VrooBlog
Kaczyński, Komorowski i znowu mniejsze zło. Ale które?
Jestem sierotą po POPiSie. W roku 2005 podobnie jak wiele osób liczyłem, że te dwie partie, mimo różnic będą ze sobą współdziałały i wspólnie naprawiały Polskę, opóźnioną przez lata rządów, najpierw amatorów z AWS, a potem lewicy.
Stworzenie koalicji nie ulegało wątpliwości. Liderzy obu partii powtarzali to na długo przed wyborami. Pamiętam jednak jakiś program Lisa, gdzie byli zaproszeni bodaj Tusk i Kaczyński oraz Giertych z Lepperem. W pewnym momencie zadane trudne pytanie i widoczna różnica poglądów. Małe starcie. Giertych patrzył na spierających się oponentów i uśmiechał się. Jakby wiedział, co nastąpi w przyszłości.
Wybory w 2005 wygrała jednak nie Platforma tylko PIS. To było dla Tuska zaskoczenie. Jeszcze większy cios przyszedł parę tygodni później, gdy w drugiej turze również wygrał kandydat wspierany przez PIS. Od tego czasu Platforma natychmiast zmieniła front. Widać to już było na transmitowanym przez telewizję rozpoczęciu rozmów. Pierwsze wystąpienie Rokity i – zamiast typowego zagajenia, które ma stworzyć dobrą atmosferę, od razu zajadły atak. Rozmowy się nie udały. PO doszła do – słusznego z ich punktu widzenia wniosku – że przecież PIS z nikim innym nie zrobi koalicji, więc można od niego wyciągnąć tyle, że w zasadzie fakt przegrania wyborów będzie nieistotny. Żądania były eskalowane, w końcu Kaczyński zrywa rozmowy i stosuje zagranie pokerowe: na scenę wchodzą Samoobrona i LPR.
W zasadzie nie wiem, do kogo mieć bardziej żal – do PO która nie doprowadziła do tak pożądanego kompromisu, czy do PIS, który wciągnął do gry kolesi o bardzo podejrzanej proweniencji. Zresztą nie oni pierwsi, wcześniej Leppera wykorzystywał SLD. Gdy zobaczyłem jego mordę jako wicemarszałka sejmu, myślałem że już bardziej polska polityka stoczyć się nie może. Mogła.
Wtedy głosowałem i na Platformę i na Tuska. Dla mnie obaj Kaczyńscy zawsze byli kolesiami, którzy mieli dobrą diagnozę rzeczywistości, ale zupełnie nie umieli tego sprzedać, a przede wszystkim nie mieli pomysłu na naprawę istniejącego stanu. Działania w polityce sprowadzali do różnego rodzaju gierek personalnych, gdzie istotniejsze było, kto jest lojalny i kogo da się wykorzystać.
Dodatkowo Kaczyńscy (podobnie jak duża część postsolidarnościowych polityków) nie mieli zielonego pojęcia o gospodarce, ich poglądy były typowo socjalistyczno-etatystyczne. Lech K. nie sprawdził się też zupełnie jako prezydent Warszawy. Mówi dużo sam fakt, że jego zwolennicy jako główny sukces przytaczają utworzenie Muzeum Powstania Warszawskiego. To tak jakby Stanisława Augusta oceniać przez pryzmat obiadów czwartkowych. Platformie kibicowałem od początku, wydawała mi się taką siłą bez inteligenckiego pouczania (co irytowało mnie w UD/UW), trochę prawicową i trochę liberalną, skoro trzon tworzyli dawni działacze KLD.
W 2007 ponownie zagłosowałem na Platformę już bez specjalnego entuzjazmu (patrz historia koalicji), ale z nadzieją, że w końcu będzie stabilny rząd, który odważy się na reformy – finansów, ubezpieczeń itd. I znowu dupa. Miejsce Samoobrony zajął PSL, który wprawdzie nie ma takiego medialnego przebicia, ale Posady Swoimi Ludźmi zajmować potrafi. Przez te 3 lata żadnych sensownych reform nie przeprowadzono, choć koniunktura Polski po wejściu do UE jest lepsza niż kiedykolwiek. Tusk jest tak zapatrzony w sondaże, że nie rusza niczego, co by mogło mu te sondaże popsuć. Weźmy tę prywatyzację szpitali. Ludzie się jej boją, może i słusznie. Ale słuchając tego co się mówi w mediach trudno właściwie powiedzieć – na czym to ma polegać, czy oni są za czy przeciw. Normalny rząd zrobiłby kampanię społeczną, ryzykując, że opozycja na pewno będzie. Ale nie, od czasów niesławnej pani Sawickiej są takie cichutkie podejścia, żeby tylko gazety (a te były dla Tuska nadzwyczaj łaskawe) niczego napisały.
[Zaznaczę, że celowo tutaj nie będę wspominał o tragedii smoleńskiej. Lechowi Kaczyńskiemu należały się honory jako głowie państwa i niewątpliwemu patriocie, co nie zmienia faktu, że prezydentem był po prostu słabym, nawet jeśli oddzielimy niespotykaną wrogość mediów.]
Teraz Komorowski czy Kaczyński? Komorowski – pod fasadą charyzmatycznego przywódcy, kryje się polityk bezbarwny, właściwie drugoligowy, nieprzygotowany merytorycznie do rządzenia (patrz: słynne wpadki). Kaczyński – w zasadzie wszystko mi jedno, czy się zmienił czy nie, to jest polityczny gracz, a nie lider. Będzie bardziej samodzielny od Lecha, ale kosmiczne koncepcje gospodarcze pozostaną.
Oceniając potencjalne szkody, jakie tych dwóch panów może dokonać:
- Komorowski przede wszystkim da carte blanche dla dowolnych posunięć rządu Tuska. To o czym od wielu lat marzy. Ale czy to przyniesie upragnione reformy? Na pewno nie, bo już za rok kolejne wybory, więc Tusk w sondaże będzie patrzył, a pewnie rozda też trochę kiełbasy wyborczej. A po wyborach? Czy nie będzie to tak jak teraz? Jakieś cichutkie posunięcia, podporządkowujące państwo różnych Rychom i Zdzichom?
- Kaczyński – no to będziemy mieli powtórkę z Lecha. Media wjadą na niego natychmiast, psując wizerunek prezydentury w Polsce i za granicą, co bezpośrednio przekłada się na wizerunek Polski. Tusk znowu zacznie przebąkiwać o zmianie konstytucji, na różnych wyjazdach międzynarodowych znów będzie spór o to, kto ma nasz kraj reprezentować.
Ładnie to podsumował Ziemkiewicz: wybieramy tym razem między mafią i sektą.
Komentarze
Śledź komentarze do tego artykułu: format RSS
Powiem szczerze, że 'charyzmatycznej fasady’ Komorowskiego to ja nie widzę. Poznałem gościa przy okazji kampanii w 1997, i od tamtego czasu wydaje mi się dokładnie taki sam – niby patriota, niby bierze udział we wszystkich ważnych wydarzeniach, ale trochę tak jakby owieczka biegająca za wszystkimi, bez żadnych specjalnych zasług, bez specjalnej inwencji – ot, był przy tym. Smutne jest to, że i tak będę na niego głosował… ;)
A co do 'wybieramy tym razem między mafią i sektą’ – mafia przynajmniej umie robić interesy, daje zarobić, rozwija się, a nie tylko doi wiernych jak sekta ;)
Na mnie Komorowski robił kiedyś pozytywne wrażenie. Dobrze mu wychodzą wywiady i ma sporo do powiedzenia, to co przekazuje jest generalnie stonowane, dobrze orientuje się w procedurach ustawodawczych i generalnie w tym jak funkcjonuje państwo. W trakcie wydarzeń smoleńskich niestety wypadł blado – wyszedł brak charyzmy, widoczna miałkość i nieumiejętność przemówień.
Pytanie czy taka reprezentatywność jest kluczowym kryterium wyboru. Wg mnie powinniśmy się trzymać tego co prezydent w Polsce może i na co ma wpływ. Inaczej mówiąc mniej ważne jest jak mówi, a co może zrobić.
Żałuję, że w wybór w drugiej turze to będzie ponownie wybór mniejszego zła. Jednak tego rodzaju wybory są częste w życiu.
A mnie zastanawia jedno – po kiego grzyba wydawane są pieniądze na te wybory? Po co te debaty i obiecanki-macanki, które w rzeczywistości są nie do spełnienia? Mydlenie oczu ludziom, bo i co mnie interesuje, co myśli jeden albo drugi i co by zrobił gdyby ryby… To nie są wybory parlamentarne, a tylko i wyłącznie prezydenckie.
Ten człek winien godnie, z klasą i kulturą reprezentować Polskę, a nie rzucać się i sugerować jaką ustawę zawetuje.
Zresztą – prezydent w Polsce ma za duża władzę, a raczej może dużo namieszać i wstyd Polsce przynieść w zamian nie oferując nic konkretnego.
A dlaczego nie cenisz Muzeum Powstania? Nie powinno być? Czy ktoś inny by to muzeum utworzył? Gdyby to było jedyne osiągnięcie Prez. Kaczyńskiego, to już bardzo dużo. Z innymi Twoimi pogladami też sie nie zgadzam, ale na ten temat teraz już nie ma sensu pisać.
Nie powiedziałem, że nie cenię samego Muzeum. Nie wiem czy ktoś inny by to muzeum utworzył, ale dla mnie zakres zadań prezydenta stolicy, z którego go należy rozliczać jest znacznie szerszy. Oczywiście nie jestem ekspertem od samorządu, nie przyglądałem się dokładnie co robił czego nie, ale jeśli główną zaletą tej prezydentury ma być utworzenie muzeum, jest to zwyczajnie dziwne.
A zgadzać się całe szczęście nie ma obowiązku. :-)
[…] pistolet i powiedział, „dla mnie ciebie zabić, to jak splunąć”. Już wtedy, jeszcze jako fan PoPiSu zastanawiałem się, jak ludzie, którzy mówią o sobie takie rzeczy mają potem tworzyć […]
[…] mniejszym źle pisałem 10 lat temu, komentując drugą turę: Komorowski-Kaczyński. Zadeklarowałem się wtedy jako sierota po POPISie i do tej pory uważam, że to mógł być […]