VrooBlog

VrooBlog

Był sobie dzieciak i ukradł scenariusz

poniedziałek, 12 sierpnia 2013 22:04

vrooblog-byl-sobie-dzieciak„Był sobie dzieciak” to obraz reklamowany jako pierwszy w wolnej Polsce film fabularny o Powstaniu Warszawskim. Poszliśmy więc tydzień temu. W klubowej sali olsztyńskiego kina Awangarda byliśmy… jedynymi widzami. I dobrze, bo czasami komentować musiałem głośno i z niedowierzaniem.

Film nie jest bardzo zły, ale bardzo dziwny. Nie wiem zresztą czy można nazwać to filmem. Sfabularyzowany teatr telewizji? Zbiór dość statycznych scen połączonych postaciami głównych bohaterów, rozpoczynany, przerywany i zakończony… narracją Olgierda Łukaszewicza. Przez pierwsze kilka minut snuje opowieść o pamięci, Polsce, Warszawie i powstaniu. Rzekomo dlatego, że gdy pierwszą wersję filmu oglądali obcokrajowcy, to nie wiedzieli o co chodzi…

Fabuła jest mniej więcej taka – młody chłopak żegna się z matką, którą z Woli zaraz wywiozą Niemcy i próbuje dotrzeć na Śródmieście, gdzie znajduje się jego ojciec. Już w pierwszym napotkanym budynku bierze w obronę panią w średnim wieku oskarżoną (słusznie) o kolaborację, a szukającą swojego syna walczącego w powstaniu i… dalej mota się przez pół filmu między stanowiskami powstańców, panią w której zdążył się zakochać, a niemiecką kwaterą, gdzie wbrew swojej woli wejdzie w bliską zażyłość z pewnym esesmanem. Nie zdradzam tutaj za dużo, bo w zasadzie nie ma w tym filmie rzeczy, które mogłyby zaskoczyć. No, chyba że takie symboliczne sceny jak taniec w ruinach do muzyki z patefonu…

Zwieńczeniem filmu jest scena akcji (!) czyli walki w podziemiach, na której porządne nagranie twórców nie było już chyba stać, dlatego przez 5 minut oglądamy grę cieni z okazjonalnymi efektami dźwiękowymi.

Szkoda, bo taki film tylko może zniechęcić do oglądania kolejnych poświęconych Powstaniu. Temat miał potencjał – postać grana przez Magdalenę Cielecką to kandydatka na naprawdę świetną rolę dramatyczną. Co z tego, skoro reżyser rozstawiał ją jak kukiełkę i tu nawet świetna aktorka nie pomoże.

Jedyny film, z którym mogę „Dzieciaka” porównać to „Wiedźmin” – i tu i tu nie było scenariusza. I tu i tu przerażały naiwne sceny. W obu przypadkach człowiek zastanawiał się, jak coś takiego trafiło do kina i żałował, że dobre pomysły zostały zmarnowane.

Brak komentarzy (na razie)

Śledź komentarze do tego artykułu: format RSS

Zostaw komentarz

W komentarzu można (choć nie trzeba) używać podstawowych znaczników XHTML.


Jak stąd uciec?

Najedź kursorem nad linka aby przeczytać opis...

Moje - prywatne: