VrooBlog

VrooBlog

Moje studia 7 lat później.

niedziela, 15 sierpnia 2010 16:16

7 lat temu skończyłem studia. Czy mi się przydały w życiu? Studia dają trzy rzeczy.

  1. Papierek
  2. Wiedzę
  3. Kontakty

Z papierkiem rozprawię się od razu. Od czasu ukończenia studiów musiałem komuś pokazywać dyplom zaledwie RAZ. I to w sytuacji, gdy zostałem już zatrudniony, ale dział kadr potrzebował ksero. Podobnie, ciężko zdobywane certyfikaty dwóch ścieżek programowych.

Wiąże się to pewnie z tym, że w zasadzie od razu po studiach zdecydowałem się zostać „wolnym strzelcem” i nie wspinać po drabince kariery w żadnej z korporacji. Ale nawet jakbym poszedł do korporacji, po roku, dwóch pracy liczy się już głównie doświadczenie zawodowe, nikt nie pyta o studia.

Co do wiedzy, w zasadzie mogę powiedzieć, że ze studiów jestem zadowolony. Mniej więcej koło drugiego roku orientowałem się, że tytuł zawodowy jaki wyniosę ze studiów w zasadzie jest średnio związany z tym, czego się mogę nauczyć. Zorientowałem się też (ja, stary kujon), że oceny, poza tymczasowymi profitami (całkiem przyjemne stypendia naukowe), nie będą miały w przyszłości żadnego znaczenia. Zacząłem więc się uczyć dla przyjemności, rzadziej tylko dla zaliczenia.

Na SGH mieliśmy nowatorski jak na koniec lat 90. system polegający na tym, że na początku nie wybierało się kierunku studiów. Po prostu zbierało się punkty za przedmioty, a jeśli uzbierałem odpowiednią liczbę punktów z jakiegoś kierunku, mogłem z niego się bronić. Przedmiotów obowiązkowych na studium dyplomowym mieliśmy ok. 5-7, reszta do wyboru z bardzo dużej puli. Przed każdym semestrem studiowałem sylabusy i wybierałem ciekawe rzeczy na które warto pójść. W ten sposób wybrałem wiele fajnych przedmiotów, które dały mi sporą orientację w różnych tematach. Napiszę o tym jeszcze.

Kontakty wyszły najgorzej. Jeśli kto mnie zna teraz i wie, jak kiepsko ze mną nawiązać jakikolwiek kontakt ;-) to niech założy, ze 10 lat temu nie było lepiej. Generalnie w „życiu studenckim” nie uczestniczyłem. Wracałem wieczorem do swojego osiedla, gdzie diabeł mówi dobranoc i siedziałem przy komputerze słuchając muzyki. :-) Zająłem się też dość szybko pracą zawodową, która też mi zabierała sporo czasu.

Gdybym jednak wtedy wiedział, jak bardzo się kontakty przydają, to bym je zdobywał, podtrzymywał… I tak trochę z tych niewielu kontaktów wróciło po latach, już w formie biznesowej. Inna sprawa, że błąd ten popełniam wciąż na rozmaitych konferencjach, gdzie nawet nie próbuję kogoś poznać.

c.d.n.

Komentarze

Śledź komentarze do tego artykułu: format RSS

  1. Jakub Jaśkiewicz

    Dobra treść. Sytuacja prezentuje się tak jak piszesz. Najgorsze jest to, że będąc studentem łudziłem się, że studia same w sobie dużo mi dadzą. Na moje szczęście pod koniec trzeciego roku już pozbyłem się tej opinii i sam zacząłem zgłębiać przydatna wiedzę. Przykre jest to, że studia nie przygotowują na rynek pracy. Wielu ludzi których znam żyło w przekonaniu, że po studiach człowiek wybierze się na praktyki/staż i w ten sposób wejdzie na rynek pracy. Rzeczywistość jednak jest zupełnie inna:/.

  2. molka

    Super tekst.
    Wejście na rynek pracy po moich studiach to była trauma.
    Jak pisze Jakub, że większość kierunków bardzo słabo podąża za potrzebami rynku pracy, przekazywana studentom wiedza jest niemal archaiczna i tworzy byt równoległy. Uniwersytety wysyłają w świat setki matematyków, historyków, socjologów, etnologów pałętających się potem długie miesiące po urzędach pracy, kończących jako przedstawiciel handlowy, jeśli w ogóle (z całym szacunkiem do tego zawodu).
    Nigdy nie pracowałam w swoim zawodzie mimo usilnych starań.
    Do tej pory zastanawiam się po kiego grzyba męczyliśmy się semestr z ekologią człowieka ( w praktyce to było wkuwanie anatomii) na kierunku ochrona środowiska.

Zostaw komentarz

W komentarzu można (choć nie trzeba) używać podstawowych znaczników XHTML.


Jak stąd uciec?

Najedź kursorem nad linka aby przeczytać opis...

Moje - prywatne: