VrooBlog

VrooBlog

Archiwum bloga na kwiecień 2005.

pl.rec.muzyka.klasyczna – nareszcie!

niedziela, 17 kwietnia 2005 22:27

Cieszę się. Bo dzisiaj, po prawie jednomyślnym głosowaniu powstała w Usenecie grupa pl.rec.muzyka.klasyczna. O jej założenie, ja i parę innych osób walczyliśmy od 6 lat. Byłem autorem ostatniej propozycji z 2002 roku, która wreszcie została poddana pod głosowanie

Najpierw dyskusje na pl.news.nowe-grupy. Niekończące się spory o nazwę, o opis, bo przecinka nie wstawiłem, bo nie napisałem jakiegoś zakazu (tak jakby opisy grup ktokolwiek czytał….). Biurokracja na własne życzenie. Usenet to społeczność internautów – i właśnie paru z nich stworzyło długaśne regulaminy, procedury. Z uśmiechem odpowiadali, że pół roku czy rok czekania to normalka.

Przykład jak skomplikować prostą rzecz…

Jest grupa ludzi, która chce rozmawiać o muzyce klasycznej. Nie chcą się gnieździć po różnych forach, chcą mieć jedno miejsce w ogólnoświatowej sieci i świetne archiwum w groups.google.com. Anglojęzyczny odpowiednik rec.music.classical istnieje od kilkunastu lat… Jednak Polska to taki dziwny kraj, że wszystko powolutku, systematycznie, według re-gu-la-mi-nu, bo jakżeby inaczej? I my się dziwimy, że mamy durne przepisy prawne, skoro zwykli ludzie tworzą takie rzeczy?

Powiedz mi jak grasz, a powiem ci kim jesteś :)

piątek, 15 kwietnia 2005 14:31

… Przecież nie grozi żadne niebezpieczeństwo. Nie ma ryzyka porażki. To tylko fikcja, sposób na oderwanie się od rzeczywistości.

A jednak grywając w moją ulubioną grę strategiczną – Age of Empires II – najczęściej powtarzam jeden schemat. Wycofuję się w rejon mapy, gdzie mam najdalej od komputerowych przeciwników, następnie buduję fortyfikacje i zaczynam rozwijać ekonomię. Farmy, wydobycie, technologie, jednocześnie mocna defensywa, żeby przeciwnicy się nie czepiali moich ciężko pracujących wieśniaków. Często zalecana strategia jest zupełnie inna. Np. nękanie osiedli przeciwnika, aby ten nie mógł dobrzze się przygować, albo od razu pójście na żywioł i rozwalenie tego co się da.

Właściwie dla mnie AOE jest grą ekonomiczną – gdy ja już zbiorę wszystkie możliwe resources jakie mam na planszy, to komputerowi przeciwnicy nie mają już dawno siły, żeby mnie atakować. Wtedy wyruszam armią 60-100 osób i metodycznie niszczę bezbronnych rywali.

No i to jest dokładnie taki sam schemat jaki stosuję w życiu. Długie przygotowania. Sprawdzenie wszystkich wariantów. Gromadzenie wiedzy i zasobów. Pytany odpowiadam „właśnie nad tym pracuję”. Gdy już się przygotuję, uderzam mocno i zwykle bezbłędnie. O ile oczywiście jest w co uderzać. Bo świat trochę bardziej dynamiczny niż gra komputerowa – i może się okazać, że w obecnej sytuacji moje przygotowania są już absolutnie bez sensu.

Obrona Częstochowy :-)

A w tym czasie wydobycie :-)

Trzynastego — nic pełnoziarnistego

środa, 13 kwietnia 2005 19:54

Miejsce, które natychmiast wypełniło mnie poczuciem beznadziei.

Ludzie czekają.

Przybyli w strachu i niemocy z całej Warszawy.

Milczą posępni, o czym tu mówić – i jak tu mówić, skoro może właśnie gardło zaatakowane zostało przez chorobę czy ciało obce.

Poczekalnia ciemna, ciasna, szara.

„Teraz numerek 22 wszedł – czekamy od 8 rano, ale niektóry rezygnowali – pan ma numer 44? No to 5 godzin minimum. Może jeszcze dzisiaj pan zdąży. Może.” (usłyszane o godzinie 14:30)

Ostry dyżur laryngologiczny w szpitalu na Banacha. Warszawa, Unia Europejska, XXI wiek.

(Jednak wróblowi ziarenka wszystkie nie służą. Coś ostrego z bułki pełnoziarnistej zaczepiło mi się w przełyku, podobno już znikło, zostawiając jedynie rankę, jak stwierdziła pani laryngolog w przychodni prywatnej. Mam nadzieję, że miała rację, bo udusić się w czasie snu bym nie chciał.)

Senne dylematy

poniedziałek, 11 kwietnia 2005 07:58

Moje sny sprawiają mi często niespodzianki.

W pierwszej części nocy klasyczny sen przygodowy, piękne kobiety, wielkie intrygi, choć najbardziej zapamiętałem
– gdy z kolegą wypiliśmy butelkę wina i butelkę spirytusu na tarasie jednego z ekskluzywnych warszawskich biur, po czym dołączył się do nas prezes i uprzejmie konwersowaliśmy w języku angielskim,
– gdy zaczepił mnie jakiś nieznany minister sprzed kilkunastu lat – i obszernie cytując statystyki zaczął mnie przekonywać, że Polska traci na transporcie lotniczym (co robił z wielkim przejęciem).

Niestety druga część nocy była bardziej przyziemna. Jechałem pociągiem do Poznania, najpierw biegłem co sił na dworzec, potem okazało się że wsiadłem do ekspresu, mając bilety na pospieszny. Reszta snu to dylematy – wysiąść czy kupić u konduktora bilety na ekspres. Tak zajmujące, że postanowiłem się obudzić. I oto jestem. :->

Zaćmienie wieży

niedziela, 10 kwietnia 2005 14:31

Warszawa, koresp. wł.

W sobotę, w godzinach popołudniowych Vroobelek zaćmił wieżę Zamku Królewskiego. Vroobelek (25) to znany egotysta i autor poczytnego bloga.

Mimo wietrznej pogody, plac Zamkowy wypełnili liczni fani. Bohater dnia nie speszył się jednak publicznością i zaćmił wieżę z właściwym sobie opanowaniem.

Zdarzenie udokumentował mus, fotoamator z Marysina.

Zaćmienie cz. 1
Zaćmienie cz. 2
Zaćmienie cz. 3

Zapatrzenie

piątek, 8 kwietnia 2005 17:34

A przecież mieliśmy tyle do obgadania. „No i gapimy się na siebie jak te dwa debile”. Ileż można się patrzeć bez przerwy? 10 minut? Pół godziny? Jeszcze nas stąd wyrzucą.

Prawda, która sprawdzała się już wcześniej, gdy spotykałem kogoś z sieci – ale nigdy tak dobitnie. Gdy czytamy swoje blogi, kłócimy się na gg, czatach czy forach – wtedy znamy się we wszystkim poza jednym. W realu ma już znaczenie tylko powierzchowność: wygląd, mimika, gesty, dotyk.

– „Ciekawe, jaka będzie Twoja notka.”
– „Twoja też.”

Co powinienem jeszcze napisać?

Żeby się spotkać, trzeba się sobie przypatrzeć. Więcej, trzeba się siebie napatrzeć. Jak się człowiek nie napatrzy, to się nie spotka.

(JPII, Tarnów, 10VI1987)

Te słowa chodzą mi po głowie od wczoraj.

A niebo jest nadal niebieskie

środa, 6 kwietnia 2005 23:37

Jeśli jedna osoba Ci powie, że masz włosy w kolorze niebieskim, zignoruj ją.

Jeśli powie to druga osoba, uśmiechnij się.

Jeśli powie to trzecia osoba, zasuwaj po szampon, a w międzyczasie pytaj, jaki dokładnie to odcień.

Opinie innych często czynią nam wielką krzywdę. Ilu ludzi złamanych zostało przez złośliwości otoczenia, bezmyślność rodziców, plotki, rzucane przypadkowo uwagi. Z drugiej strony bez tego co słyszymy o sobie trudno by było żyć. Mądrością jest umiejętność przekształcenia krytyki w coś konstruktywnego i znalezienie siły, aby to co nie da się przekształcić – odrzucić zdecydowanie jak najdalej.

Rocznica

6 kwietnia 2005 17:14

Ten blog ma już rok. Tyle czasu przetrwał prowizoryczny szablon, moje chęci do uzupełniania i kilkudziesięciu regularnych czytelników.

Wtedy tak sobie zapisałem w prywatnym pamiętniczku:

Dlaczego blog?

1. Zapiszę wrażenia, pomysły, uwagi, które inaczej by zniknęły. A które nie są na tyle osobiste, żeby ich nie upublicznić.

2. Poćwiczę się w pisaniu. W moich planach życiowych ma to znaczenie.

3. Rozmowy z innymi… to może tylko przynieść coś ciekawego. Szczególnie gdy zupełnie się nie zgadzamy. :-)

4. Lekkie dowartościowanie. Nie, nie traktuję bloga jako formy psychoterapii, ale zawsze radośniej gdy można przeczytać krzepiący komentarz.

Zastanawiam się, na ile ta chęć dowartościowania sprawia, że piszę pod publiczkę, z nadzieją otrzymania komentarza. Na ile sprawia, że czasami prowokuję, aby uzyskać określony efekt.

Zacząłem od notki o autocenzurze. To dylemat stale aktualny. O czym napisać, a co zachować dla siebie lub przyjaciół? Nadal nie znam odpowiedzi, bywa, że chlapnie mi się za dużo. Jednego jestem pewien: że granice jakieś muszą być.

Dziennik czy blog jak wy to nazywacie, […] jest niby z założenia wyznaniem intymnym, i słusznie się spodziewacie tutaj tego co lubicie, czyli szczegółów osobistych, i czasem one są, ale tylko wtedy kiedy uznaję że ma to funkcję także inną, albo wtedy kiedy pomyślę że wielu ludzi ma podobne problemy co ja i pewnie też nie umie sobie z nimi poradzić, lub kiedy uznam że coś jest tak powszechne że warte publikacji, a przede wszystkim kiedy mam ochotę podzielić się szczegółem który mnie samą cieszy, bawi, sprawia mi przyjemność, zastanawia, uczy… i wtedy zdradzam coś intymniejszego, nie przekraczając jednak granicy która dawno, dawno temu założyłam…

Z dziennika Krystyny Jandy.

Samoloty

6 kwietnia 2005 08:19

Odwiedzam koleżankę, wyglądam odruchowo za okno. I osłupiałem. W pewnym momencie kończy się ulica, a zaczyna pas startowy, po którym kołują samoloty. Rozpoznaję jakiegoś mniejszego Boeinga w barwach LOT-u, i całkiem małego Embraera 145, ale co one tam robią? Trzaskam fotkę za fotką z maksymalnym zoomem, nie wychodzi z tego za wiele.

Wracamy całą grupą, trzeba sprawę zbadać. Ale za oknem widzimy już tylko kamienistą plażę i dużo, dużo, dużo wody.

Wspólnie dochodzimy do teorii, że to jakiś rodzaj złudzenia optycznego, które zdarza się nie tylko na pustyni, ale i na morzu. Odbicie obrazu od chmur. Ale zastanawiam się co to było naprawdę.

Samoloty śnić = jesteś na wylocie.

(sennik nowoczesny)

Zgromadzenia

wtorek, 5 kwietnia 2005 21:37

Mecze, koncerty, wiece, msze.

Przerażają mnie. Co tym setkom, tysiącom ludzi przyjdzie do głowy?

Nie pozwalają mi przeżyć wydarzenia. Na koncertach zawsze idę pod scenę, lub kupuję bilety z przodu. Jaki sens bycia tam w odległości kilkuset metrów? Nie lepiej przed telewizorem?

Są nieprzewidywalne. O której trzeba przyjść, żeby mieć dobre miejsce? Czy wystarczy biletów? Czy może będziemy się dopychali do w pełni wyładowanej sali? Czy znowu czekają przepychanki z ochroną, która wygania spod sceny? Czy znowu komuś będzie przeszkadzało, że odbieram muzykę żywiołowo? Po co przychodzicie na koncerty rockowe, skoro chcecie siedzieć przez 3 godziny z kamienną twarzą?

Może to moje samotnictwo się odzywa. Chęć bycia sam na sam z tym czymś wyjątkowym. Rozumiem doskonale pana Piotra Kaczkowskiego, który namówił Tori Amos do prywatnego koncertu. Podobno na sali znalazło się z 10 osób.

Właśnie skończyła się msza na placu Piłsudskiego. Zazdroszczę tym, którzy potrafią w takich warunkach cokolwiek przeżywać.


Jak stąd uciec?

Najedź kursorem nad linka aby przeczytać opis...

Moje - prywatne: