VrooBlog
W poszukiwaniu zaginionego stawu
Czyli – do czego mogą się przydać zdjęcia satelitarne.
W Google Earth pojawiła się też moja okolica i to w całkiem niezłym detalu. Usiadłem z mapą przed monitorem i zacząłem wyszukiwać szczegóły z mapy – kolejne drogi, budynki, nawet linia energetyczna, która leci przez las. W pewnym momencie zwróciłem uwagę na następujący fragment.
Gdzie jest las, zapewne widzicie. Jasna powierzchnia to łąki, a ciemna – prawie czarna – to woda. No i coś się nie zgadza, stwierdziłem. Czarna plama po lewej stronie ekranu to znany mi doskonale staw, który pojawił się kilka notek temu. A co z drugą plamą? Zaglądam na mapę, nic tu nie ma. Jedynie stary plan MPK z 90 roku pokazuje w tym miejscu małe niebieskie oczko.
Ruszyłem więc dzisiaj z aparatem i miną odkrywcy. Rzeczywiście coś jasnego prześwituje… Po przedarciu się przez krzaczory otwiera się moim oczom cudowna łąka.
Idę dalej, łąka się rozpościera na przestrzeń może 100-200 metrów. W końcu docieram też do stawu, po tegorocznych suszach zostało z niego już bardzo niewiele.
Jakim cudem tego wcześniej nie znalazłem łażąc i rowerując po lasach? Odpowiedź prosta – leśne ścieżki łąkę omijają z daleka, a drzewa rosną wokół tak gęsto, że nikomu nie chce się tam zapuszczać. No i 3 kilometry od osiedla, wciaż w granicach Warszawy mamy staw, który dopiero widać na zdjęciach satelitarnych. :-)
Nie zapuszczają się tu nawet grzybiarze. Dowodem tego pięknej urody koźlaczek, na którego trafiłem w pobliżu stawu.
Ciekawe co jeszcze odkryję dzięki Google Earth. :)
Komentarze
Śledź komentarze do tego artykułu: format RSS
Aż się uśmiechnęłam :) Jesienna łąka… ach :)
tak miło czasem z góry popatrzeć.