VrooBlog
Upał w literaturze ;)
Myślę, że w taki dzień trzeba sięgnąć do klasyki – czyli „Dobrego” Łysiaka:
To był letni dzień, koło południa, zajebisty gorąc. Bazar niby tramwaj, ścisk, że „gdyby nie panna Jola, nie byłoby gdzie palca wetknąć”. Baby w budkach wachlowały się, tym na ręczniaku pot kapał z cycków w gacie i dalej w pepeg, aż zaczęły zdejmować bluzki i prężyły się w halkach świeżych jak dworcowy ręcznik. Sery puchły, mięcho zarzucone workami gniło, flaczarki i „pyzy! gorące pyzy!” przekrzykiwały się bez sensu, czekając na kogoś z głodnym smakiem, ale komu chciałoby się wtranżalać pod taki upał? Interesy, owszem, tam farci się na okrągło. Dobrze chodziły podkoszulki z amerykańską kminą na plecach i piersiach, kanty z rozszerzaną nogawką, skoki w kolorze wiśniowym i chusteczki na włosy obszyte po grecku blaszkami robiącymi za moniaki. W taką gorącość na Różyckim nie pije się monopolu, królowała herbatka w ćwierćflakonach z korkiem. Ludzie czekali na deszcz, ale krótki, taki, co odświeża powietrze i daje nogę, dłuższy przegania klientów. Jak idzie na deszcz, to interes kwitnie, bo każdy się spieszy i ten, co ma płacić, targuje krótko. Kto mógł przewidzieć, że idzie tajfun?
No a piosenką, która doskonale pokazuje to co człowiek myśli w taki dzień jest „Upał” Kazika. Powstał nawet do tego teledysk, ale na YT nie ma:
Brak komentarzy (na razie)
Śledź komentarze do tego artykułu: format RSS