VrooBlog
Pokolenie?
„Śpij dziecino, śpij kochanie, jak dorośnisz, kim zostaniesz?”
Ewa (skromna blondynka) i Kasia (wystrzałowa brunetka) robią oligo. Czyli podyplomowe studia z oligofrenopedagogiki, zwanej dawniej pedagogiką specjalną. Jak będą miały dyplom w ręku, to rzucą tę cholerną pracę w podolsztyńskim ośrodku dla upośledzonych za 1200 brutto. Wtedy szkoły i ośrodki będą się o nich bić.
Kasia niedawno porzuciła Rezerwat. To potoczna nazwa firmy odzieżowej. Kiedy Kasia tam pracowała, wyciągała 1500 złotych na rękę. Była sprzedawcą w sklepie firmowym. Od rana do wieczora.
Po pracy kłóciła się z mężem, o ile jeszcze nie spał. Potem płakała w łazience. O seksie zapomnij. Rano już go nie było, ona szła do Rezerwatu jak robot. Plan sprzedaży do wykonania (3 tys. dziennie), zebrania w dni wolne, rankingi sprzedawców. Raz usłyszała: nisko upadłaś. Bo spadła w rankingu o kilka miejsc. Kierowniczka ciągle ją dźgała, że trzeba zaczepiać klientów. „Czy mogę pani pomóc?”, „Czy mogę pani pomóc?”.
– Sama niech sobie pani pomoże – poradziła klientka, którą Kasia zaczepiła z pięć razy. I chyba to zdanie miało siłę sprawczą. Odeszła, odżyła.
– Czyli perspektywy awansu są – mówię.
– Tak, bo jeden przedstawiciel umarł, miał chorą trzustkę.
Reportaż w GW: „Pokolenie 1200 Brutto”.
Profesor socjologii Barbara Fatyga: – Pan wcale nie widział „pokolenia”, tylko grupę ludzi, która być może tak się nazwała. Mnożenie pokoleń jest potrzebne mediom, a nie socjologom.
Komentarze
Śledź komentarze do tego artykułu: format RSS
Moja mama kończyła oligofrenopedagogikę. Pracowała w poprawczaku, szkole specjalnej, potem w domu dziecka. Dzięki pracy w trudnych warunkach zawsze miała dodatek (nie pamiętam 2- lub 30%), więc jak na nauczyciela zarabiała całkiem nieźle. Do tego (praca państwowa) dochodziło coś za jakąś specjalizację i tak się uzbierało pewnie całkiem sporo :)
No comment.
Ja tylko jestem w stanie wyrazić swój podziw dla osób, które są w stanie przeżyć za taką kwotę. Dopiero widzę, jakie mam szczęście, że zarabiam sporo więcej. Na same rachunki wychodzi mi jakieś 700 zł miesięcznie, a gdybym zarabiała 1200 brutto, to gdzie jedzenie, gdzie ubranie? Fakt, żeby żyć, nie trzeba mieć internetu, komórki, kablówki, nie trzeba nigdzie wychodzić, kupować ksiązek, płyt, biletów do kina itp. – ale co to za życie zmuszające do rezygnacji ze wszystkiego?! Przygnębia fakt, że pracodawcy w ogóle ośmielają się proponować pracownikom taką sumę – ale w mieście takim jak moje, z którego pochodziła chyba większość przykładów opisanych w artykule, to jest na porządku dziennym, bo pracy nie ma i ludzie łapią wszystko, co dostaną. I między innymi dlatego nadal jeszcze tkwię w swoim zakładzie pracy – bo boję się, że wszędzie indziej zaoferowaliby mi 1200 brutto albo niewiele więcej…
Warto zaznaczyc, ze w koncowce artykulu bylo napisane cos pokrzepiajacego: ze jesli towarzysza nam upor i determinacja, to mozna sobie poradzic i do czegos dojsc. Ja bym jeszcze dodal wyobraznie jesli chodzi o to, ile mozna zarobic (czyli: nie oczekiwac zlotych gor).
Nie lubie zmuszania ludzi do wybierania tych kierunkow studiow, „po ktorych jest praca”, bo ci ludzie nie pozostaja wtedy zgodni ze swoimi zainteresowaniami i marzeniami. Ubocznym efektem takiego procesu jest potem duza liczba „specjalistow” z papierem, ale bez motywacji i serca w tym, co robia…
Moja siostra też pracowała w Rezerwacie. :)
sprzedawca i tzw. 'rzoedstawiciel handlowy’ to chyba jedne z najbardziej wymagających zawodów. pracowałem z tymi ludźmi i wiem, że mają qrewsko ciężki kawałek chleba. Ja bym tak nie umiał. Często ich podziawiam i wcale nie zazdroszczę.
Zgadzam się jednak z fatyga, że to żadne 'pokolenie’ – to tylko grupa zawodowa.