VrooBlog

VrooBlog

Tak umiera VrooBlog

środa, 29 sierpnia 2012 00:15

Statystyki - spadek z 5000 do 600 wizyt miesięcznie

Na rysunku powyżej widzicie wykres odwiedzin Vroobloga od grudnia 2005, bo wtedy zainstalowałem Analytics.

Do 2009 roku odwiedzalność kształtowała się na poziomie 4-5 tysięcy wizyt miesięcznie. Teraz spadła do tysiąca, w sierpniu jak dotąd nie było jeszcze 800.

Tak samo spada moje zainteresowanie pisaniem tego bloga. Zastanawiam się nawet nad tym, co kiedyś wydało mi się herezją – mianowicie skasowaniem bloga. Nie żebym się czegoś wstydził. Oczywiście, mechanizm autocenzury miałem od zawsze włączony i wracałem do niego rok później, trzy lata później i pięć lat później. Wtedy pisałem:

Z tą szczerością jest tak, że łatwo przegiąć i popaść z jednej strony w plotkarstwo, z drugiej w ekshibicjonizm. Parę miesięcy temu przekroczyłem Rubikon – skasowałem wpis sprzed 4 lat który uznałem za idący zbyt daleko. Czy pewnego dnia nie stwierdzę, że większość idzie za daleko? Może i tak. ;-) Choć i tak już wyboru nie mam – web.archive.org wszystko trzyma. :-) Wypada się więc pogodzić z tym, co się napisało. Zresztą może bez przesady – przeglądam właśnie (prewencyjnie?) wpisy z ubiegłego roku, nie widzę nic, co chciałbym usunąć, lub czego bym się wstydził.

Ale to był rok 2009 i dopiero pierwsze podrygi mediów społecznościowych, które już rok później pochłonęły wszystko. W tym i większość znanych mi blogów. Kiedyś otwierałem czytnik RSS z blogami znajomych, czekając na to co nowego u nich. Zachodziłem, komentowałem, oni zachodzili do mnie, trochę znajomości blogowych się urodziło. Parę lat temu to się skończyło. Ludzie przenieśli się na Facebooka i podobne portale. Tam trwa życie towarzyskie, dyskusje, aktualności, dzielenie się zdjęciami. Wszystko łatwiejsze jest z fejsem – nawet kupiony przeze mnie niedawno Lightroom ma eksport do Facebooka. Wrzucać na bloga, robić galerię? Nie chce mi się. Tym bardziej, że na blogu przeczyta to coraz mniej ludzi.

Furorę robią wciąż blogi tematyczne. Mój Świat Czytników w miesiąc ma tyle odsłon co Vrooblog przez 7 lat. Ludzie nie mają czasu na osobiste zapiski o wszystkim, ale na konkretny temat – jak najbardziej. Blogi polityczne, biznesowe, lajfstajlowe, kulinarne – w zasadzie to już nie blogi, tylko portale tematyczne (kiedyś było takie słowo „vortal”), prowadzone z pasją. No a blog rozumiany jako internetowy pamiętnik powoli gaśnie.

Wróćmy do tego pomysłu skasowania VrooBloga. Kiedyś wydałoby się to mi herezją. Nienawidzę usuwania treści z internetu. Miejsca jest dużo, wszystko się może kiedyś przydać i nawet nie wiem kiedy. Tu przypomina mi się historia, jak to dzięki mojej notce, wychowawcę klasowego z liceum po 30 latach odnalazł kolega ze studiów. A jednak serwisy znikają, ktoś nie przedłuży domeny i pa. Niedawno zmarł twórca serwisu winter.pl, który był w sieci od 1996 roku. Czy za rok zniknie? Dlatego nie pozbywam się narzędzi do ściągania całych serwisów internetowych na dysk. Jeśli z jakiejś strony korzystam intensywnie – to na wszelki wypadek pobieram ją w całości. Część z nich już nie istnieje.

Ale posiadanie tak wiekowego serwisu zaczęło mi trochę ciążyć. Gdy dwa lata temu pewna koleżanka uciekła z krzykiem (no dobra, przesadzam), bo wygooglała mnie w sieci, zacząłem się zastanawiać nad niemiłą dysproporcją. Ktoś kto mnie nie zna, może w ciągu paru godzin zbudować sobie całkiem konkretny mój wizerunek. Jasne, że częściowo kreowany – bo na Vrooblogu zawsze pisałem o wycinkach mojego życia, ale zawsze będzie to jakaś wiedza, w której nade mną ma przewagę.  Dla mnie i dla pewnego z moich kręgów znajomych naturalne jest to, że w sieci zostawiamy ślady. Broczymy tymi lajkami, komentarzami, wpisami, artykułami. Natrafiamy jednak na ludzi, dla których nie jest to naturalne. Dla których każda tego typu aktywność przypomina ekshibicjonizm, które chronią swoją prywatność. Koleżanka opowiadała mi niedawno, że nie wyobraża sobie, żeby jej szef (którego szczerze nie lubi) wiedział np. o tym, gdzie była na wakacjach. Że owszem, link do zahasłowanej galerii wyśle rodzinie i bliskim znajomym. Ale żeby to każdy mógł obejrzeć? Żeby nie było, większość moich wpisów na fejsie nie jest publiczna, choć to ochrona bardzo niepewna – w końcu jeśli ma się tylu znajomych, to dotarcie nie stanowi problemu. Tyle, że wpisów nie indeksuje Google.

Może więc warto pozbyć się balastu? Może ten blog spełnił swoją rolę – teraz go trzeba zarchiwizować i zamknąć?

Żałuję jednak czasami tego zaangażowania w fejsa. Tutaj wchodzę w archiwum i przelatują przede mną rzeczy, którymi się interesowałem ileś lat temu. Był temat, który chciałem skrytykować – to linkowałem do zewnętrznego artykułu, cytowałem i komentowałem. Teraz wrzucam w 2 sekundy link na fejsa, z bardziej czy mniej zjadliwym komentarzem – i obserwuję dyskusję. Tyle, że po miesiącu już o niczym nie pamiętam, a do ew. wniosków z dyskusji (bywają bardzo ciekawe) nikt nie dotrze. Dlatego może warto się ponownie zainteresować blogowaniem? W końcu słynnego like-buttona mogę podpiąć i tutaj.

Komentarze

Śledź komentarze do tego artykułu: format RSS

  1. tomek

    Ja swojego usunąłem pod koniec zeszłego roku ;)

  2. Darek-

    I teraz wszyscy zapuszczają TeleportPro na http://vroobelek.iq.pl – na wszelki wypadek…
    ;)

  3. Szymon Adamus

    Internetowe pamiętniki osób nieznanych przechodzą w zapomnienie. Trochę szkoda, bo zawsze ktoś z nich może nagle stać się sławnym wynalazcą silnika antygrawitacyjnego i wtedy miło by było poczytać jakie bzdury wypisywał w sieci przed odebraniem nagrody Nobla ;) Z drugiej jednak strony tak jak wspomniałeś – kto ma na to dzisiaj czas?

  4. Bartek Krzemień

    „Żałuję jednak czasami tego zaangażowania w fejsa. (…)” — tym ostatnim akapitem trafiasz w sedno, Robercie. Warto jeszcze tylko dodać jak mało mamy do powiedzenia będąc tylko użytkownikami FB, G+ czy Twittera… Na własnej domenie nikt nie zmieni zasad, nie zaktualizuje cichaczem ustawień i nie będę drążył zachowań w celach reklamowych. Ja osobiście jak nigdy wcześniej jestem przekonany o pozostaniu u siebie.

  5. dominik

    Pozostań przy blogu, tam jest efemeryda. Tam być „trzeba” ale może mniej? Digital-analog is king. Content is king. :)

Zostaw komentarz

W komentarzu można (choć nie trzeba) używać podstawowych znaczników XHTML.


Jak stąd uciec?

Najedź kursorem nad linka aby przeczytać opis...

Moje - prywatne: