VrooBlog
Archiwum bloga na lipiec 2005.
Epoka kamienia łupanego
35% energii w baterii do laptopa to moja obecna szansa na kontakt ze światem. Prądu po burzy nie ma, internet nie działa, jest jeszcze modem. Posłucham trochę muzyki z discmana i pójdę spać.
Dla oczekujących deszczu :)
Tutaj można zobaczyć jak się zbliża:
Mapa radarowa Polski
A tutaj – czy z deszczem będzie coś jeszcze:
Aktualne zjawiska burzowe
People Are Strange
Blogonoweli ciąg dalszy. Pewna dziewczyna zmieniała co jakiś czas adresy swoich blogów, niektóre ukrywała, sprawdzała statystyki, czy aby nie wchodzi ktoś przed kim chiała się ukryć. Teraz zaglądam na stronę tego ktosia – w zespole prowadzącym widzę jego oraz uuups imię i nazwisko koleżanki. Za chwilę wystarczy minuta poszukiwań w googlu, aby skojarzyć (całkiem osobistego) bloga z realną osobą. Skasowanie bloga nic nie da, bo archiwa działają. I po co było to całe ukrywanie?
Z drugiej strony, nawet wiedząc, że robi źle i że tego ujawnienia może żałować – czy mamy prawo interweniować, nawracać, opieprzać? W końcu ludzie są dorośli. A że zachowują się dziwnie to już ich sprawa.
Wrażeń z kina część druga
Aprile – dawno nie widziałem większego chłamu. Gatunkowo: komedia. Nanii Moretti, słynny (podobno) reżyser włoski gra tu samego siebie. Trzy lata z życia: w kraju wybory, jemu się rodzi dziecko, do głowy wpadają kolejne pomysły na filmy. Pomysł nie jest zły, wykonanie woła o pomstę do nieba. Facet się snuje, wpada na różne naiwne pomysły, tylko nie mam pojęcia po co widzowie mają o tym wiedzieć. Napisy przekazują czasami 1/3 dialogów (pamiętacie scenę z tłumaczeniem z japońskiego w „Między słowami”?), jeśli ktoś nie zna włoskiego, nie zrozumie za wiele…. Film wygląda tak, jakby Zanussi zabrał się za kręcenie telenoweli dokumentalnej. Zdecydowanie odradzam.
Sposób na teściową – kino wakacyjne, więc wymagania odrobinkę obniżymy. Fabuła tradycyjna – mamusia, słynna dziennikarka nie wyobraża sobie związku syna ze zwykłym tempem, czyli panną, która podejmuje różne prace czasowe żeby się utrzymać. Nie zaczyna się to najlepiej. Autentyczność dialogów jak w serialu „Wiedźmin”, główna bohaterka (Jennifer Lopez) papierowa i bez wyrazu… Dopóki nie poznamy tytułowej teściowej. Jane Fonda uratowała ten film. Im więcej pojawia się, tym lepiej, od połowy zaczynamy się bawić na dobre. Koniec zaskakujący, ale od razu oblany typowym amerykańskim lukrem. Do klasyki komedii romantycznych spod znaku Meg Ryan wiele jednak brakuje.
Szpula
Parę minut temu wyjrzałem za okno i taki oto widok.
Ja rozumiem, ludzie różne rzeczy z samochodów wyrzucają, ale coś takiego? :) Co ciekawe, mostek jest na podwyższeniu, prędzej czy później szpula ruszy w dół…. Na razie samochody omijają ją bezpiecznie.
Epidemia funtestów
Robią inni, zrobię i ja! :-)
„Co Ty wiesz o Vroobelku?”
http://vroobelek.funtest.pl/ (link już nie działa)
Update z 25 lipca:
Test zamknięty, nie spodziewałem się 40 osób :-) Ci, którzy podali e-mail dostali prawidłowe odpowiedzi.
Pierwsza piątka:
1. Mus
2. Lidka
3. Batkocz
4. ILoveYouBaby
5. Rozalka
Gratuluję! :)
Blogowe pokrewieństwa
Też tak macie?
Wchodzę na nieznanego bloga, szybki rzut oka na treść – i nie czytam na razie dalej, patrzę kto jest w linkach. Czy będą jacyś znajomi, czy będą tam blogi, które sam czytam, czy autor zajął dobre miejsce w „blogosferze”.
Na przykład nie-mieszany.blog.pl (temu koledze akurat się film Bombon podobał), nie doczytałem do końca notki, w linkach widzę: Babcia Małgosia (aha), TrzaskPrask (aha), WarsawDaily (aha). Swój człowiek, warto czytać dalej.
Spontanicznie
Te notki sprawiają wrażenie zaplanowanych od początku do końca. Tak mi parę dni temu Kamyczka powiedziała (i nie tylko). I racja. Bo są zaplanowane. Mam sobie na dysku pliczek „blog-szkice.txt”, w którym rzeźbię kolejne wpisy… i wcale nie uważam że robię coś nie w porządku. To nie jest i nie będzie pamiętnik osobisty. Spontanicznie piszę tylko dla siebie i to mi wystarczy. A skoro bloga ma oglądać świat to niechże ten tekst ma jakąś formę… :>
Autocenzura troszkę mi jednak ciąży. Coraz bardziej mam świadomość, że ktoś wpisując moje imię i nazwisko do google (pozdrowienia dla wszystkich potencjalnych Klientów i Pracodawców), dostanie na początku ten właśnie adres. Z drugiej jednak strony to ulga – że nie muszę się bać, ukrywać swoich danych, bo a nuż ktoś mnie znajdzie.
Myślę czasami nad „blogiem numer II”. Gdy mam doła to napisać tam konkretnie przez kogo, gdy mi jest dobrze, to też rozwinąć co i jak…. Ale w sumie po co? Od tego mam przyjaciół, żeby im się zwierzać. Jasne, bloga można założyć tylko dla wybranych osób… ale wtedy bać się czy adres/hasło nie uciekło? To już lepsze gadu gadu. Poza tym staram się ograniczać hipokryzję w swoim życiu. :)
Raport kinowy
Pamięć złotej rybki. O tak, świetny film na randkę. :-) Komedia romantyczna o różnych odmianach związków. Skaczemy od podstarzałego profesora literatury angielskiej, który podrywa studentki (wszystkie na tę samą metodę), przez dziennikarkę-lesbijkę, do sympatycznej pary gejów. Bohaterowie się w trakcie filmu przemieszają, zmienią zdanie o swoich związkach, w efekcie jeden z gejów zostanie tatusiem… :-) Formuła filmu podobna do „Love Actually”, choć postaci mniej wyraziste (tzn nie potrafiłem czasami rozpoznać kto jest kim). No i natrętne skupienie się na parach homoseksualnych troszkę może irytować. W każdym razie kilka osób salę kinową opuściło przed czasem…
Bombon – El Perro. Jakim cudem ten film dostał pięć gwiazdek w Wyborczej, nie mam pojęcia. Pomysł nawet ciekawy – 50-letni mechanik samochodowy traci pracę, nie widzi dla siebie perspektyw, Argentyna w czasie kryzysu przypomina jako żywo Polskę B. Krótko potem trafia do niego piękny pies z rodowodem. Pojawia się plan, aby pojechać na wystawę psów (na której oczywiście bohaterowie zdobędą nagrodę). I na tym oryginalność tematu się kończy, a zaczyna mozolne ciągnięcie do końca. Film staje się całkowicie przewidywalny (i nawet scena zalotów pieska nie budzi wielkich emocji). Nie tylko gospodarka, ale i kinematografia obu krajów są więc podobne.
„Seks pozamałżeński jest grzechem!”
… tak nawoływał (po polsku) amerykański kaznodzieja w dolince przy stacji metra Centrum. Tysiące kilometrów, uciążliwa podróż i pobyt, ten dziwny szeleszczący język. A jednak poczucie misji i wartości tego co się robi pozwala ominąć wszystkie przeszkody.