VrooBlog
Magiczne powroty
Piosenki Marka Grechuty to dobra muzyka na nocne i poranne powroty z imprez.
Po pierwsze przywracają równowagę. Za dużo decybeli w uszach, za dużo dymu w płucach, za dużo alkoholu w żyłach. Bogate, a jednocześnie proste angażują i udowadniają, że nie ma piękniejszego połączenia polskiej muzyki i poezji w ostatnim stuleciu.
Po drugie – Grechuta w dziwny sposób sprawia, że inaczej postrzega się otaczającą rzeczywistość. Jako taką … mniej poważną? Nietypową? W krzywym zwierciadle?
Wracałem tak w sobotę. Ostatni kurs. Wsiadłem na pętli przy Dworcu Centralnym, parę minut jeszcze do odjazdu, w słuchawkach płyta „Korowód”.
Naprzeciw mnie usiadł pan w wieku około 50 lat i o minie zdradzającej cierpienie u pewnego gatunku ludzi. Są to ci, którzy nie mają samochodu lub akurat nie mogą z niego skorzystać – a na taksówkę ich nie stać. No a w pewnym wieku nie wypada jeździć komunikacją miejską – jeśli tak podróżujesz, to robisz wrażenie biedaka. Siedział i cierpiał, bo autobus był pełen młodych ludzi też wracających i zachowujących się raczej głośno. Kto go skarał na takie towarzystwo? Dlaczego po prostu nie może sobie pojechać, jak ludziom w takim wieku przystało?
Cierpienie pogłębił jego towarzysz. Obok usiadł włóczęga. Określenie włóczęga jest lepsze niż bezdomny, bo nie wiem czy ten pan bezdomnym był – wyglądał za czysto i nie śmierdział. Za to miał długą siwą brodę, czapę, taki typowy sweterek z darów i niezliczoną liczbę siatek. Nic by nie było w tym dziwnego, gdyby z jednej z siatek ten pan nie wyciągnął … wielkiego pluszowego misia. Podniósł go na wysokość twarzy i zaczął do niego mówić. Po chwili … miś zaczął mu odpowiadać. Nie, nie wypiłem za dużo piwa tego wieczoru. Miś był z gatunku gadających i miał wbudowany wierszyk Jana Brzechwy: „Proszę Państwa, oto miś. Miś jest bardzo grzeczny dziś…” Momentalnie w autobusie zrobiło się cieplej. Prawie wszyscy uśmiechnęli się do misia i nawet dresiarze nie wyglądali już zbyt groźnie. Poza sąsiadem, który cierpiał jeszcze bardziej – patrząc na włóczęgę, patrzono również na niego.
Mówiąc o dresiarzach. Obok mnie od jakiegoś czasu siedział młody człowiek, który pokrzykiwał przez telefon i do kumpli w autobusie: „Ja, Mazi I Srol Już Do Ciebie Kurwa Jedziemy. Zaraz Wypad I Będzie Zwałka.”. Po występie misia wszedł w polemikę z włóczęgą, który na zaczepki reagował z filozoficznym spokojem, że woli rozmawiać z misiem i że ten jest dla niego za młody na dyskusje. Sąsiad włóczęgi nadal cierpiał.
To wszystko działo się na pętli na Dworcu Centralnym. Autobus ruszył, przy Metrze Centrum wysiadł dresiarz, przystanek dalej włóczęga, na Saskiej – z wyraźną ulgą – starszy pan – i powrót już normalny. Grechuta dalej grał, a ja syciłem się zadowoleniem z minionego dnia.
Komentarze
Śledź komentarze do tego artykułu: format RSS
A miś wyglądał właśnie tak :-)
MISIE RÓZNIA SIE TYM ZE KRZYŚ STOI A ANTOŚ SIEDZI
:D
Też kiedyś będziesz siedział. :P
Hmm, tak sobie pomyślałem teraz. Długa broda… Czapa… Miś… Może to był św. Mikołaj po robocie?
Aż mi się ciepło zrobiło :)
Kurczę, wiele razy wracałem nocnymi, ale takiego fajnego powrotu to nigdy nie miałem. Słodkie. :)
Warszawskie nocne to w ogóle mają klimat… Kiedy ostatnio wracałem ostatnim w kierunku Pruszkowa, to w zasadzie była w nim nieustająca imprezownia, włącznie z napojami i krążącym talerzem pierożków/sth.
http://www.pasazer.blog.pl