VrooBlog

VrooBlog

Cztery kościoły w Krakowie

wtorek, 8 sierpnia 2006 00:49

Kraków to miasto kościołów. Zwiedzając Stare Miasto i przyległości co chwilę na jakiś trafiamy. Większość czynna, na co wskazują godziny nabożeństw. Niektóre bronią się przed zalewem turystów, otwierając dla nich tylko część wnętrza – inne stoją tak jakoś na uboczu, że turyści do nich nie zachodzą.

Jeśli jesteś w Krakowie, nie miej nawet nadziei, że odwiedzisz wszystkie; to plan zakrojony na lata. Na pewno warto spokojnym krokiem zajść do tych, które akurat przykują naszą uwagę. Lub odwrotnie, do tych niepozornych, zdałoby się przycupniętych gdzieś na boku. Można tylko dla siebie dokonać odkryć, które pewnie już dawno zostały opisane, co jednak nie zmniejsza ich wartości dla nas samych.

Kościół pierwszy: Franciszkanów przy placu Dominikańskim. Wszedłem w niefortunnym momencie – właśnie zaczynało się nabożeństwo, a ja nie mogłem zostać, spieszyłem się bowiem na klubowe scrabble. Już miałem wychodzić, gdy uderzyły mnie dwie rzeczy. Najpierw – przeczyste Ave Maria wykonywane przez solistkę. Śpiew z gatunku tych, które dobijają się do dna duszy i każą zapominać o wszystkim, co gnębi. A potem – uniosłem głowę i stanąłem w miejscu, urzeczony. Bo mój wzrok zatrzymał się na słynnym witrażu Wyspiańskiego: „Bóg Ojciec – stań się”. Akurat wtedy, na krótko przez 17, światło przedostało się prosto przez ten witraż na główną nawę kościoła. Stałem dobrą minutę w tym świetle pełen trwogi (!) przed majestatem Stwórcy, który w ten sposób się ukazał: nierealny, ogromny, poruszający się. Dopiero początek Mszy świętej wygonił mnie na zewnątrz.

Zastanawiam się, a może powinienem był zostać? Może to był znak, który miał zwiastować jakąś przemianę? Przecież nie wyglądało na to, aby te zjawiska świetlno-muzyczne kogoś jeszcze z ludzi będących w środku tak poruszyły.

Słuchaj Boga - plakat

Może rzeczywiście warto słuchać? Drugiej okazji nie będzie.

Kościół drugi: świętej Katarzyny na Kazimierzu. Godzinę wcześniej byłem w katedrze wawelskiej. Rozczarowała mnie. Tłumy turystów, mieszające się języki przewodników, nawoływania wycieczek, krzyk dzieci, tupoty butów o posadzkę, błyski fleszy, choć niby nie wolno. I kaplice, które miały być perłami renesansu i baroku, a są zaciemnionymi klitkami, do których nie można nawet wejść.

I jaka ulga! Kilkaset metrów od Wawelu jest kościół, w którym można odetchnąć. Gdzie się podziały tłumy? Więcej ludzi było u Paulinów na Skałce, więcej w kazimierskich synagogach i lokalach. Świętą Katarzynę jakoś pomijali, choć budynek to dosyć spory, wzorowany zresztą na kościele Mariackim.

Oświetlone sklepienie

Kolejna ulga. Jasno! W tym kościele króluje światło. Przedostaje się przez wąskie okna, odbija od sklepienia, zaczarowuje złotymi promieniami barokowy ołtarz i prezbiterium… Siedziałem parę minut i kontemplowałem samo światło, które robiło wrażenie, że jest tam chyba od zawsze.

Krużganki

Do kościoła przylegają krużganki klasztoru Augustianów. Tutaj już krakowska magia przenosi o kilkaset lat wstecz. Poczuć się można jak braciszek augustianin, który właśnie niespiesznym krokiem zmierza na kompletę… Chyba najbardziej współczesnym elementem były doniczki z kwiatami. :)

Kościół trzeci: św Marcin, przy Grodzkiej. Przyciągnął mnie dźwięk organów. W środku może 3 osoby, po stroju jednej z nich szybko zorientowałem się że to kościół protestancki, o czym świadczył też niezwykle skromny wystój wnętrza. Usiadłem w ławce, zasłuchałem się i czytałem jednocześnie wyłożone broszurki, z których wynika, że ze słynną polską tolerancją nie było tak jak chce mit. Krakowskim ewangelikom wielokrotnie palono kościoły, przez prawie 200 lat musieli się spotykać na wpół konspiracyjnie, dopiero w 1816 roku dostali od władz Rzeczypospolitej Krakowskiej ten akurat kościół, który stał pusty. Smutne te historie.

