VrooBlog
„…you know…” jakie do diabła „you know”?
środa, 3 listopada 2004 09:24
Spisek jakiś czy co? Co chwilę spotykam kolejne osoby, które właśnie zaczęły przerabiać lekcje angielskiego z BBC.
Od poniedziałku męczę się z cyklem „Language to go”, rozmowy z londyńczykami na ulicy. Łorety, jak ci najtiwi mogą słyszeć konkretne zdania w czymś co brzmi dla mnie jak „buaubaudlau”? Mimo wielokrotnego słuchania nie udało mi się dosłyszeć pewnych fragmentów transkrypcji. I ja chcę mieć klientów międzynarodowych??? Całe szczęście Rosjanie, Holendrzy czy Czesi mówiący po angielsku robią to nieco wyraźniej.
Komentarz - jeden samotny
Śledź komentarze do tego artykułu: format RSS
Nie masz się co dziwić:) Byłam za granicą w różnych miejscach a że nie znam angielskiego, tylko ten obrzydliwy niemiecki bez problemu mogłam sie nim posługiwać wszędzie TYLKO NIE W NIEMCZECH:)Historyjka z lotniska Lipsko: Wysiadam z auta i podchodze do taksówkarza zapytać gdzie znajde czynny kantor(po 2 godz. szukania – w niedziele wszystko jest czynne później a było to ok.8 rano)staram się bardzo ładnie po niemiecku, gramatycznie i co??? z odpowiedzi zrozumiałam tylko jeden gest (tam – wystawił rękę),jak zaczął zasuwać po germańsku to żałowałam, że zapytałam.Podziękowałam ślicznie po deutch i wsiadłam z uśmiechem do auta. Na co pytają mnie „no wiesz gdzie ten kantor?” a ja już z nieskrywaną wściekłościa (bo taxi było daleko) „NIE MAM POJECIA”
Wniosek: ONI NA PRAWDĘ TAK NIEZROZUMIALE MÓWIĄ