VrooBlog

VrooBlog

Siła spokoju i strachu

poniedziałek, 28 października 2013 09:32

mazowiecki-sila-spokoju

Zmarł Tadeusz Mazowiecki. Dla jednych – symbol polskich, pokojowych przemian roku 1989. Dla innych – symbol klęski tych przemian.

Gdy czyta się różne notki biograficzne, można znaleźć określenie „katolicki intelektualista”. Redaktor czołowego pisma, działacz Klubu Inteligencji Katolickiej, wreszcie poseł na Sejm PRL, zresztą nie za długo, bo ówcześni władcy tego państwa nie zgodzili się na ponowne kandydowanie.

Człowiek, który całe życie był w opozycji, z nieodłącznym papierosem komentował wydarzenia polityczne, który przez kilkadziesiąt lat nauczył się żyć w państwie, które ogranicza jego możliwości, w którym pewnych rzeczy nie można napisać i powiedzieć.

W wieku 62 lat dostaje misję tworzenia pierwszego wolnego polskiego rządu. I czy można zakładać, że nagle przejdzie przemianę? Nie przeszedł.

Rola premiera zdecydowanie go przerosła, chociaż przed wydawaniem wyroków należy spytać, kogo by wówczas nie przerosła. Kto z ówczesnych działaczy byłby lepszy? Ławka kadrowa była krótka. A jak ktoś jest wciąż w opozycji, to już w niej zostanie, choćby i mentalnie.

Gdy czytam w podręcznikach historii, relacjach i wywiadach o tym okresie – główne określenie, jakie może się kojarzyć z rządem Mazowieckiego to strach. Jak to możliwe, że SB paliło sobie spokojnie swoje akta, które mogły zaszkodzić nowym karierom ich funkcjonariuszy, a powołana przez Sejm komisja Rokity nie miała do nich dostępu? Jak to możliwe, że cenzura działała spokojnie jeszcze przez rok i wycinała wszystko, co miało godzić w międzynarodowe sojusze? (Przykładem może być np. pierwsze polskie wydanie „Dziennika 1954” Tyrmanda, mocno pocięte tam gdzie autor pisał o Związku Radzieckim). Strach premiera był oczywiście pragmatyczny:

„Zepchnięcie PZPR do ścisłej opozycji i do ścisłej negacji byłoby pułapką dla nas i dla kraju – mówił kilka dni wcześniej na posiedzeniu OKP. – Nie ma na świecie opozycji, która dysponuje armią, służbą bezpieczeństwa – i pozostaje opozycją”. W sytuacji, jaka panowała w sierpniu 1989 r., kiedy Polska była otoczona przez kraje realnego socjalizmu, a PZPR – mimo postępującego rozpadu wewnętrznego – w dalszym ciągu pozostawała realną siłą polityczną, ostrożność Mazowieckiego wydawała się uzasadniona. Jednak w miarę upływu czasu oraz zmian, jakie coraz szybciej następowały zarówno w kraju, jak i za granicą, strategia Mazowieckiego stała się przedmiotem coraz silniejszej krytyki oraz jedną z przyczyn rozpadu obozu solidarnościowego.

Niestety, polityk nie potrafił zauważyć radykalnych zmian w otoczeniu Polski, na które trzeba było reagować. Jak relacjonuje Antoni Dudek w „Pierwszych latach III Rzeczpospolitej”:

Mazowiecki wyraźnie obawiał się nie tylko konsekwencji zmian instytucjonalnych, ale nawet indywidualnych posunięć kadrowych, łamiących monopol PZPR w MON i MSW. Tak długo zwlekał z powołaniem nowych podsekretarzy stanu w tych ministerstwach, że gen. Kiszczak ze złośliwą satysfakcją opisywał później we wspomnieniach, jak kilkakrotnie namawiał Mazowieckiego do tego kroku, zaś premier „milczał albo oponował”. Dopiero 7 marca 1990 r. podsekretarzem stanu w MSW został senator Krzysztof Kozłowski, tworząc pierwszy, niewielki wyłom w totalnie zmonopolizowanym dotąd przez jedną orientację resorcie.

Opinia publiczna zapamięta go jako twórcy „grubej kreski”. Niesłusznie – bo gdy mówił:

„Przeszłość odkreślamy grubą linią. Odpowiadać będziemy jedynie za to, co uczyniliśmy, by wydobyć Polskę z obecnego stanu załamania”

– chodziło o to, żeby skupić się na tym co wtedy można było zrobić, a nie na szukaniu winnych. Skazanie nawet połowy członków PZPR, pominąwszy fakt, że mało możliwe praktycznie, nie pomogłoby nijak w ówczesnym kryzysie ekonomicznym. Tyle, że jak komentuje Dudek:

Wszelako późniejsza niezdolność jego rządu do radykalnego zerwania z dziedzictwem PRL sprawiła, że przeciwnicy Mazowieckiego przypisali mu sformułowanie zasady tzw. grubej kreski, oznaczającej nadmierną tolerancję dla sił postkomunistycznych. Nie było to zgodne z myślą wyrażoną przez Mazowieckiego w jego w sierpniowym przemówieniu, ale z pewnością miało spore uzasadnienie w odniesieniu do polityki realizowanej przez jego gabinet w 1990 roku.

Oderwanie Mazowieckiego od rzeczywistości było tym większe, gdy wystartował w wyborach prezydenckich z hasłem „Siła spokoju”. W momencie, w którym należało działać zdecydowanie – ten nawoływał do spowolnienia. Wyborcy go za to ukarali, skoro przegrał nawet z anonimowym Tymińskim. Nadal nie potrafił wyciągnąć wniosków – raczej obraził się na swój naród, który nie potrafił go zrozumieć. Poczucie wzajemnego niezrozumienia dominowało w Unii Demokratycznej, potem Unii Wolności i Demokratach – partiach odrzuconych intelektualistów. To jest ta fobia „populistyczna”, którą od 20 lat straszy nas Gazeta Wyborcza.

Przez ostatnie lata, po klęsce Demokratów, którzy skończyli w żenujący sposób jako przystawka dla SLD tułał się Mazowiecki na obrzeżach polityki, czczony jako pomnik, ale nie mający żadnego znaczenia. Ale zachowywał spokój.

Komentarze

Śledź komentarze do tego artykułu: format RSS

  1. Wojtek

    > całe życie był w opozycji

    No, w okresie stalinizmu nie do końca.

  2. Vroo

    @Wojtek: wewnętrznej w Paxie :)

    No ale ta przeszłość też miała wpływ na to co robił od lat 60 do 80 – w zasadzie nie angażował się w działalność, która nie byłaby jakoś koncesjonowana przez państwo. Akceptacja systemu komunistycznego była punktem wspólnym tej quasi-opozycji czasów PRL.

  3. Tomek

    Premier słaby. Za to miejsce spoczynku ma godne.

Zostaw komentarz

W komentarzu można (choć nie trzeba) używać podstawowych znaczników XHTML.


Jak stąd uciec?

Najedź kursorem nad linka aby przeczytać opis...

Moje - prywatne: