VrooBlog

VrooBlog

Blurb – moja pierwsza fotoksiążka

niedziela, 23 maja 2010 12:14

Ostatni rok uczy mnie dużo w dziedzinie fotografii cyfrowej. Najciekawsze jest to, że co chwilę odkrywam obszary, których wcześniej nie byłem wcale świadomy. Na przykład fotoksiążki.

Gdy już porobiłem trochę zdjęć, pomyślałem, że warto będzie zamówić odbitki. Jednocześnie nie byłem zadowolony z prezentacji odbitek ze swojego starego aparatu – zdjęcia w formacie 15×10 jedno pod drugim, w albumie strona za stroną są nudne. No a ręczne podpisywanie to już w ogóle XIX wiek. Pomyślałem, że będę zamawiał większe odbitki i poszukam albumu do wklejania. Przeglądałem jednak Allegro i całkiem przypadkowo znalazłem coś co nazywa się „fotoksiążką”. Zamiast robić odbitki, robi się od razu książkę. Od razu stwierdziłem, że to coś dla mnie.

Większość fotoksiążek przygotowuje się następująco: ściągamy program, do którego wrzucamy zdjęcia i układamy je w różnych szablonach, potem gotowy plik wysyłamy do firmy, ta zaś nam drukuje fotoksiążkę. Nie jest to tanie. Książki na papierze fotograficznym kosztują koło 200 złotych, tańsze są na papierze normalnym.

W Polsce jak się okazuje popularne są fotoksiążki firmy CEWE, które można zamówić np. w Empikach czy Foto Jokerze. Ja zdecydowałem się na amerykańską firmę Blurb, która w stosunku do CEWE ma konkurencyjne ceny, a przesyłka do Polski kosztuje 5 euro. Blurb jest dosyć popularny wśród uczestników forów fotograficznych, istnieje nawet grupa na Flickrze, gdzie ludzie dzielą się swoimi doświadczeniami. Jeśli ktoś chce, może nawet na swoich albumach zarabiać, bo każdą wrzuconą książkę można wystawić na sprzedaż.

Sprzedawał nic nie będę, ale doświadczeniem się podzielę.

Na pierwszy ogień poszło ponad 200 zdjęć z Berlina z listopada ubiegłego roku. Blurb daje program BookSmart, dzięki któremu możemy sobie ułożyć w różny sposób te zdjęcia i ewentualne podpisy. Dość łatwo można robić własne szablony.

Wygląd programu Book Smart

Zrobiłem (co mi zajęło ładnych parę godzin), wysłałem i zapłaciłem 130 złotych z przesyłką do Polski. Te 200 zdjęć zmieściło mi się na 90 stronach formatu 20×25. Wybrałem też twardą okładkę z obwolutą i zwykły papier (135 gram). Różne opcje są w cenniku Blurba. Najtaniej wychodzi jeśli wybierzemy ceny w funtach, choć przeliczanie na euro przy płatności kartą częściowo i tak to niweluje.

Po ponad 2 tygodniach od zamówienia książka dotarła.  Modny ostatnio „unboxing” udokumentowałem zdjęciem:

Okładka książki Blurb po rozpakowaniu

Pierwsze wrażenie jest niesamowite – za cenę niewiele większą niż w księgarni mam swój własny album.

Strona albumu blurb

Drugie wrażenie już nie jest takie idealne.

Przede wszystkim porażką jest rozdzielczość. Raster jest bardzo duży, brzydki i nieregularny. Widać to szczególnie na zdjęciach, które w oryginale były ciemne i trochę zaszumione. Przykładowy fragment fotki z berlińskiego S-Bahn:

Fragment zdjęcia dość ciemnego i z szumem, który jednak jest niewidoczny przy zmniejszeniu

Zaraz, gdzie ten szum? W zmniejszeniu go nie widać. Ale niestety Blurb sobie z tym nie poradził:

Przykład wyraźnego rastra z albumu

Niektóre zdjęcia wyglądają jakby były robione komórką, a nie lustrzanką. Z drugiej strony jeśli patrzymy na zdjęcia z pewnej odległości, nie jest aż tak źle.

Można powiedzieć, że jakość wydruku jest podobna jak w drukowanych magazynach. Będzie to oczywiście uproszenie, bo te różnią się między sobą, choćby też papierem. Dlatego porównałem fotoksiążkę Blurb z trzema pismami:

  • Teraz Rock – Blurb ma podobną rozdzielczość, papier lepszy
  • Newsweek – Blurb ma lepszą rozdzielczość i papier (Newsweek ma miejscami duże przebarwienia i przebicia – efekt cienkiego papieru)
  • NPM (Magazyn turystyki górskiej) – podobna rozdzielczość i papier.

Różnicę stanowi jednak ten raster – w gazetach jest bardziej regularny i mniej widoczny. Dlatego też zdjęcia z Teraz Rocka i NPM wydają się ostrzejsze.

Trochę uwag miałbym też do koloru – chyba za mało czerwonego, za dużo żółtego, niebieski ma zielonkawy odcień, którego nie widziałem u siebie na komputerze – tu oczywiście winę może ponosić kalibracja mojego monitora.

Czy zamówię kolejną książkę? Mam dylemat. Bo album mimo podanych wad stanowi wspaniałą pamiątkę i zaglądał do niego będę chętniej niż do pojedynczych odbitek. Czy polscy producenci (np. CAWE) mogą mieć lepszą jakość za te same pieniądze? Głosy z forów dyskusyjnych mówią jasno: nie ma szansy.

Może po prostu za dużo wymagam? Z paru wybranych fotek mogę sobie zrobić duże odbitki i cieszyć się jakością, a tutaj jest po prostu książka, w której nie ma sensu dawać 5 zdjęć na stronę, lepiej jedno duże. No i dobór zdjęć powinien być bardziej restrykcyjny – już wiem mniej więcej co wypada słabo.

Inne polskie recenzje serwisu Blurb.com:

A czy Wy macie jakieś doświadczenia z fotoksiążkami? Będę wdzięczny za komentarz.

Komentarze

Śledź komentarze do tego artykułu: format RSS

  1. ndemi

    A jaką rozdzielczość miałeś zdjęć? Zrobiłam u nich dwa albumy i nie mialam takich problemów. Tylko ze ja przygotowałam foty w 300dpi.

  2. Vroo

    Nie konwertowałem osobno zdjęć do 300dpi, po prostu wstawiałem wywołane jpg.

  3. Rob

    Coś tam gdzieś tam słyszałeś. Powinieneś zainteresować się drukiem. Są różne metody druku. Twoja była cyfrowa. O ile się nie mylę lepsze gazety typu Twój Styl drukuje się offsetowo, dzienniki na maszynie rolowej, itd itd itd. Maszyny offsetowe dzielą się na jednoprzebiegowe i cztero. Porównywanie druku offsetowego do cyfrowego ma dokładnie taki sens jak fotografii na diapozytywie do cyfry. Niebo a ziemia. No i dodatkowo dochodzi elementarny brak wiedzy na temat fotografii cyfrowej. Wysyłanie niewiadomo jakich plików (jpg)w niewiadomo jakiej rozdzielczości bez uwzględnienia profilu maszyny drukującej skutkuje tym, że album nie nadaje się nawet do…

  4. Błażej

    Rob, jesteś moim mistrzem :)

Zostaw komentarz

W komentarzu można (choć nie trzeba) używać podstawowych znaczników XHTML.


Jak stąd uciec?

Najedź kursorem nad linka aby przeczytać opis...

Moje - prywatne: