VrooBlog
Helsinki w kwietniu
Do Helsinek trafiliśmy dość przypadkowo. Wiedzieliśmy, że z Tallina kursują tam promy przez Zatokę Fińską, ale że decyzję podejmiemy na miejscu. W porcie okazało się, że owszem, bilety tam i z powrotem są, jedzie się w każdą stronę dwie godziny i przyjemność ta kosztuje 50 euro. Sarkałem trochę na cenę, ale Ewa przekonała mnie, że w końcu taka okazja się nigdy nie zdarzy. I miała rację, bo po co miałbym jechać specjalnie do Finlandii?
Tu trzeba powiedzieć, że prom jest jednym z dwóch sposobów dostania się z Estonii do Finlandii. Jest jeszcze samolot, bo droga lądowa wymagałaby dłuuugiego objazdu przez Rosję. Prom jest tańszy, więc ludzie podróżują nim masowo. Pierwsze promy odpływają rano, ostatnie wracają o północy, prawdopodobnie więc niektórzy Estończycy dojeżdżają w ten sposób do pracy w Helsinkach, nie jest to bardziej uciążliwe niż np. podróże z Łodzi do Warszawy. Z kolei cel podróży Finów to zakupy. Koło portu w Tallinie roi się od sklepów z alkoholem, który kosztuje mniej więcej tyle co u nas, ale jest znacznie tańszy niż w Finlandii. Niektórzy więc przyjeżdżają, na wózeczek ładują parę kartonów wódki (do 80%), no i godzinę później są znowu na promie. :-)
Pierwsze wrażenie, gdy wpływamy: tu się ciągle coś buduje! Tak oto kawałki morza są wyrywane i powiększany jest port.
Port sam wita nas zapewnieniami, że chce być dobrym sąsiadem.
Potem kilkanaście minut spaceru po placu budowy (nie bierzemy autobusu) i wreszcie jakaś cywilizacja.
Helsinki są miastem uporządkowanym, sterylnym, idealnie pasującym do naszego wyobrażenia o skandynawskich porządkach.
Świątynie – jak ta Katedra na placu Senackim – monumentalne. Jednocześnie w środku puste i mało zajmujące. Protestantyzm.
A przed katedrą pomnik cara Aleksandra II – którego my dobrze nie wspominamy, ale Finowie może i lepiej. W końcu to carowie ufundowali też katedrę.
Wielu mieszkańców…
Najzabawniejsze są te sowy, prawda? ;-) Szliśmy sobie ulicą, zaczepia nas jakiś facet i pokazuje na dach pobliskiego budynku.
Po całym dniu zwiedzania wracamy na prom, można sobie wygodnie usiąść, wziąć coś do picia i przeglądać zdjęcia…
Więcej zdjęć w albumie na Picasie.
Komentarze
Śledź komentarze do tego artykułu: format RSS
Dwa lata temu byłem i w Tallinie, i Helsinkach. Tallin – Praga północy, równie urocza tyle że mniej zatłoczona. Piękne, średniowieczne centrum, uliczki, kamieniczki, mury obronne. Chciałbym tam jeszcze raz pojechać, może znowu trafi się jakiś pretekst. Helsinki – bo ja wiem, czy takie znowu 'sterylne’? Faktem jest, że pod wieczór robi się w centrum pustawo, ale miasto jakich wiele. Przy pięknej pogodzie (a taką miałem i tu, i tu) widok białej katedry na tle błękitnego nieba robi wrażenie. Pomnik cara Aleksandra też uchwyciłem na zdjęciu – z tym, że na głowie samodzierżawcy przysiadła wdzięcznie mewa. Wygodnie jej tam musiało być bo siedziała dobre 20 minut…:)
No ja o Helsinkach myślę trochę w kontekście Yes w listopadzie :) Podobno też mają tam wystąpić, choć na Yesworld jeszcze nie ma daty.
Okropnie drogo w tej Finlandii. Chyba najciekawsze jest południe. W Helsinkach ciekawy kościół podziemny.
bo zajrzalem to cos napisze. Helsinki to wioska przy reszcie Skandynawii. Nastepnym razem wybierzcie sie koniecznie do Sztokholmu tak jak przybyliscie do HEL. Poczujecie zasadnicza roznice :) W cenach rowniez. Ja z Helsinek najbardziej lubie Stockmana – moj ulubiony dom towarowy. Najwiekszy w calej Skandynawii :) No i te sklepy Ittalla, Artek czy Marimeko. U nas tego nie ma nigdzie :(
Ładnie jest w Helsinki, super zdjęcie z sowami.