VrooBlog

VrooBlog

Nie wierzę psychologom!

czwartek, 25 sierpnia 2005 00:12

Nagłówek artykułu w niedawnym wydaniu Ozonu alarmuje:

Czy ci, którzy przeżyli zamachy w Londynie, mają szansę wrócić do normalnego życia? Psychologowie leczący ofiary ataków na WTC przekonują, że jest to możliwe. Ale pomoc musi przyjść natychmiast.

No tak, bez psychologa ani rusz. Jedną z największych krzywd, jaką wyrządziła ludziom współczesna psychologia, jest wpojenie nam przekonania, że POTRZEBUJEMY POMOCY. Że z każdym stresem trzeba się zgłosić do specjalisty, że w każdym odchyle od „normy” należy się dopatrywać „problemu psychicznego”, że wszystko, wszystko, wszystko trzeba leczyć.

Życie londyńczyków i mieszkańców N.Y. po zamachach nie zmieniło się. Nie cierpią głodu, chorób, prześladowań. Prowadzą życie na poziomie, którego 95% świata może im zazdrościć. Sami sobie stworzyli ten strach.

Psychologia i cały wianuszek nauk okolicznych ściąga odpowiedzialność z człowieka. Każe się doszukiwać „przyczyn”, „uwarunkowań”, „obiektywnych powodów”. Media dokładają swoją cegiełkę i robią z nas ofiary.

To nie ty! To Twoi rodzice! To nie ty! To koniunkcja Marsa z Saturnem! To nie ty! To żyły wodne! To nie ty! To ten okrutny świat, Rywin, Balcerowicz i moherowe berety! Bój się terrorystów! Bój się Bin Ladena! Bój się Arabów!

Zamachy terrorystyczne to dla psychologów świetna pożywka. Tym bardziej, że strach umiejętnie podtrzymują media. Parę razy w lipcu jechałem warszawskim metrem i też parę razy zostałem zapytany „czy się nie boję?”. Czego niby? Większe jest prawdopodobieństwo, że paru dresów zakatuje mnie pod moim blokiem, niż że ktoś podłoży bombę.

A wydawało się, że psychologia pójdzie w innym kierunku. Że da nam oręże do walki z naszymi słabościami. Victor Frankl, psychiatra, który przeżył Oświęcim udowadniał, że nawet takie sytuacje każdy może przetrwać dzięki sile woli, nadziei i własnym zasadom. Wytrzymał głód i choroby wyobrażając sobie jak prowadzi wykłady będąc już wolnym.

I dopóki psycholodzy nie zdominowali naszego myślenia, ludzie po wszelkich tragediach zachowywali się normalnie… Po drugiej wojnie światowej we wszystkich krajach zabrano się za czynność bardzo oczywistą czyli robienie dzieci – stąd „baby boom” zarówno w Polsce jak i gdzie indziej. Teraz by już nie było tak łatwo.

Popularny program leczenia uzależnień „12 kroków” na samym początku głosi: Przyznaj otwarcie, że jest to problem, którego nie jesteś w stanie sam/a rozwiązać.

A dlaczego problemu nie da się samemu rozwiązać? Samemu, z pomocą literatury, samodyscypliny, zdrowego rozsądku i Boga? (niepotrzebne skreślić?) Każdy z nas ma naprawdę wiele możliwości…

No ale nic dziwnego – program napisali psychologowie, dbają o swój zawód.

Co będzie dalej? Jacek Kuroń miał przerąbane w szkole, ponieważ był dyslektykiem. Nikt wtedy o takiej chorobie nie wiedział, więc Kuroń musiał zacisnąć zęby i poradzić sobie. Teraz pewnie machałby papierkiem, który załatwiła mamusia i śmiał się z wołów, którzy muszą się uczyć.

Komentarze

Śledź komentarze do tego artykułu: format RSS

  1. Batkocz

    Hm, wydaje mi się, że nie masz racji, co do tych 12 kroków. Ich twórcami nie byli psychologowie tylko wspólnota Anonimowych Alkocholikow (założyciele to makler i chirurg).Zresztą AA obywa się bez pomocy psychologów a jej istotą jest wzajemne wsparcie alkoholików i chyba właśnie tego się tyczy ten pierwszy krok. Inna sprawa, że te 12 kroków zostało „zawłaszczone” przez psychologów i na tej bazie porobili całą masę 12 kroków dla innych grup uzależnionych – dla netocholików też ;)
    Co do reszty opinii o psychologa to rzecz jasna bym polemizował ale to raczej na dłuższą dyskusję. Powiem tylko tyle, że można też przytoczyć całą grupę znanych ludzi, którzy nie poradzili sobie z traumatycznymi doświadczeniami wojny i popełnili samobójstwo.

  2. Wiedzma

    Co do 12 kroków…Pierwszy krok, pierwszy etap na drodze do…wolności polega na przyznaniu, że to coś mnie pokonało. Alkoholicy, którzy tego nie przyznają to ludzie wierzący, że w każdej chwili o własnych siłach mogą przestac pić. Cóz…Mylą się. „problem, którego nie jestem w stanie sam rozwiązać „. Może źle interpretuję, ale to samodzielne rozwiązywanie owego problemu rozumiem jako bycie poza wspólnotą , a bycie poza wspólnotą zdrowiejących alkoholików jako brak świadomości własnej choroby, brak przyznania się do porażki, do swojej słabości, do tego, ze pokonała mnie jakas ciecz (czyli nieuznawanie istnienia żadnego problemu) W tym sensie nie mogę sam…Nie chodzi tu o psychologów, chodzi o wspólnotę ludzi z tym samym problemem, a ściślej o świadomość problemu.
    Psychologom chyba rzeczywiście przypisuje się często jakieś cudowne moce…Ale może właśnie na tym, iż pacjenci wierza w te moce polegają sukcesy terapeutyczne specjalistówJ. Zgadzam się, nie należy zupełnie tracić wiary w swoją siłę i postrzegać siebie jako słaba istotkę krzywdzoną przez ludzi, bezradną wobec losu. Sama wiele osiągnęłam tylko dzięki autodeterminacji, bez pomocy specjalistów…Ale psychologów nie wyrzucajmy ze społeczeństwa, wydaje mi się ,ze to sa ludzie, którzy mają pomóc nam w tym naszym samodzielnym zdrowieniu, na tym polega ich rola (podobnie jak rola wspólnot AA).

    Jeszcze coś…Jeżeli z Bogiem to nie sam.
    Pozdrawiam.

  3. of-mice-and-men

    wiesz Vroobelku, z calym moim sceptyzmem i zamieszkiwaniem w Londynie, ale… nie masz ani odrobiny racji.

  4. limetka

    Niestety, też tutaj się nie zgadzam…

Zostaw komentarz

W komentarzu można (choć nie trzeba) używać podstawowych znaczników XHTML.


Jak stąd uciec?

Najedź kursorem nad linka aby przeczytać opis...

Moje - prywatne: