VrooBlog

VrooBlog

Kult – Biała Księga

wtorek, 12 stycznia 2010 22:58

Prawdopodobnie największe dzieło na temat jakiegokolwiek polskiego zespołu rockowego.

Największe dosłownie.

Kult - ogromna Biała Księga

Gdy otworzyłem paczkę, oniemiałem. Książka waży ze 4 kg i zajmuje pół biurka. 600 stron całkowicie kolorowych – to niestety musi kosztować – na okładce 160zł, na allegro 120zł. Jednak dla kogoś, kto Kultu i Kazika słucha od prawie 20 lat jest to pozycja obowiązkowa. Już na początku sprawdziłem że inspiracją dla mojego ulubionego tekstu Kultu, czyli piosenki … „Kult” z drugiej płyty są obrazy Hieronima Boscha. To mi strasznie dużo wyjaśniło.

Albo na czym polegały religijne fascynacje grupy. Ucztą dla oka jest oglądanie robionych ręcznie okładek pierwszych kaset Kultu, poklejonych obrazkami z publikacji Świadków Jehowy i z komentarzami na temat składu. :-) Zresztą każdy, komu muzyka Kultu jest bliska znajdzie tu mnóstwo dla siebie, nawet jeśli część pominie.

Oczywiście narzuca się porównanie z książką Leszka Gnoińskiego „Kult Kazika” sprzed paru lat (którą zresztą kupiłem dopiero teraz i czytam jednocześnie). „Kult Kazika” skupiał się bardziej na historii zespołu, tu mamy więcej o muzyce. Podobnie jak u Gnoińskiego mamy sporo świetnych anegdot, na przykład o tym w jaki sposób poznali się Kazik i jego żona. Kto wiedział, że Kazik jest nieśmiały i to ona musiała przejąć inicjatywę?

Dałem książce na Merlinie pięć gwiazdek, bo na początku grudnia spędzałem przy niej każdą wolną chwilę. Inna sprawa, że jeszcze jej nie skończyłem – jestem dopiero w połowie lat 90.

Książka ma jednak dwa mankamenty.

Po pierwsze: szkoda że tylko Kult i Wiesław Weiss nie opisał też solowych produkcji Kazika. Chyba, że to zamierzone i czeka nas drugi (równie potężny?) tom.

Po drugie: widać troszkę – szczególnie w drugiej części – niedopracowania stylistycznego. Przy prawie każdej piosence z płyty „Hurra!” dowiadujemy się na początku, że to „kolejny fajny utwór”, a dobór cytatów z muzyków zaczyna nudzić, gdy do powiedzenia mają tyle, że fajne i się podoba. Można to jednak zrozumieć, bo terminy goniły (tak świetnie wydana książka z listopada zawiera treści pochodzące z października!), a tekstu było sporo.

Tak czy inaczej coś niesamowitego. Podczas lektury można ponownie zakochać się w Kulcie i jego muzyce, nawet jeśli ta miłość przez parę lat (i ostatnie dwie słabsze płyty przed „Hurra!”) trochę wyblakła. Kult zasługiwał na pomnik i taki w postaci książki Weissa dostał. Polecam. :-)

Komentarz - jeden samotny

Śledź komentarze do tego artykułu: format RSS

  1. McFly

    Wszedłem na ten blog przypadkiem, ale dając na stronę główną i zobaczywszy tą okładkę… :) No jak mogłem się nie zatrzymać ! Nie wiedziałem, że takowa książka istnieje, ale za to wiem na co już mogę kasę odkładać, szkoda tylko, że z ludźmi w moim wieku nie mogę porozmawiać o tak wspaniałym zespole, bo mnie nazwą dziwakiem, niestety dzisiejsze pokolenie jest… nie do kończę. Dla niektórych jak rzucę hasłem rock, odpowiadają Tokio Hotel ;( Ja wychowałem się rzy takich Polskich zespołach jak Lady Pank, T.Love, Perfect, Elektryczne Giary i wiele innych… Będąc ostatnio na koncercie Dżemu, każdy patrzył się na mnie ze zdziwieniem, bo chyba byłem jedynym tak młodym uczestnikiem.

    Już mówią, że zdarzają się wyjątki, ale są one potwierdzeniem reguły…

Zostaw komentarz

W komentarzu można (choć nie trzeba) używać podstawowych znaczników XHTML.


Jak stąd uciec?

Najedź kursorem nad linka aby przeczytać opis...

Moje - prywatne: