VrooBlog
Archiwum bloga na luty 2010.
Dzieci niebios
Są i inne światy. Te, w których zagubione buty oznaczają całe życie.
Konstrukcja filmu jest najprostsza z możliwych. I łatwa do wyobrażenia. Przecież bardzo podobną historię, w której dwóch braci wymieniało się butami i chodziło na zmianę do szkoły opowiadała mi moja babcia. Takie były realia życia przedwojennych wsi w Polsce B.
Tę inność w „Dzieciach niebios” widzimy na dwa sposoby. Po pierwsze z perspektywy dziecka, po drugie – z perspektywy biedaka w dzisiejszych czasach.
Patrzymy na świat z dziecięcą logiką. Zdajemy sobie sprawę, że ojca jest pewnie stać na buty, a nagrodę za pierwsze miejsce można sprzedać, ale nie ma to w tym momencie najmniejszego znaczenia. Bo skąd ma o tym wiedzieć dziewięciolatek?
A pogoń za zgubioną tenisówką? Może i efekciarskie, ale ileż w tym autentycznych emocji i determinacji dzieciaka, któremu zawalił się świat? Każdy kto był dzieckiem (a kto nie był!?) przypomni sobie doskonale momenty, w których zdawało się, że już nic gorszego nie może się zdarzyć. Dzisiaj się z tego śmiejemy.
Konfrontację biedy z bogactwem pokazano w sposób olśniewający. Gdy mały bohater ze swoim ojcem wyjeżdzają ze swojej ubogiej dzielnicy i ruszają w świat autostrad, biurowców, ekskluzywnych willi. Nagle orientujemy się, że to XXI wiek. Że Teheran to nowoczesna metropolia. Nie ma tu podtekstu ideologicznego (w domyśle: lewicowego). Przypominają mi się włoskie czarno-białe filmy z lat 50. Wielki świat. Wyzysk, bogactwo, bieda – i dziecko rzucone w ten wir „walki klasowej” – bo wtedy film stanowił narzędzie walki propagandowej. Masy robotnicze chodziły do kina, komuniści walczyli o zwycięstwo w wyborach.
Nie, film nie epatuje różnicami ekonomicznymi i nie każe nam współczuć biednym z powodu ich ubóstwa. Po prostu pokazuje inny świat, w którym bohaterowie czują się niepewni i przytłoczeni. A widz razem z nimi.
Gdzieś zupełnie umyka fakt, że „Dzieci niebios” to film irański. Że niby islam, fanatyzm, ucisk kobiet. Religia pojawia się gdzieś na marginesie, ot gdy widzimy ojca bohatera, który przygotowuje się do święta.
Cieszę się, że mogłem zobaczyć ten film i że są kina, które takie starocie przypominają.
Film „Dzieci niebios” obejrzany w kinie Luna na początku 2005. Napisałem wtedy recenzję na bloga i zapomniałem o niej na pięć lat. :-)
7 tygodni bez – 3 lata później
Pisałem w lutym 2007 o akcji „7 BEZ”, która miała promować robienie postanowień wielkopostnych. Wtedy coś sobie postanowiłem, nawet tam wysłałem, ale o całej sprawie zapomniałem.
Dzisiaj trafiłem na stronę 7bez.pl ponownie. Poczytałem sobie parę artykułów, zobaczyłem że akcja nadal aktywna i nadchodzą zgłoszenia. I zacząłem się zastanawiać, a co też mogłem wpisać te 3 lata temu… Po czym popatrzyłem na górę strony i oniemiałem. W dymku znajdowało się moje postanowienie.
Szybko sprawdziłem. Cytaty losowane są z listy kilkuset postanowień opublikowanych na stronie w latach 2007-2009. Przy kolejnych odświeżeniach nie powtarzają się. Szansa żebym to zobaczył wynosiła 1/500. Przypadek?
Jak kupowałem gry w sklepach internetowych
Gdzieś w połowie ubiegłego roku stwierdziłem, że kupię sobie trochę gier. Głównie takich, które już wcześniej znałem – czyli mniej czy bardziej starych. Ruszyłem więc na zakupy. Oto moje doświadczenia z trzema sklepami.
3 kropki
3kropki.pl to pierwszy sklep i jedyny, z zakupów w którym byłem zadowolony. Zamówiłem, coś tam w formularzu płatności nie zadziałało, bo musiałem część dopłacić przelewem – ale szybko odpisali na wysłanego maila, parę dni później miałem paczkę.
A czym mi podpadli? Jakiś czas później poszedłem do nich po kolejne gry. Opis Wiedźmina mieli jednak taki, że nie mogłem dojść, jaka to jest wersja. Wysłałem maila. Zero odpowiedzi.
Gram.pl
Sklep Gram.pl miał i rzeczonego Wiedźmina i parę innych tytułów, niewiele myśląc złożyłem zamówienie. Dwa tygodnie milczenia. W końcu poszedłem do sklepu, jaki mają w Warszawie przy metrze Centrum i kupiłem to samo. Po co zamawiać przez Internet?
Cenega
Sklep Cenega.pl ma sporo gier taniej niż gdzie indziej. Cenega jest polskim wydawcą wielu gier, więc może sobie na to pozwolić. Zamawiałem dwa razy, płacąc od razu. Dwa razy wysyłka miała być w ciągu 24 godzin, a najtańszy sposób dostawy to kurier. W obu przypadkach zamówienia realizowali przez 2 tygodnie i dopiero po tym gdy ich popędziłem mailowo. Koleżanka, która miała płacić przy odbiorze od paru tygodni nie ma żadnego sygnału.
Zastanawiam się, dlaczego polskie sklepy z grami wypadają tak beznadziejnie pod względem realizacji i obsługi. Nie spotkałem się z tym np. w przypadku księgarni internetowych. Czy to taka liczba zamówień, że się nie wyrabiają? Czy niskie marże, które zmuszają do zatrudniania tanich i kiepskich pracowników?
Gry na peceta są obecnie dość tanie. Nowości w okolicach 100-150 złotych, po roku w tej cenie są edycje kolekcjonerskie, a jeszcze po roku czy dwóch ceny spadają do 50 czy 20 złotych. To nie jest wiele, jeśli zestawimy z liczbą godzin, jakie można przy takiej grze spędzić. Dlatego, jeśli nie pędzimy za najnowszymi tytułami, to można naprawdę tanio pograć. Trzeba jednak najpierw pomęczyć się ze sklepami.