VrooBlog

VrooBlog

Związki i pieniądze

piątek, 28 sierpnia 2009 15:15

Na blogu Aleksa Barszczewskiego toczy się ciekawa dyskusja na temat „Zarobki a związek”. Alex postawił dość kontrowersyjną tezę. Według niego, partnerzy nie powinni wiedzieć ile nawzajem zarabiają. Związek nie będzie mniej romantyczny bez takiej informacji, a skupienie się na pieniądzach może wręcz zaszkodzić. Dla autora ważniejsze są dwie rzeczy:

  1. Czy partner potrafi się samodzielnie utrzymać, niezależnie od zarobków. Osoby, które nie spełniają tego warunku radzi odrzucać na początku, nie należy bowiem mylić związku i działalności charytatywnej.
  2. Na ile partner może partycypować we wspólnych wydatkach – a w przypadku gdy nie może, czy jest w stanie się z tym pogodzić.

Jeżeli w tym aspekcie jest miedzy nami duża dysproporcja, która uniemożliwia lub poważnie utrudnia partycypację drugiej osoby np. w kosztach wspólnych wyjazdów, to po prostu taktownie uświadamiam partnerkę, że mamy wystarczające zasoby, aby to przeprowadzić i nasze przedsięwzięcie należy właśnie potraktować jako wspólne wykorzystanie tychże zasobów. Życia nie możemy przecież sprowadzić do tak banalnej kwestii jak pieniądze i równych “składek” !!

Komentarzy pod artykułem pojawiło się wiele, pokazywano choćby ograniczenia takiego modelu do związku przed założeniem małżeństwa., wzięciem kredytu – przecież jeśli dwie osoby biorą wspólny kredyt to muszą wiedzieć jakie mają zasoby i możliwości.

Ale na przykład we wspólnym gospodarstwie ma chyba sens wydzielanie funduszu wspólnego (rodzina, dzieci, mieszkanie, utrzymanie) i własnego (hobby). Jeśli żona czy mąż chcą sobie sprawić jakiś kosztowny prezent, mogą to robić w ramach swoich zarobków. Z drugiej strony czy małżeństwo to związek ekonomiczny i finanse mają mieć podstawową rolę? I jeśli taka żona pójdzie na urlop macierzyński (o czym pan Alex nie wspomina, gdyż jego małżeństwo się rozpadło, a sam preferuje „wolne” związki), to ma sobie już nic nie kupować?

Inna sprawa, że umiar jest czasami bardzo potrzebny. Są ludzie obsesyjnie zajęci zarobkami innych. Dowiadują się o nie, dopytują, porównują i wyciągają różne karkołomne wnioski. Pewna koleżanka przy ocenie różnych kandydatów na faceta na podstawowym miejscu stawia zarobki. I opowiada o nich naookoło. Ten fajny, ale mieszka na zadupiu i ma tylko dwa tysiące, ten ma cztery i pół tylko że się nie podoba, a ten dziesięć i dwa mieszkania, ale trochę podejrzany. Historie, że ktoś z biura zarabia więcej, a nic nie robi to też normalka.

Na drugim biegunie są świetnie zarabiające singielki, od których faceci uciekają, bo jak to może być, że on ma mniej od niej. Tutaj ukrywanie zarobków się bardzo przyda, choć do czasu, bo kiedyś przyjdzie je pokazać i co wtedy?

W sumie racja. Wybór męża/żony, to też decyzja ekonomiczna. Ja na przykład nie wyobrażam sobie życiowego związku z ofermą życiową, która wciąż narzeka że zarabia za mało, bo … (i tu fala wyjaśnień i wymówek). Tyle, że to nie jest kwestia określonych kwot na miesiąc, a raczej podejścia do pracy jako źródła pieniędzy. Źródło to zazwyczaj niezbędne, ale nie powinno decydować o naszym życiu.

Komentarze

Śledź komentarze do tego artykułu: format RSS

  1. gadam-do-kota

    Moim zdaniem w doborze partnera strona finansowa nie powinna być istotnym kryterium. Są wazniejsze rzeczy, takie jak wrazliwość i inteligencja. Wolę kogoś z tymi cechami, kto będzie niezaradny życiowo niż garniturkowca z korporacji, który mnóstwo zarabia, ale jego głównym celem życiowym jest czołowe miejsce w wyścigu szczurów. No i nie rozumiem określenia „oferma życiowa”….

  2. gadam-do-kota

    Sorry, może trochę za ostro napisałam, ale ocenianie kogoś po stanie konta i możliwosciach zarobkowych niestety kojarzy mi się z określonym stylem życia i typem osoby, który mnie ostatnio wybitnie mierzi. Nie zakładam, że Ty do takich osób należysz :)

  3. Vroo

    Kariera garniturkowca może szybko wzrosnąć i równie szybko upaść. Człowiek zwolniony z korporacji, gdy pójdzie do normalnej firmy gdzie zarobi 2x mniej, może sobie nie poradzić.

    A co do oferm – chodzi mi o ludzi narzekających na wszystko, wszystkie życiowe niepowodzenia przypisujący innym, wszędzie widzących przeszkody. Samo przebywanie z takimi ludźmi mnie męczy, a co dopiero wspólne życie.

    Strona finansowa jakimś kryterium powinna być, choć pewnie nie przy wyborze, a przy tym czy chce się zostać razem dłużej – to jak ktoś sobie radzi z pieniędzmi jest moim zdaniem bardzo ważne. Nie chciałabyś być z kimś, kto może i zarabia dużo, ale i szybko to wydaje, albo wręcz przeciwnie widzi mu się wiszenie na Twoim utrzymaniu.

  4. sz-y

    moim skromnym zdaniem- pieniądze nie mają żadnego znaczenia.

    bo gdyby było inaczej- to trzeba by było np- rozstać się z osobą, która nie jest w korpo i zarabia teraz 2 razy mniej.

    wiadomo- pieniądze ułatwiają życie,
    ale na dłuższą metę- nie ma to znaczenia.

    a mnie od czasu do czasu- podoba się pomysł- takich dni rozrzutności, żeby wydać czasem jakąś kasę, na coś może nie do końca praktycznego, ale taką zachciewajkę.

    i chyba bardziej podobałoby mi się- takie swobodniejsze podejście, niż rozliczanie i mierzenie wszystkiego- co do grosza.

    i co to znaczy- nie przy wyborze, ale przy zostaniu na dłużej?
    albo się chce z kimś być- nawet na krótko, albo wcale się nie chce.

  5. xxjthxx

    W długotrwałym związku pieniądze są wg mnie bardzo istotne. Inteligencja i wrażliwość są ważne, ale wg mnie związek jest po to żeby coś budować i tworzyć wspólnie – czy to będzie kwestia dzieci, czy dom, czy oszczędzanie na samochód. A żeby budować potrzebne są niestety pieniądze i pod tym względem najlepiej jakby była wspólna akceptacja stron co do sposobu zarządzania pieniędzmi. Frustrującym może być fakt dla jednej ze stron, że dokłada ona do „wspólnego” znacznie więcej niż druga strona. Pół biedy jeżeli dysproporcja jest niezawiniona (np. akurat ta druga straciła pracę albo gorzej się wiedzie), gorzej jeżeli są to czynniki osobowościowe typu lenistwo, szukanie wymówek, nieporadność, rozrzutność czy zwykła głupota…

Zostaw komentarz

W komentarzu można (choć nie trzeba) używać podstawowych znaczników XHTML.


Jak stąd uciec?

Najedź kursorem nad linka aby przeczytać opis...

Moje - prywatne: