych ataków na Kościół i wszelkie konserwatywne wartości. Charakterystyczne, że spytany w końcu bezpośrednio o gejów wyraża w zasadzie brak zainteresowania tematem – no wiedzieliśmy że oni byli gejami, ale nikt tego nie roztrząsał. I niespodzianka dla fanów parad równości:

Dla mnie to był w pierwszej chwili szok, że homoseksualiści wychodzą z tym na ulicę, bo mam mentalność trochę konserwatywną. Sam całe życie uprawiałem seks pozamałżeński, ale nigdy bym z tym nie wychodził na uliczną demonstrację.

„Co ty bredzisz Adamie” – początek jednego z komentarzy. Jeszcze resztki szacunku wobec „Redaktora”, ale zero refleksji nad tekstem. Czytelników to sobie Wyborcza wychowała już znacznie bardziej ekstremalnych niż jej redaktor naczelny. Zastanawiam się, czy Michnik nie będzie jeszcze musiał za ten wywiad przepraszać.

Miejscówki w pociągach

sobota, 8 marca 2014 23:21

Jeżdżę sobie regularnie po Polsce pociągami. Jeśli tylko mogę wybrać pociąg zamiast autobusu, to wybieram – mimo że do takiego Olsztyna popularny Polski Bus kosztuje mniej niż 30 złotych, a pociągi Intercity dwa razy tyle. Ale wolę więcej miejsca na nogi i mniejszy tłok, chociaż to drugie spowodowane niewątpliwie ceną.

Kilka lat temu PKP Intercity wprowadziło obowiązkowe miejscówki dla pociągów TLK, czyli dawnych pośpiesznych. Chce się powiedzieć – nareszcie. Koniec z wsiadaniem do pociągu na stacji końcowej, koniec z nerwami: „będzie czy nie będzie”, koniec ze staniem na korytarzu, jeśli nie było. Gwarancja tego, że miejsce siedzące mamy zaklepane podnosi zdecydowanie komfort psychiczny jazdy pociągami w Polsce.

Zmiana ta ma jednak wielu przeciwników. Niektóre argumenty są sensowne – np. miejscówka zmusza do jazdy o określonej godzinie. Kiedyś kupowałem bilet na pospieszny – i czy pojechałem o 13 czy o 16 – bilet był ten sam. Teraz trzeba odkręcać, oddawać i kupować nowy bilet – no a jeśli nie zdążysz – to już przepadło. To można rozwiązać przez miejscówki bezpłatne, ale nieobowiązkowe.

Ale najbardziej zadziwia mnie argument, że oto miejscówka przywiązuje człowieka do miejsca, a przecież można trafić do przedziału z bandą kiboli czy pijaczków. Otóż ludzie naprawdę wierzą, że jak mają miejscówkę to MUSZĄ usiąść tam, gdzie ona wskazuje.

Czasami idę przez wagon, gdzie poszczególne przedziały mają takie obłożenie: 6, 7, 6, 8, 4, 2, 0, 0. Nieraz, aby trafić na pusty przedział, trzeba przejść o dwa wagony dalej. Bo system rezerwacji sadza ludzi stadami. Ma to swoją logikę, dzięki temu przed odjazdem można jeszcze kupić np. bilet dla pięciu osób obok siebie. Ale jeśli pociąg nie jest obłożony w 100% – to bez problemu znajdą się przedziały z jedną czy dwoma osobami, albo nawet i puste. No i takich przedziałów szukam, bo czemu nie jechać wygodniej? Konduktorzy czasami zwrócą uwagę, że miejsce mam gdzie indziej i wspomną, że miejsce będzie trzeba ustąpić, ale nikt nigdy nie kazał mi się przesiadać.

Pamiętam też taką podróż, bodaj ekspresem „Słowacki” z Wrocławia. Przejazd w środku dnia, wagon z kilkoma pustymi przedziałami i mijam przy WC przedział, w którym siedzi radosne męskie towarzystwo, rozpija flaszkę i rżnie w karty. Wciśnięta w róg przypadkowa pani z przerażoną miną – taki miała bilet. Ale godzinę później chyba przemyślała sprawę, bo spotkałem ją w przedziale obok. :-)

Ukraina: czas się bać – tylko o co?

wtorek, 4 marca 2014 12:26

Pojawiają się oczywiste analogie z końcem lat 30.

Putin ma apetyt na Ukrainę, tak jak Hitler miał na Czechosłowację, nawet argumenty są podobne – ochrona mniejszości i tak dalej. Świat nie ma ochoty umierać za Krym, tak samo jak nie chciał umierać za Gdańsk w 1939 roku. I też argumenty były podobne. Gdańsk był i tak niemiecki, a Krym jest też w zasadzie rosyjski, kiedyś Rosja go Ukrainie podarowała. Zabranie z powrotem prezentu jest wprawdzie nieeleganckie, ale nie jest grabieżą.

Najważniejsze życzenie jest jednak takie: NIECH TO SIĘ WSZYSTKO JAKOŚ UŁOŻY, dobra Włodek, weź ten Krym, ale no daj spokój, nie rób siary. Takie uspokajanie pijanego wujka na imprezie rodzinnej, na którego nikt nie ma ochoty krzyczeć, a nie da mu po gębie, bo wujek ma dwa metry wzrostu i kumpli w policji. Daj spokój Włodek i pozwól nam sobie spokojnie żyć w tym naszym pierwszym świecie! Bo nas bardziej interesuje niedługa premiera iPhone 6, niż jakieś kraje na wschodzie. Pozwól, aby okulary Google służyły do rozbierania dziewczyn, a nie namierzania żołnierzy wroga!

Jak nie chcesz się zainteresować polityką, to polityka przyjdzie do ciebie. Pouczające jest porównywanie dzisiejszych mediów, z tymi z lata 1939 roku. Owszem, sytuacja międzynarodowa była napięta, ale ludzie jeździli na wakacje, przygotowywali się do roku szkolnego, prowadzili normalne życie. Mądrzy komentatorzy uspokajali, że Hitler tylko blefuje, że ma wystarczająco dużo problemów w zajętej Austrii i Czechosłowacji, że po co mu właściwie iść dalej. Mądrzy komentatorzy analizowali jego armię, że owszem, jest sporo nowoczesnej techniki, ale jakby to puścić na polskie drogi, to się rozleci i zapadnie w błoto po tygodniu. Nie było dnia bez jakiejś karykatury w prasie – dziś rolę tę przejmują memy. Cała przerażająca prawda była znana tylko elitom – choć i te się straszliwie myliły. O ile w 1933 roku można było Hitlera straszyć wojną prewencyjną, to sześć lat później państwa europejskie były wobec niego bezbronne. A nawet Stany Zjednoczone wychodzące dopiero z wielkiego kryzysu ekonomicznego miały zredukowaną armię, o wielkości zbliżonej do polskiej.

No i teraz też czytamy, że flota czarnomorska jest przestarzała, że gdyby odjąć surowce, to PKB Rosji jest zbliżone do Polski, że większość Rosjan nie popiera Putina (jakby to miało znaczenie w III Rzeszy). Obama ma mnóstwo kłopotów wewnętrznych, Unia zmaga się z kryzysem i ciężarem własnej urzędniczej dekadencji. Kto ma czas na wojnę?

Boję się, że my się wszyscy mylimy. Że ten skurwysyn nie zatrzyma się na Krymie. Że on ma określony plan – najpierw odbudowy całego ZSRR w granicach sprzed 1989 roku, a potem odbudowy bloku wschodniego. I ukarania odpowiednio tych, którzy porzucili jego naród.

W tym scenariuszu na razie bezpośrednio nam nic nie grozi. Poza ogromnym kryzysem ekonomicznym, który zafunduje nam Rosja przykręcając kurek z gazem, jeśli dalej będziemy brykali i wysyłali polityków do ich strefy wpływów. Oni tym gazem są w stanie zwasalizować sobie wiele państw – co zresztą widać po przykładzie Białorusi. Mądrzy komentatorzy mówią, że nie, że Rosja potrzebuje tych naszych pieniędzy, bo ich eksport ropą stoi. A mnie się wydaje, że eksport eksportem – ale armia i partia zawsze się w państwie sowieckiem wyżywiły.

Tak więc Putin zajmie Ukrainę i Białoruś, może i kilka państw południowych, co akurat nie jest dla niego najważniejsze. Potem wyciągnie ręce po państwa bałtyckie. Oznaczało to będzie natychmiastowy rozpad Unii – bo jest to struktura, która potrafi hodować swoich urzędników, ustalić normy krzywizny ogórka i walczyć o prawa gejów – ale nie jest w stanie zrobić niczego, co istotne. Tym bardziej, że rozgrywającym w Unii są od dawna Niemcy, które będą cały czas liczyły na dogadanie z Władymirem. I mogą się doczekać. W miejsce Unii powstaną więc dwie strefy – jedna uzależniona od Niemiec, druga od Rosji. Gdzie będzie granica i czy przypadkiem nie na Wiśle? Soll ich mein Deutsch wiederholen, ili bukwy?

Na tym już zakończę tę fantazję. Historia bywa nauczycielką życia, ale niekoniecznie musi się powtarzać.

PS. Kilka tygodni temu zawsze neutralna Szwajcaria ograniczyła imigrację z Unii Europejskiej. Oczywiście zupełnie przypadkowo.


Jak stąd uciec?

Najedź kursorem nad linka aby przeczytać opis...

Moje - prywatne: