VrooBlog

VrooBlog

Dzieci, nie zbierajcie truskawek!

poniedziałek, 2 listopada 2009 23:45

Przykład, jak media i tzw. obrońcy praw człowieka potrafią jednoznacznie zinterpretować niejednoznaczną rzecz. Dzisiejszy Onet donosi: Największy detalista wykorzystywał 5-latki!. Chodzi o amerykański Walmart i jednego z jego dostawców, który dostarczał jagody. Mrożące krew w żyłach szczegóły:

Na jednym z gospodarstw firmy Adkin urzędnicy przeprowadzający w lipcu niezapowiedzianą kontrolę odkryli czworo dzieci zatrudnionych do zbierania jagód. Najmłodsze z nich, 5-letnia Suli, pracowała przy zbiorach razem z braćmi i rodzicami. Czwarte dziecko, 11-letni chłopiec powiedział, że zbiera owoce już od 3 lat.

No i oczywiście oburzenie, dementi, wycofywanie się:

Po ujawnieniu skandalu Walmart oraz dwie inne sieci supermarketów, Kroger i Meijer zawiesiły współpracę z firmą Adkin. – Walmart nie kupi niczego od firmy Adkin do czasu wyjaśnienia sprawy przez naszą komisję ds. etycznych – powiedział przedstawiciel firmy.

Ale zaraz. Ktoś z czytelników Vroobloga urodził się na wsi, albo ma tam rodzinę? Bo ja tak. Jak miałem 6-7 lat, jeździłem z rodzicami na wieś i jeśli akurat było zbieranie truskawek, pomagaliśmy im. Wiadomo, że taki gnojek jak ja mało co uzbierał, ale dla mnie coś takiego to była w sumie frajda. Pamiętam też zatrudnianie ok. 12-13 letnich dzieciaków, które nie miały u siebie zbiorów, a chciały po prostu zarobić sobie na kieszonkowe – wiadomo że nie wszędzie się przelewa. Płacono im tyle co dorosłym. Czy to było wykorzystywanie?

Jest i było normalną rzeczą na wsi, że przy pracach gospodarczych zawsze pomagała cała rodzina. Wszyscy pracowali razem, przebywali razem. Dzieci uczyły się pracy, uczyły się, że praca nie jest jakimś balastem, a trwałym elementem życia.

Tak było od zawsze.

Dopiero XIX wiek i epoka industrialna przyniosły czarny mit dziecka pracującego za głodowe stawki w kopalni, bo korytarze były tak wąskie, że dorośli nie mogli się dostać. Fakt, dobrze im nie było, ale czy dziś nie jest to bardziej już anegdotyczne?

Oczywiście pamiętam swoją babcię, która co roku opowiadała historię o tym, że ukończyła tylko 5 klas, bo ojciec nie chciał jej wysłać do szkół i wolał żeby pracowała. Ale teraz w erze powszechnej edukacji, nie ma już takiego zagrożenia. Dlaczego dzieci nie mogą pomagać swoim rodzinom, w tym czym te rodziny się zajmują? Prawo powinno wyłącznie interweniować w przypadku patologii.

Komentarze

Śledź komentarze do tego artykułu: format RSS

  1. sz-y

    mnie bardziej przeraża pomysł niektórych rodziców, żeby dzieciom płacić za wykonywanie domowych obowiązków.
    chcą dać im kieszonkowe- niech dadzą, nie chcą -to nie.
    a nie w ramach kieszonkowego- płacą dzieciom za to, że te wrzucą śmieci, czy pozmywają naczynia…

  2. ja

    A moja sąsiadka wspominała, że w dzieciństwie mogła robić nagorszą robotę w polu, żeby tylko nie kazali jej iść do szkoły. Ten świat zmierza w złym kierunku.

  3. JJ

    Witam,

    Ze swojej strony pragnę dodać, że w takim razie moi rodzice mnie wykorzystywali niepomiernie, jako że kiedyś np. warunkiem kupienia mi bardzo drogich klocków lego, było wyplewienie przeze mnie ogródka, co bardzo chętnie zrobiłem:)
    Co do płacenia mi za domowe obowiązki – kiedy miałem jakieś 14 lat powiedziałem, że będę sprzątał mieszkanie zamiast naszej sprzątaczki, za te same pieniądze. Moi rodzice na to jak najbardziej poszli i w ten sposób troszkę poduczyłem się porządku:) W zbiorach też jak najbardziej brałem udział – mając 10 lat – i miałem z tego tak cholerną frajdę, że do dzisiaj to pamiętam. Cała moja rodzina mieszkająca na Mazurach jest zresztą patologiczna jeśli tak sprawę weźmiemy – bo tam dzieci od zawsze zbierają grzyby i jagody, żeby je sprzedać na targu i podratować budżet rodziny
    Pozdrawiam

    JJ

Zostaw komentarz

W komentarzu można (choć nie trzeba) używać podstawowych znaczników XHTML.


Jak stąd uciec?

Najedź kursorem nad linka aby przeczytać opis...

Moje - prywatne: