VrooBlog
Vroo biega – część VI: Koniec roku
Cztery medale to ładne podsumowanie tego roku. Bieg Powstania, Bieg Niepodległości, Biegnij Warszawo i Minimaraton Stara Miłosna. Wprawdzie medale dostaje każdy, kto pobiegnie w tych imprezach – ale co najważniejsze, trzeba w nich najpierw wystartować i pobiec te kilometry.
Od ostatniego wpisu startowałem dwa razy.
- Minimaraton w Starej Miłośnie (7,5km) – chociaż po górach i dołkach Mazowieckiego Parku Krajobrazowego utrzymałem założone tempo, to zająłem zaszczytne miejsce w ostatniej piątce. :-) Ale na wiele więcej nie liczyłem. Co ciekawe – z samej atmosfery biegu zapamiętałem znacznie więcej rok temu, gdy robiłem cały czas zdjęcia. Gdy się biegnie lub czeka na start, zwraca się znacznie mniejszą uwagę na takie rzeczy…
- Bieg Niepodległości (10km) – tu było dużo obaw, bo jak tu startować przy temperaturze bliskiej zeru? Było jednak cieplej, trasa prosta, akumulatory naładowane, w słuchawkach tym razem starannie dobrane utwory Yes i… był to mój najbardziej udany bieg. Swój rekord z Biegnij Warszawo pobiłem o 4 i pół minuty.
Wczoraj spadł pierwszy śnieg, nie zapowiada się na odtajenie, a że po śniegu nie biegam (a przy okazji boli mnie gardło od paru dni), to… czas na zimową przerwę. Czas też na podsumowanie roku.
Garść statystyk:
- Biegałem 123 razy.
- Zrobiłem 713 kilometrów.
- Najzimniej: -2 stopnie w grudniu
- Najcieplej: 30 stopni w czerwcu
- Najkrócej: sprint na 2,5 km
- Najdłużej: dwie wycieczki po 15 km (z przerwami)
W zasadzie mógłbym uznać ten rok za porażkę, bo jak to – biegać przez 8 miesięcy (zacząłem na początku marca) i nadal być wyprzedzanym przez ludzi robiących to okazjonalnie? No ale tak to jest. Kondycji nadal nie mam za dobrej, wagi nie zrzuciłem, technikę mam dziwną – nie poprawiam się tak jak bym mógł. Ale z drugiej strony w porównaniu z zeszłym rokiem jest ogromny postęp. Zresztą jeszcze w sierpniu miałem kłopoty z biegnięciem przez godzinę – teraz 10 km truchtu z mocniejszymi akcentami na końcu nie stanowią problemu.
Co teraz?
Kusi mnie troszkę półmaraton warszawski pod koniec marca. Jeśli zima będzie łagodna i szybko wrócę do biegania, to kto wie… Ale to raczej nie w tym roku.
Teraz najgorszy moment odzwyczajania się od przypływu endorfinek co dwa dni. Obiecuję sobie jeździć na rowerze stacjonarnym i przy okazji czytać, na co miałem już rok temu następujący patent:
Może też odwiedzę basen, albo siłownię z bieżnią stacjonarną. Chociaż bieganie w miejscu jakoś mnie nie kręci.
A w przyszłym roku czas na schudnięcie i bicie kolejnych rekordów. :-)
Komentarz - jeden samotny
Śledź komentarze do tego artykułu: format RSS
[…] poprzednej notki o moim bieganiu minął ponad rok. Co działo się przez ten […]