Kościół czwarty: św. Andrzeja, również przy Grodzkiej. Idzie się Drogą Królewską, mija setki turystów, na jednym z placów deskorolkarze ćwiczą skoki. I ni stąd ni z owąd budynek sprzed 900 lat.

Wejście do kościoła św. Andrzeja

Zbliżając się do drzwi wyłowiłem z ulicznego gwaru jakby cichy, wysoki, kobiecy śpiew. W środku nie był wcale głośniejszy, tylko teraz było słychać, że śpiewających jest ich więcej. Gdzieś w przylegającym do kościoła klasztorze klarysek trwały modlitwy. Monotonnie, niby słabo, a jednak nieustannie.

I ta dziewczyna. Klęczała nieruchomo przed kratą oddzielającą przedsionek od reszty kościoła i klasztoru. Nie podniosła głowy ani na mnie, ani na dwie kobiety, które też przez chwilę siedziały w przedsionku. Nie wiem, czy żarliwie się modliła, czy też zatapiała w dźwięki dobiegające z oddali pomieszczeń klasztornych. Może była siostrą, która opuszcza na zawsze klasztor i po raz ostatni chce posłuchać tego co już do niej nie należy. A może przeciwnie – przyszła tam z powołaniem i rozważała najważniejszą w życiu decyzję? A może po prostu zaszła do św. Andrzeja i dała się ponieść panującej tu atmosferze?

Komentarze

Śledź komentarze do tego artykułu: format RSS

  1. krzychu

    Naprawdę ładny wpis. I ujmujący. Z mojej strony chętnie dodałbym klasztor klarysek na ul.Smoleńsk, ale to inna historia. Św.Andrzej jest wręcz niezwykły. Jak będziesz miał okazję, to zerknij też do św.Anny.
    A tu miły kąsek:
    http://born66.net/foto/main.php/v/katedra/?

  2. ewa777

    Ja też w Krakowie zwykle chodzę do wielu kościołów. Teraz, niestety, wiele jest niedostępnych w powszedni dzień.

  3. Mońja

    Hej Vroo,dawno nie byłam na Twoim blogu (chyba kilka miesięcy..), a tymczasem weszłam i wciągnęłam się na Twój spacer po krakowskich kościołach ;)
    Przypomina mi się jak z dwójką przyjaciół też zwiedzałam Karaków kilka lat temu, w dość deszczowej aurze, stąd nasze szelszczące, zakupione w kiosku wdzianka w kolorach „rasta” -żółty , czerwony i zielony…wyglądaliśmy dość kosmicznie;) pozdrawiam

  4. eroqa

    Świetny opis. Jak przeczytałam o Ave Maria, to chciałabym odrazu to usłyszeć. Bravo!

  5. Godefroy

    Hej, jak będziecie mieli czas, to wpadnijcie do kościoła św. Franciszka Salezego (ss. Wizytek). Przepiękny barokowy kościółek, który stoi nieco na uboczu starego miasta; przy ulicy Krowoderskiej. Jest tam cisza i spokój, a wnętrze urzeka epokowym wykończeniem. Przepiękna fasada, słoneczny zegar na klasztornej ścianie frontowej z sentencją: „Życie sen krótki” i olbrzymi zakonny ogród z bardzo cenną kapliczką, tzw. Kalwaryjką. Niestety niedostępny dla zwiedzających, ale widoczny z kamienicy obok. Szczerze polecam. Bardzo urokliwe miejsce…

Zostaw komentarz

W komentarzu można (choć nie trzeba) używać podstawowych znaczników XHTML.


Jak stąd uciec?

Najedź kursorem nad linka aby przeczytać opis...

Moje - prywatne: